5. Nowi "znajomi"

1 1 0
                                    

Dziewczyna i inni dalej na mnie patrzyli jak na nienormalną. Minęło kilka minut w ciszy, po czym otworzyłam usta, żeby się odezwać, ale jakiś chłopak mnie wyprzedził.

- Pewnie jesteś nowa - powiedział. Szóstka za spostrzegawczość. - Nazywam się Michael Krabb. Jestem tu najdłużej, więc najczęściej to ja witam nowych. Wybacz, że nie byłem w stanie cię rano przyjąć, ale byłem tak trochę... zajęty - spojrzał ukradkiem na Latynoskę, która siedziała kilka siedzeń dalej. Są parą?? To dlaczego siedzą osobno? I niby czemu mnie to interesuje??

- Nie szkodzi - uśmiechnęłam się słabo. Mimo wszystko nie chciałam wypaść na bardzo złą osobę. - Um.. Jestem Aurelia.

- Amber - powiedziała blondynka o ślicznych, bursztynowych oczach. Miała na sobie jasnoniebieską, letnią sukienkę, która nie do końca pasowała do pogody. Miała naprawdę ładną opaleniznę, wcale nie wyglądała na sztuczną, ale jak można się opalić w pobliżu Nowego Jorku? Mi się to nigdy nie udało przez tyle lat. Skinęłam jej głową na powitanie.

- Ja jestem Rachel, ale możesz mi mówić Rae - machnęła do mnie ręką latynoska. Miała ciemnobrązowe oczy, wręcz czekoladowe włosy. Wyglądała na wysoką, ale nie mogłam tego dokładnie stwierdzić, bo siedziała za stołem. Miała na sobie czerwony, sportowy stanik i czarne legginsy. Włosy związała w wysokiego kucyka, co odsłaniało kształt jej twarzy. WOW, ta dziewczyna wyglądała naprawdę pięknie... - W sumie też jestem tu nowa, więc mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy - mrugnęła do mnie jednym okiem. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Dziewczyna była ciekawa, myślałam, że się dogadamy.

- Kylee - przedstawiła się krótko czarnowłosa afroamerykanka. Jej loki spływały jej gęsto na plecy. Zawsze chciałam mieć tak kręcone włosy... Świetnie, już pierwszego dnia jej zazdroszczę... Ubrana była cała na zielono jak wielka, przerośnięta paproć. Jakaś dziewczyna w rogu parsknęła śmiechem jakby słyszała co powiedziałam.

- Moira - powiedziała niska, rudowłosa dziewczyna. Jej głos był lekko piskliwy, a ona sama wyglądała jakby w każdej chwili miała wstać i zacząć podskakiwać w miejscu. To właśnie ona się śmiała. Ciekawe z czego... Miała na sobie przykrótkie, dżinsowe szorty i jaskraworóżową koszulkę na ramiączkach z dość głębokim dekoltem. Pewnie to ona wybierała mi ciuchy do szafy... Pewnie się zawiodła, widząc mój styl. - Ten tutaj - wskazała na cichego, wysokiego chłopaka, który siedział obok niej. Dotychczas tylko się we mnie dziwnie wpatrywał, ale teraz dziewczyna zmusiła go do interakcji. Uniósł lekko rękę, którą trzymał na oparciu krzesła... Jak jej tam było... Maya? Mia? Nie, jakoś bardziej grecko... A, nie ważne. Później ją o to spytam. Ciekawe czy byli parą... Trochę się tak zachowywali, ale nigdy nie ma pewności. Chłopak był wyjątkowo przystojny. Miał gęste, brązowe, zaczesane do góry włosy, ciemnoniebieskie oczy i lekko zadarty nos. Włożył na siebie czarne dżinsy, szkarłatny podkoszulek bez rękawów oraz skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami. Na plecach układały się one w wielkie C. - to Cole, mój chłopak od niedawna.

- Um... - przełknęłam ślinę z nerwów. - Miło mi was wszystkich poznać, chociaż zapamiętanie waszych imion chwilę mi zajmie. Niestety, nie mam do nich pamięci... - kilka osób się zaśmiało. W końcu przerwałam masowe wykrzykiwanie swoich imion, żeby to powiedzieć. - Jeśli mi wybaczycie w tej chwili jestem okropnie głodna, a to wszystko tak ładnie pachnie i...

- Jasne, strasznie przepraszamy - zareagował natychmiast ten pierwszy chłopak. Wskazał wolne krzesło obok Cole'a. Nieszczególnie chciałam przebywać blisko niego. Czułam coś dziwnego, kiedy na mnie patrzył. Połączenie przerażenia i chłodnej obojętności, które wiązało mi żołądek w supeł. Mógłby, chociaż, nie mieć takiego taksującego spojrzenia...

Usiadłam na miękkim, wysłanym aksamitem krześle, które przyjemnie się zapadało, kiedy spoczywał na nim jakiś ciężar. Wzięłam ze stołu talerz naleśników, który większości bardziej odpowiadał na śniadanie, ale to była tradycja moja i taty, więc od kiedy umarł zawsze jadłam naleśniki z syropem klonowym na kolację. Tak, żeby oddać mu cześć. Do tego dobrałam dwa sadzone jajka oraz kilka kawałków bekonu. Nalałam sobie soku pomarańczowego, po czym zaczęłam jeść. Prawdopodobnie wypadłam jak świnia, ale byłam niesamowicie głodna. Zjedzenie wszystkiego zajęło mi około dziesięciu minut, co było moim życiowym rekordem. Resztę czasu trwania kolacji - czyli około dwudziestu minut - słuchałam paplaniny Moiry, od czasu do czasu, odpowiadając na pytania. Opowiadała mi kto z kim jest, jak długo i tak dalej. Kiedy spytała mnie czy mam chłopaka, myślałam, że się popłaczę. Wspomnienia mimo wszystko bolą.

