Szpital [BL]

166 16 3
                                    


Siedziałem wpatrzony w ekran monitorujący twoje parametry życiowe. Wydawał charakterystyczny wysoki dźwięk. Nie odrywałem od niego oczu, chciałem wiedzieć, czy wciąż przy mnie będziesz. W głębi duszy bałem się. Bałem się jak małe dziecko tego, że ten dźwięk ucichnie, a wszystkie fale na ekranie stworzą obraz równoległych do siebie prostych. Nie chciałem, aby tak się stało. Ciężko westchnąłem, opuszczając głowę.

     – Złamana ręka, połamane żebra i wstrząs mózgu – powiedziałem do siebie zmęczonym głosem. Spojrzałem na ciebie i dodałem z lekkim uśmiechem – Gdzieś ty się tak urządził? Kto cię tak urządził? – Drugie pytanie wypowiedziałem ciszej.

     Złapałem za twoją dłoń leżącą bezwładnie na łóżku. Nie była ani ciepła, ani zimna. W normalnych okolicznościach by mnie to rozbawiło, jednak nie w takiej sytuacji. Nie, kiedy leżałeś nieprzytomny na OIOM-ie po tym, jak znaleziono cię w jednej z bocznych uliczek. Gdyby nie tamten bezdomny, pewnie leżałbyś tam jeszcze przez jakiś czas. Na samą myśl o tym, ścisnąłem dłoń jeszcze mocniej. Będę przy tobie siedział tak samo jak ty przy mnie, kiedy sam byłem tutaj pacjentem. I pomyśleć, że zaledwie kilka godzin temu wypuszczono mnie do domu po dwumiesięcznej przerwie w szpitalu. Miałeś po mnie przyjść, ale się nie zjawiłeś. Zamiast wracać z matką, postanowiłem cię szukać i nie żałuję tej decyzji. Nawet nie wiem, dlaczego to zrobiłem, może to instynkt, ale wiem, że nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby stało się inaczej.

***

     Próbowałeś powstrzymać się od śmiechu, kiedy opowiedziałem ci jeden z żartów o Jasiu. Mimowolnie sam zacząłem chichotać. Każdy, kto byłby w sali, przyznałby, że kawał nie był zabawny, a my nie mamy poczucia humoru. Jednak gdy ty zaczynałeś się śmiać, ja nie mogłem tego zignorować – twój śmiech był zaraźliwy. Wciąż nieco rozbawiony, spojrzałeś na zegar, który wisiał na jednej ze ścian.

     – Będę musiał się zbierać – powiedziałeś, lekko się uśmiechając. – Mój ojciec będzie wściekły, jak znowu się spóźnię. Ale przyjdę jutro. Pojutrze także.

     – Nawet nie wiesz, jak się cieszę – odpowiedziałem. Nie ukrywałem tego, że każda twoja wizyta była dla mnie najlepiej spędzonym czasem w tamtym okresie. – Będę tu czekać. Zresztą i tak nigdzie się nie wybieram.

     Uśmiechnąłeś się szerzej i powoli wstałeś z krzesła.

     – W takim razie, do jutra – dodałeś, po czym ruszyłeś w stronę drzwi.

     W jednej chwili podjąłem decyzję. Dałem się ponieść impulsowi i złapałem cię za rękę.

     – Poczekaj.

     Spojrzałeś lekko zdziwiony na nasze dłonie, a następnie przeniosłeś wzrok na mnie.

     – Nie dostanę nic na pożegnanie? – zapytałem z zawadiackim uśmiechem. Starałem się udawać pewnego siebie, jednak w środku nie wiedziałem co dalej robić. Serce biło mi niewyobrażalnie szybko. Czekałem na twoją reakcję, a każda sekunda niemiłosiernie mi się dłużyła.

     Uśmiechnąłeś się delikatnie i zrobiłeś kilka kroków w moją stronę. Ścisnąłem mocniej twoją dłoń, przyciągając do siebie. Powoli zbliżyłeś swoją twarz do mojej. Zamknąłem oczy w momencie, gdy nasze usta się złączyły. Ta krótka chwila, kiedy mnie pocałowałeś, była wszystkim, czego w tamtym czasie pragnąłem.

     – Nie obraziłbym się, gdybyś robił tak częściej – wyszeptałem zaraz po tym, jak się odsunąłeś.

     Zaśmiałeś się bezgłośnie.

     – Postaram się, dobrze? Zobaczymy się jutro.

     Lekko skinąłem głową, po czym puściłem twoją dłoń i odprowadziłem wzrokiem do drzwi. Tuż przed wyjściem odwróciłeś się i posłałeś jeden ze swoich cudownych uśmiechów. Serce nadal biło mi jak szalone.

***

     Ilekroć wracam do tego wspomnienia, na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. To było zaledwie kilka dni temu, a ja wciąż nie mogę przyzwyczaić się do tego uczucia. Za każdym razem, gdy mnie całujesz, moje serce momentalnie przyspiesza. Sprawiłeś, że zrobiłem coś, o czym w życiu bym nie pomyślał – zakochałem się w chłopaku. A teraz leżysz nieprzytomny na łóżku, sprawiając, że panikuję jak mała dziewczynka. Ponoć do tygodnia powinieneś być zdrowy, ale z tobą nigdy nic nie wiadomo. Zawsze tak było. Ilekroć pytałem się skąd masz siniaki, które chowałeś pod rękawami swojej bluzy, czy rozciętą wargę, odpowiadałeś tak samo – „przewróciłem się" lub „poszarpałem się z kolegą". Nie wierzyłem ci, co było oczywiste, ale nie chciałem drążyć tematu. Najwyraźniej nie chciałeś o tym rozmawiać. Splotłem ze sobą nasze palce, a następnie spojrzałem na twoją twarz. Pierwszy raz widziałem, żebyś był tak spokojny, jak teraz. Mimowolnie się uśmiechnąłem, pozwalając, by do oczu napłynęły łzy.

     – Nawet nie waż się zostawiać mnie teraz samego – wyszeptałem.


maj 2016


Zbiór Krótkich OpowiadańOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz