Rozdział 26

1.4K 82 4
                                    

*Jace*
Stałem w kuchni posiadłości Morgensternów, zastanawiając się jak zadać męczące mnie pytanie. Clary wyglądała pięknie o poranku. Kołysała się na wszystkie strony z radością przygotowując śniadanie.
- Zapytasz w końcu, czy będziesz tak stał? - zapytała lekko zirytowana.
- Mogę zabrać Will'a na kilka godzin? - spytałem na jednym oddechu.
Upuściła nóż i gwałtownie się odwróciła. Spojrzała na mnie z lekko rozchylonymi ustami i uniosła zszokowana brwi.
- Chciałbym go lepiej poznać, tak samo jak twoja matka i pozostali - odpowiedziałem.
Oparła się dłońmi o blat i zaczęła nad czymś zastanawiać.
- Proszę.
- No dobrze, ale jeśli spadnie mu chociaż jeden włos z głowy to mnie popamiętasz - warknęła.
Po chwili po schodach zszedł Will. Miał na sobie czarną piżamkę z głową pandy. Przecierał zaspane oczka jedną rączką, a druga trzymał pluszowego misia.
- Dzień dobry skarbie - Clary wzięła go na ręce.
To był najsłodszy widok na świecie. Poczułem cholerne ukłucie w sercu, zdając sobie sprawę z tego jak niewiele znaczę w ich życiu. Czy kiedykolwiek zdołam to naprawić?
Po kilkudziesięciu minutach Will stał przede mną ubrany jak mały nocny łowca.
- Cieszę się, że dbasz o jego wygląd - wypaliłem bez zastanowienia.
Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Zachichotała tak słodko, że miałem wrażenie, że śnię.
- Stary Jace wrócił - powiedziała radośnie.
Cholera! Poruszyłem się niespokojnie, czując narastającą ciasnotę w spodniach. Błagam tylko nie teraz. Szczęście, że tego nie zauważyła.
- Masz na niego uważać. Jeśli będzie chciał coś słodkiego to mu daj tylko nie dużo i nie przed obiadem. Nie dawaj mu także broni. Bardzo lubi się nią bawić, dlatego jak spuścisz go z oka to na pewno coś znajdzie. Najważniejsze, nie może się denerwować...
- Dam sobie radę. Po za tym nie będę sam.
Wyszliśmy z posiadłości tuż po tym jak Clary pożegnała się z Willem. Byli ze sobą bardzo zżyci.
- Gdyby coś się działo, natychmiast mnie zawiadom - wyglądała na zmartwioną.
- O nic się nie martw.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się przed posiadłością. Kiedy tylko wyszliśmy, zauważyłem, że Will odziedziczył talent po moim aniołku. Z zachwytem przyglądał się otoczeniu.
Mijaliśmy także nocnych łowców, którzy nie byli zbytnio zdziwieni widząc Will'a. Bardzo szybko rozeszła się wieść po świecie, że Jace Herondale ma syna.
Wpuściłem go do środka. W salonie czekali już na nas pozostali. Will zdjął swoje czarne buciki i wskoczył na fotel. Zaczął się przyglądać każdemu po kolei. Jego wzrok spoczął na Magnusie.
- Masz kocie oczy - oznajmił radośnie.
Magnus spojrzał na mnie niezrozumiale. Nie miał kocich oczy, przynajmniej nie w tej chwili.
- Widzisz je? - spytał, podchodząc do niego.
- Dostanę ciasteczka?
Czy czterolatek właśnie zmienił temat?
- Oczywiście skarbie - Jocelyn wstała i poszła do kuchni.
- Co byś chciał porobić? - Isabell stanęła obok Magnusa i spojrzała na niego.
- Pobawmy się.
Magnus wyszeptał jakieś słowa. Po chwili obok Will'a pojawił się biały kot. Na początku wydawał się tym zainteresowany lecz po chwili spojrzał w stronę okna. Podszedłem do niego ostrożnie, dowiedzieć się co się stało. Zamarłem widząc jak jego oczy świecą na złoto.
- Alec zawiadom Clary, natychmiast.
- Demony - szepnął.
Jego małe rączki zaczęły płonąć. Zanim się obejrzałem zaczął płakać, dziwna siła odepchnęła nas i rzuciła na ścianę.

Miasto Złamanych SercWhere stories live. Discover now