4. Psychiatryk

4 1 0
                                    

  Powoli uniosłam powieki. Nie było to takie proste, kiedy światło mnie okropnie raziło, ale czułam jak coś mi rozkazuje, popędza. Oczy zaczęły mi łzawić, lecz się tym nie przejmowałam. Rozejrzałam się. Znów ten biały sufit. Po mojej prawej pochylał się doktor Drwal i coś mówił. Wytężyłam uszy, próbując poskładać słowa w jakieś logiczne zdanie.

  - Aurelia, panienko. - poczułam potrząsanie. Cała wata odeszła z mojego mózgu i jęknęłam. - To dobry znak. Nic jej nie będzie. - usłyszałem westchnienie z lewej strony. Przechyliłam tam głowę i zobaczyłam moją mamę, którą obejmował dupek George. Uśmiechali się miło, żebym się nie przestraszyła. Super.

  - Elia, kochanie! Jak się czujesz?? - zapytała z przejęciem.

  - Jak dziewczyna, która ma zostać wysłana do psychiatryka przez rodzoną matkę i jej beznadziejnego męża - odparłam. Widziałam ból na jej twarzy, kiedy usłyszała co powiedziałam. 

  - Kochanie, wiesz, że to konieczne... - powiedziała ze smutkiem, szukając u mnie akceptacji. Zawsze to robiła. Zdałam sobie sprawę jaką nieumiejętną matką była. Nie potrafiła mi pomóc, zachowywała się jak moja koleżanka, nie jak rodzic. Odwróciłam wzrok od jej oczu i wpatrzyłam się w puste ślepia mojego ojczyma.

  - Nigdy ci tego nie wybaczę - miałam nadzieję, że zrozumiał przekaz. Zanim zdałam sobie z tego sprawę, siedziałam już w czarnym SUV i jechałam w długą drogę do mojego nowego domu na kilka najbliższych miesięcy. Za oknem bardzo szybko zmieniał się krajobraz. Najpierw widziałam wysokie budynki, później drzewa, pola, a, niedługo przed miejscem docelowym, bardzo rozległe lasy. Zwolniliśmy i zobaczyłam dosyć normalne sąsiedztwo. Różne, kolorowe domki stały równolegle wzdłuż drogi. Miały ogromne, zielone trawniki, białe płotki oraz samochody jednorodzinne. Podjechaliśmy jeszcze kawałek długą, żwirowaną drogą i przed oczami zobaczyłam dosyć duży, żółty domek. Miał wielką bramę, ale otoczony był strasznie wysokim żywopłotem. Kiedy się otworzyła, zobaczyłam dosyć spory dziedziniec z basenem na środku. Wielkością przypominał jakiś olimpijski. W środku siedziało kilka osób, w większości dziewczyn. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się. Przed drzwiami stał rząd ubranych na biało kobiet. Pewnie jakieś pielęgniarki...

  - Witamy cię, panno Aurelio - powiedziała ta, która stała na środku linii. - Nazywam się Elisa Lorres i jestem dyrektorką tego przybytku. - przewróciłam oczami na to co powiedziała. Wiedziałam, że to tylko szopka dla moich "rodziców". Rozejrzałam się w poszukiwaniu kogoś, kto nie wyglądałby na podstawionego, ale nikogo takiego nie znalazłam. Pielęgniarka dalej mówiła coś do mojej mamy, ale ja nie chciałam słuchać tych kłamstw. - Może was oprowadzić po ośrodku.

  - Ch...

  - Nie, dziękuję - przerwałam mojej mamie. - Skoro mam tu zostać to chcę zobaczyć swój pokój i poznać kilka osób. W końcu zamierzacie mnie tu przetrzymywać przez... Właśnie, jak długo? - zapytałam. Nie pamiętałam, żeby podali mi mój czas pobytu tutaj. 

  - Do odwołania - powiedział pewnie George. Nie mogłam w to uwierzyć!! Zamierzał mnie tu więzić na czas nieokreślony?!!!! - Nie rób takiej miny. Przecież wiesz, że to wszystko po to, żeby ci pomóc.

