DODATEK: Dużo szczęścia ze mną

Start from the beginning
                                    

- Trafię. W takim razie do zobaczenia później - mówię pozbawionym emocji głosem i zerkam na siebie w małym lusterku. Ledwie dostrzegam cienie pod oczami, a odwracam wzrok. Nie chcę widzieć, jak źle wyglądam.
Brunet nadal stoi w progu, niebieskie spojrzenie prawie przeszywa mnie na wylot.
- Ty tak poważnie?
Patrzę na niego obojętnie.
- Zauważ, że to ty zacząłeś.

Wzdycha i wraca się do mnie, chwyta za moje dłonie. Patrzę na niego zdziwiona. O co mu chodzi? Przecież miał iść na śniadanie!

Błękit bada moją twarz, zmarszczka pojawia się na czole przystojnego pana mrocznego, który wyraźnie się chmurzy.

- No nie wierzę - mówi, przesuwając swoje dłonie w górę moich rąk, zatrzymując je na moich ramionach. - Ty tak poważnie, Am? - powtarza pytanie. - Naprawdę pozwoliłabyś mi pójść samemu na śniadanie?

Czuję się zdezorientowana. Nie wiem, czy w coś pogrywa - a na to mi wygląda - ale wolałabym, żeby przestał. Naprawdę nie mam na to ochoty, muszę się skupić na tym, że matura za pasem, a ja nadal nie przyswoiłam wszystkiego do egzaminów.

- A dlaczego by nie? Raczej byś się nie zgubił, no chyba, że w windzie powstały nagle jakieś dodatkowe korytarze.

Pochyla głowę, jego oddech muska moje policzki.

- Nie ma nawet takiej opcji, bym zszedł na dół w paszczę tych wszystkich głośnych nastolatek.

- Boisz się, że znowu będą za tobą krzyczeć, tak? - Lekko modeluję głos, by oddać realia tych okrzyków. - O, patrz, idzie ten mroczny przystojniak, chętnie bym go schrupała na śniadanie zamiast tych ohydnych płatków!

Myślałam, że się zaśmieje, a jemu nie drgnęły nawet kąciki ust. Chyba moje samopoczucie zepsuło mi poczucie humoru. Zdarza się.

- Nie, o wiele bardziej boję się, że jak zjawię się sam, uznają, że jestem całkowicie wolny i zaczną swoje podchody, nie bacząc na moją przestrzeń osobistą.

- Mówisz to tak, jakbyś nie chciał być podrywany.

Pochyla się bardziej i całuje mnie w policzek. Rejestruję jedną z jego dłoni sięgającą do tylnej kieszeni spodni, wyciąga z niej niebieską bandanę ze wzorkiem.

- Bo nie chcę. Już kogoś kocham, pragnę, by to ta osoba nadal mnie podrywała.

Unoszę brew, pozwalam sarkazmowi wyjść z moich ust.

- Naprawdę wmawiasz sobie, że cię podrywałam? Moje biedactwo, to nigdy nie miało miejsca.

- O, właśnie teraz to robisz.

- Chyba śnisz.

- Nie. Za każdym razem, kiedy jesteś ironiczna, moje głupie serce zaczyna wariować, a ja myślę o tym, że tak podła bywasz tylko dla mnie, i cholernie mi się to podoba.

- W takim razie jesteś masochistą.

- Twoim masochistą. - Chwyta za koniec mojego warkocza i obwiązuje go chustką. - Wszystkiego najlepszego, kochanie.

Patrzę na niego, a dziwny ciężar przygniata mi barki. Pochylam głowę tak, by dotknąć torsu chłopaka, czuję łzy napływające mi do oczu.

- Dziękuję. Proszę, pomóż mi pozbierać się do kupy.

Obejmuje mnie ramionami i przyciąga bliżej siebie.

- Nie proś, bo i tak to zrobię. Jesteś słońcem, Am, musisz tylko w to uwierzyć.

- Nie wiem, o czym mówisz.

AmelienWhere stories live. Discover now