- Dobrze, moi drodzy - w drzwiach pojawiła się jakaś kobieta. Skądś ją kojarzyłam. I nagle mnie olśniło. To ta okropna pielęgniarka bez uczuć sprzed budynku! Swoje ciemnobrązowe włosy związała w ciasny kok na karku, a jej ciemnoniebieskie, bezduszne oczy wpatrywały się przeszywająco prosto we mnie. Miała na sobie biały fartuszek pielęgniarek z filmów, ale nie włożyła czepka. W rękach trzymała tackę z kilkoma kubeczkami. - Pora na leki. Michael - wywoływała innych po imieniu i podawała im do ręki zawartość. W środku znajdowały się tabletki w różnych kolorach. Niebieskie, zielone, różowe i żółte. - Aurelia - spojrzała na mnie wyzywająco. Wyciągnęłam do niej rękę, nie spuszczając wzroku z jej oczu. Zerknęłam tylko na kolor, żółte i zielone. Jakieś środki uspokajające?? Wzięłam je do ust i połknęłam za pierwszym razem. Mało brakowało, żebym je zwróciła, ale się powstrzymałam. Kobieta wyglądała na zawiedzioną, że nie zrobiłam żadnej awantury. Pewnie chciała mnie znowu uśpić tą głupią strzykawką. Na razie wolałam unikać wszelkich igieł. - Za dwie godziny będzie cisza nocna. Moira, kochanie, mogłabyś oprowadzić Aurelię, biorąc pod uwagę, że już się trochę ze sobą zaprzyjaźniłyście?? - zapytała, przybierając twarz oraz ton dobrotliwej ciotki. Moira energicznie skinęła głową, po czym złapała mnie pod ramię i pociągnęła.

- Mam tak mało czasu, a tak wiele do pokazania - jęknęła cicho. Ja wciąż byłam myślami przy tabletkach. Co robiły? Czemu mi je podawano?? Wyszłyśmy na zewnątrz. Dziewczyna pokazała mi basen, pole golfowe, plac zabaw, korty tenisowe, strzelnicę, boiska sportowe, salon piękności, stajnie i wielki ogród za domem. Tylko to zajęło nam godzinę. W tym czasie Moira zdążyła mi opowiedzieć tyle o mieszkańcach psychiatryka, że mogłabym dopasować ich historie do twarzy, ale wciąż nie imiona. Do tego stwierdziłam, że nigdy nie chcę się znaleźć w salonie piękności. Robili tam tyle rzeczy, które ja uznawałam za tortury, że bałam się o swoje zdrowie i wygląd, gdybym się tam znalazła. - Teraz wrócimy do budynku. Tutaj jest pokój wspólny, gdzie większość uczniów spędza czas po kolacji. Jest tam telewizor, siedem komputerów z Wi-Fi, dość spora biblioteka, mnóstwo kanap i foteli oraz kominek. Zazwyczaj jest tam strasznie głośno, więc nie polecam do czytania, ale wiesz jak jest... Niewiele osób czyta w tym ośrodku. Chyba tylko Cole - zachichotała cicho dziewczyna. Zmarszczyłam lekko brwi na tę uwagę. Czy ona twierdziła, że czytanie książek było dziwne? - Oczywiście to nie jest nienormalne czy coś... - jakby słyszała moje myśli. Zmarszczyłam brwi, patrząc prosto na nią. Skoro Cole też czyta książki to może się spikniemy... W końcu to nie byłby pierwszy raz, kiedy odbiłabym chłopaka innej dziewczynie. Jak tylko skończyłam tę myśl, Moira spojrzała na mnie z przerażeniem. Czyli jednak je słyszała!! Jak to możliwe?? - Dobrze, może chodźmy dalej - od tego czasu odzywała się zdecydowanie mniej. Pokazała mi kuchnię, pokój ciszy oraz "mieszkania" pozostałych. Jadalnię ominęliśmy, bo już tam byłam. Dowiedziałam się, że Moira mieszka trzy pokoje na prawo od mojego. Zdziwiło mnie tylko, że na te dwadzieścia osób, które tu było, nikomu nie powtórzyło się imię. W mojej starej klasie mieliśmy dwie Jessici oraz trzech John'ów. Naprzeciwko mieszkał Cole, co wyraźnie nie spodobało się dziewczynie.

- Jakby co zawsze możesz do mnie pukać! - powiedziała z lekko fałszywym uśmiechem. Nie dziwię jej się, że mnie nie polubiła, jeśli mogła wyczytać moje myśli. Teraz już wiedziałam, żeby odgrodzić się murem. Tata zawsze mówił, że to dobry sposób, by zachować swoje myśli tylko dla siebie i stosowałam to zawsze, kiedy się denerwowałam. - Dobranoc!

- Tak, tobie też - wymamrotałam, kiedy dziewczyna zamknęła drzwi. Przewróciłam oczami, po czym trzasnęłam drzwiami. Przygotowałam się do spania i po dziesięciu minutach już spałam...

Na skrajuWhere stories live. Discover now