  - Wiesz, co? Pierdol się!!! - wykrzyczałam w jego stronę. Usłyszałam jak moja mama mocno wciąga powietrze. - Mam tego wszystkiego dość!!!! Jeśli mnie tu zostawicie, nie chcę was więcej widzieć!!!!! - moja mama spojrzała na mnie spanikowana. Nigdy tak nie krzyczałam na nią ani na tatę. Stałam się buntowniczką po jej ponownym małżeństwie i, mimo, że ona zmieniła nazwisko, ja dalej pozostałam Aurelią Merlin - córką robotnika, niepoprawnego romantyka, który robił wszystko, byle tylko byśmy były szczęśliwe. Mama na swój sposób też próbowała, ale dwa lata po jego śmierci ponownie wyszła za mąż, żeby zapewnić mi przyszłość. I popatrzcie jak to się skończyło?? Staliśmy przed psychiatrykiem dla młodzieży, otoczeni masą pielęgniarek gotowych zareagować, a ja wykrzykiwałam każdy swój ból w jej stronę. - Gdyby tata tu był, to nie pozwoliłby ci odesłać mnie jak niechcianego psa!!!!!! - poczułam iskrę bólu w ramieniu. Pani Elisa wyjęła z kieszeni strzykawkę i wbiła mi ją w ramię. Poczułam jak w moich żyłach płynie chłód i zemdlałam, patrząc prosto w zamglone od łez oczy mojej potwornej matki. Ktoś mnie ZNÓW uśpił jakąś cholerną igłą!!!!!

******************************************************************************************

   Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam granatowy sufit z namalowanymi fluorescencyjnymi, spadającymi gwiazdkami. Rozejrzałam się - PO RAZ DRUGI DZISIAJ - i zobaczyłam dosyć przytulny pokój. Ściany były fiołkowe. Powieszono na nich kilka plakatów, które zdecydowanie powinny odpowiadać każdej normalnej dziewczynie. Na przykład "Zmierzch", "Titanic", "Pamiętnik" oraz parę innych. Jak wspomniałam NORMALNEJ dziewczynie, a ja taka nie jestem. Łóżko, na którym leżałam pomalowano na biało. Miało ono baldachim, moskitierę oraz fiołkową pościel. Pod moją głową leżało z pół tuzina śnieżnobiałych poduszek. Po obu stronach stały białe, drewniane stoliki nocne. Obróciłam się i zobaczyłam okno z kratami zasłonięte przewiewnymi zasłonkami w motylki. Naprzeciwko łóżka widziałam dwoje drzwi. Podniosłam się i otworzyłam te po lewej. Znalazłam tam dosyć dużą, urządzoną na czarno-biało łazienkę. Na drzwiach wisiał różowy, puchaty szlafrok. Stała tam wanna, prysznic, toaleta oraz sauna. Czułam się jakby ktoś próbował mnie przekupić, kiedy na to patrzyłam. Zamknęłam drzwi i podeszłam do następnych. Za nimi znalazłam garderobę wypełnioną po brzegi bardzo dziewczęcymi ubraniami. Nie wyglądała na bardzo wielką, ale zdecydowanie mieściło się tu więcej niż sto ubrań. Przejrzałam je ogólnie, ale znalazłam tylko sukienki, spódnice lub niesamowicie krótkie spodenki. Westchnęłam, wyszłam z garderoby i zamknęłam za sobą drzwi. Na suficie wisiał kandelabr z mnóstwem błyszczących kryształków. Wielkie lustro pokrywało jedną ścianę. Widziałam w nim niską, przestraszoną dziewczynę z fioletowymi włosami ubraną w podarte dżinsy, czarną koszulkę i zielono-czarną koszulę w kratę. Jej wielkie oczy były niebieskie, nos prosty, a dłonie małe. 

  - Wyglądam jak dziecko - powiedziałam sama do siebie. Westchnęłam i wyjrzałam przez okno. Widziałam jak słońce powoli zachodzi, chowając się za drzewami. Obróciłam się i wypatrzyłam jeszcze jedne drzwi, które prawdopodobnie prowadziły poza pokój. Otworzyłam je i zobaczyłam długi, jasnoróżowy korytarz pełny drzwi. Wyszłam na biały, puchaty dywan, po czym ruszyłam w prawo. Obok każdych drzwi, na ścianach wisiały tabliczki z imionami ludzi mieszkających w tym psychiatryku. Kylee, Moira, Jenny, Carol, Mike, Ryan, Howard, Michael.... Na końcu korytarza zobaczyłam białe schody. Zeszłam na dół i usłyszałam dźwięk rozmów. Przy stole siedziało ponad trzydzieści osób, jedząc obiad. Jakaś dziewczyna spojrzała na mnie.

  - Och... - powiedziała dosyć głośno. Nagle zrobiło się cicho i wszyscy patrzyli na mnie. Świetnie, znowu jestem dziwadłem. Ale tym razem w PSYCHIATRYKU DLA NIESTABILNEJ MŁODZIEŻY. Zajebiście....


Witam wszystkich, którym chce się to czytać. Dziękuję za wszystkie głosy i życzę miłego dnia! Obrazek z mediów nie jest do końca odpowiedni, ale w miarę oddaje kolor. Czekam na komentarze,

~Amalie

Na skrajuOnde histórias criam vida. Descubra agora