Rozdział 24

1.6K 75 6
                                    

*Alan*
Wszedłem do posiadłości i od razu poszedłem do salonu. Stanąłem jak wryty. Ten blondas i Jocelyn... znaczy moją matka siedzieli i płakali. Jonathan, Vanessa i Aiden mieli dziwny wyraz twarzy, a pozostali wpatrywali się w siebie tępo. Kiedy zobaczyłem w dłoniach blondyna misia Will od razu zrozumiałem o co chodzi.
Oparłem się o ścianę. A oni nawet mnie nie zauważyli.
- Jak tak się będziesz użalał to w życiu jej nie odzyskasz - oznajmiłem.
Spojrzeli na mnie zdezorientowani.
- Jak tu wszedłeś? - spytał czarownik.
- Jak człowiek przez drzwi - przewróciłem tylko oczami i wyszedłem.
Skierowałem się na górę. Po chwili zobaczyłem Clary. Siedział na łóżku z Willem na kolanach, który słodko sobie spał. Jego głowa znajdowała się na jej kolanach, oboje byli przykryci cienkim kocem. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie płakała.
Usiadłem obok niej i przytuliłem. Wtuliła się we mnie z płaczem. Cały czas jednak starała się być cicho.
- Powinnaś odpocząć - szepnąłem.
Dopiero po chwili zobaczyłem złotą runę małżeńską. Chyba wyczuła moją zszokowaną minę.
- Nadal jestem jego żoną - wyszeptała.
- Tego bym się nie spodziewał. Poczekaj tu chwilkę.
Wstałem i wróciłem do salonu. Podszedłem to tego skończonego kretyn, pociągnąłem go za przód koszulki i przywaliłem mu z całej siły pięścią w twarz. Upadł na podłogę, a z jego nosa zaczęła lecieć krew.
- Alan! - krzyknął Jonathan.
- Za co? - spytał, podnosząc się.
- W końcu musiałeś ode mnie oberwać. Byłbym złym bratem gdybym tego nie zrobił. Spieprz to jeszcze raz, a zginiesz w najbardziej bolesny sposób - warknąłem.
Uśmiechnąłem się kpiąco i wróciłem do Clary. Spojrzała na mnie zaszklonymi oczami.
- Nie zasłużył - powiedziała tak cicho, że gdybym nie był wilkołakiem to pewnie bym tego nie usłyszał.
- Kogo ty próbujesz oszukać? - spytałem, zamykając drzwi.
Spuściła głowę w dół, milcząc.
- Co ja z tobą mam.

*Jace*
Patrzyłem wyczekująco na Clary. Siedzieliśmy razem w ogrodzie na huśtawkach. Alan zmusił nas do tej rozmowy. Szczerze? Jestem mu za to wdzięczny.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Próbowała, ale ty wolałeś rozmawiać o rozwodzie - prychnęła.
- Jak się dowiedziałaś?
- Miałam mdłości oraz sny. Nie musiałam robić testu bo wiedziałam, że jestem w ciąży. Potrzebowałam tylko, aby czarownica to potwierdziła.
- Dlaczego uciekłaś? - to pytanie najbardziej mnie dręczyło.
- Kiedy czarownica mnie zbadała, potwierdziła ciąże, cieszyłam się... potem jednak powiedziała, że moja ciąża jest zagrożona ze względu na naszą krew i umrę albo ja albo Will. Pomóc mogli tylko Cisi Bracia. Potem jednak wyszło jak wyszło, dlatego poprosiłam Jem'a o pomoc. Will rozwijał się w bardzo szybkim tempie. Urodził się 2 miesiące po mojej wizycie u czarownicy. Wiedziałam, że jeśli zostanę to go stracę dlatego uciekłam. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
Miałem wrażenie, że mówi mi to wszystko z przymusu.
- Dlaczego go przede mną ukrywałaś? Jestem jego ojcem! - stanąłem na przeciwko niej.
- A to by cokolwiek dało? Po za tym skąd pewność, że jesteś jego ojcem? Może ja też cie zdradzałam?
- Przestań! - krzyknąłem.
Spięła się, a ja skarciłem się za to w myślach. Nie chciałem jej wystraszyć.
- Coś jeszcze? - wstała i już chciała iść, ale ją powstrzymałem.
Pociągnąłem ją za rękę i oboje upadliśmy na trawę. Pochylałem się nad nią. Dłużej już nie wytrzymam. To w końcu nasza rocznica, nasza pierwsza wspólna rocznica.
Pocałowałem ją mocno i namiętnie. Starała się wyrwać, ale skutecznie jej to uniemożliwiłem. Po jakimś czasie przestała się opierać i zaczęła odwzajemniać moje pocałunki. Powoli odpiąłem górne guziki jej koszuli. Westchnąłem widząc jej biały, koronkowy, cholernie seksowny stanik bez ramiączek, ten sam który miała na naszym ślubie. Zacząłem gładzić dłońmi jej brzuch i całować jej szyję, robiąc przy tym kilka malinek. Jej ciche jęki podniecały mnie coraz bardziej. Nie obchodziło mnie, że jesteśmy w ogrodzie.
- Nie o to mi chodziło - usłyszałem rozbawiony głos Alana.
Miałem ochotę iść i mu przywalić. Jakim prawem nam przerwał?!
Clary wstała i w pośpiechu zaczęła zapinać koszulę. Zanim się obejrzałem pobiegła w stronę drzwi.
Spojrzałem na niego wściekle.
- Naprawdę sądzisz, że pozwolę ci na zaciągnięcie jej do łóżka po tym wszystkim? Wybacz blondasie, ale nie zasłużyłeś sobie na wybaczenie, bynajmniej na razie - prychnął i się odwrócił.
Stałem i patrzyłem na oddalającą się sylwetkę rudowłosego. Zdecydowanie widać, że są rodzeństwem. A było tak pięknie...

Miasto Złamanych SercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz