Wianki

1.8K 213 50
                                    

Zdenerwowany Nico kopnął kamyk, który znajdował się pod jego stopami. Nienawidził, kiedy uczucia targały nim jak wiatr gałęźmi drzew. Zawsze działy się wtedy rzeczy, nad którymi nie miał kontroli. Nie znosił tego. Starał się tłamsić i dusić każdą emocję, która wykraczała poza skalę obojętności. Do tej pory nie wybaczył sobie, jak dał się unieść złości i na oczach Reyny oraz trenera Hedga pozbawił życia tego biednego chłopaka. Gdyby tylko bardziej nad sobą panował taka sytuacja nigdy nie miałaby miejsca. 

Poczuł okropny ból w klatce piersiowej i usiadł pod drzewem chowając głowę między kolanami, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ mdłości dały o sobie znać. Kolejny raz uciekł chowając się wśród brunatnej i chropowatej kory. Nie chciał by wszyscy widzieli, jak z powodu jakieś głupiej kłótni trawa pod jego stopami czernieje, a w ziemi otwiera się szczelina. Nie chciał, by ludzie w obozie bali się go jeszcze bardziej. Przecież nie był zły, prawda? Ucieczka przed samym sobą nigdy nie była prostym zadaniem. 

Wciągnął głęboko chłodne powietrze, w którym było już czuć wieczorną wilgoć. Cienie zaczęły wyciągać swoje obrzydliwe macki zaczepiając się na jego kostkach. Wyciągnął przed siebie drżącą rękę. Możliwość zniknięcia była tak bliska, mógł już poczuć ten dziwny dreszcz, który zawsze towarzyszył mu przy podróżach cieniami.

- Nico! - gwałtownie odwrócił głowę słysząc wołający go głos. W jego kierunku zmierzał mocno zirytowany Will - Dlaczego uciekłeś? Wiesz jak się o ciebie martwiłem? Szukam cię już od godziny! 

Nico nie był w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa. Gardło miał ściśnięte, a głos odmawiał współpracy. Zawiódł go. Kolejny raz zawiódł osobę, na której mu zależało. Był pewien, że Solace zaraz nad nim stanie i powie, jak bardzo go nienawidzi. Ukrył twarz w kosmykach włosów przygotowując się na potok raniących słów, który ku jego zdziwieniu nie nadszedł. 

- Nico, proszę, nie rób mi tak więcej. Nawet nie wiesz jak się bałem. - złotowłosy usiadł obok niego próbując skupić na sobie jego wzrok. 

Will był naprawdę wystraszony. Oskarżał się, że to jego wina. Przecież był za niego odpowiedzialny, nie tylko jako uzdrowiciel, ale również jako jego chłopak. Na tym właśnie polega miłość, na trosce i opiece. A on jak ostatni idiota pozwolił Nikowi zniknąć między drzewami. Syn Apolla bał się, że może sobie nie poradzić. Nico nie był potulną owieczką, doskonale zdawał sobie sprawę z tego na co się pisze. Nie oczekiwał drogi usłanej różami i miłosnymi poematami. Przyrzekł sobie, że będzie się starać. Może nie dorównywał swojemu rodzeństwu w wielu rzeczach, może nie miał niezliczonej liczby talentów, ale przyjął na swoje barki tą pogmatwaną miłość. I nie chce jej stracić. 

- Nico, proszę spójrz na mnie - wyszeptał gładząc jego chłodną dłoń. 

Czarnowłosy uniósł głowę. Nie tego oczekiwał. Przecież zrobił coś źle, dlaczego Will jak gdyby nigdy nic siedzi z nim na tej sczerniałej trawie. Poczuł jak do odoru zgnilizny dołącza delikatny zapach ziół. Przełknął ogromną gulę zalegającą w jego gardle. Tak bardzo chciałby pokazać Willowi, co czuje, oddać mu kawałek swojego cierpienia, pozwolić sobie nie dźwigać tego samemu. Jednak nie potrafił. Czuł się jak zamknięty w gablocie motyl, który widzi promienie słońca, ale nie potrafi poczuć ich na swoich skrzydłach. Spojrzał na cienie malujące upiorne wzory, miał wrażenie, że ciemność kpi sobie z jego bólu. 

Zakręciło mu się w głowie, kiedy Will przyłożył swoje ciepłe dłonie do jego twarzy. 

- Nico, nie pozwolę ci znosić tego samemu rozumiesz? Może tego nie widzisz, ale światło nie może istnieć bez ciemności. Gdyby nie ty zatopiłbym się w swojej nijakości - przy wymawianiu ostatnich słów zadrżał mu głos. 

Włoch zamrugał szybko oczami. 

- Will... Ja przepraszam. Nie powinienem.

- Już jest dobrze. - syn Apolla ukrył go w swoich ramionach i rozkoszował się ciężkim zapachem czarnowłosego, który zawsze powtarzał, że to tylko odór śmierci. Dla niego był to cynamon, korzenne ciastka oraz mokra ziemia i śmiało mógłby nazwać to najcudowniejszym wonią, jaką kiedykolwiek poznał. 

Siedzieli tak w ciszy przerywanej jedynie przez szum liści. Nico wsłuchiwał się w spokojne bicie serca złotowłosego i powoli wyrównał swój oddech. Pozwolił by jego wcześniejsze myśli rozpłynęły się w nicości. Teraz liczyło się tylko błękitne niebo i zioła.

- Mam dla ciebie prezent - powiedział Will odsuwając się od niego i wyciągnął przed siebie dłoń z jakimiś dużymi nasionami - Dostałem jej od jednej córki Demeter.

Uśmiechnął się szeroko i rozrzucił nasiona na zgniłej trawie, która ich otaczała. Po chwili pojawiła się przed nimi niezliczona ilość kolorowych kwiatów. 

- Umiesz robić wianki? - blondyn uśmiechnął się szeroko, co wywołało przyjemne ciepło w ciele Nica. 

- Nigdy nie próbowałem - wymamrotał i wbił wzrok w białą stokrotkę. 

- W takim razie muszę cię nauczyć. 

Nico uważnie obserwował, jak chłopak zrywa kwiaty i robi z nimi jakieś dziwne rzeczy, dzięki którym trzymały się razem. Próbował wszystko powtórzyć, jednak jego dwie lewe ręce postanowiły dać o sobie znać. Aczkolwiek nie przeszkadzało mu to, Will cały czas kierował jego palcami, pomagając mu wykonać wianek. 

Mogliby siedzieć tak całą wieczność. W delikatnym świetle księżyca, pośród szumu liści i migoczących gwiazd. W miejscu, gdzie znajdowali się sami, oddani własnym niewinnym uczuciom, pośród kolorowych płatków pachnących słodkim nektarem. 

Czarnowłosy poprawił wianek, który przekrzywił się na jego głowie, kiedy oparł ją o ramię Willa. Przymknął oczy czując jak ogarnia go senność. Ostatnim zapamiętanym przez niego wydarzeniem były oplatające go ręce podnoszące z chłodnej ziemi. 

Słońce w południeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz