Rozdział 6

69 7 0
                                    

Ponownie miał dziwne wrażenie, jakby zaczynał kręcić się w kółko.

Siedział na podłodze naprzeciwko drzwi, za którymi słyszał szloch. Wgapiał się w nie, zupełnie jakby mogły udzielić mu odpowiedzi na gnębiące go pytania. Dawno nie miał takiego mętliku w głowie, jak w ciągu ostatnich kilku dni. Miał wrażenie, jakby nagle świat zaczął się drastycznie zwężać, by na końcu zadusić go swoimi niekończącymi się rozdrożami. Miał dość wybierania stron i dróg. Czy wszystko musiało być tak skomplikowane? Brat Aydena bez skrupułów wysłał jedyną prośbę, której on, nie był w stanie spełnić. Po prostu nie potrafił tam wrócić i patrzeć na morderców matki. Kochał ją, a jednak los mu ją odebrał. Nie. Nie los, a cholerna wojna, która zdaniem Aydena, nie miała sensu. Obawiał się, że nigdy się nie skończy.

Ponownie zaczął nasłuchiwać. Dotarło do niego, że to nie jest winą tej dziewczyny, że stanowi ich ratunek albo zgubę. Tak samo jak on, nie miała wielkiego wyboru. Wrzuca się ją w sam środek bitwy, o której nie ma pojęcia. Wyrwano ją z życia jakie znała w imię czego? Ayden nie wierzył w wyższe dobro, o którym mówiono na każdym zebraniu Magów. Nie znosił tego wtłaczania do ich głów nienawiści i żądzy zemsty. Nie musieli rozumieć, dlaczego. Mieli być mięsem armatnim i dlatego przeciwstawił się im, gdy miał złożyć przysięgę złączenia krwią z Konklawe. Chciał podążać własną drogą i móc podejmować indywidualne decyzje, a nie ślepo podążać za rozkazami, których nie pojmował.

Podniósł się nagle z podłogi i podszedł stanowczym krokiem do drzwi. Tylko raz się zawahał, nim sięgnął do klamki. Flora nawet go nie usłyszała, gdy wszedł do pokoju. Zobaczył jej ciało wstrząsane płaczem, którego nie wyciszała nawet poduszka w którą się wtulała. Po raz pierwszy od dawna, poczuł ukłucie w sercu znane mu z chwil, o których wolałby zapomnieć. Podszedł do łóżka i usiadł na brzegu. Dziewczyna zaskoczona podniosła głowę. Jej zapłakane oczy przypominały teraz skrzące się bursztyny. Miała niespotykany kolor oczu, który zmieniał się w zależności od jej nastroju, o czym Ayden zdążył się już przekonać.

Ku jego największemu zaskoczeniu, dziewczyna nagle rzuciła się mu na szyję i zacisnęła ramiona tak, jakby był jej kotwicą. Gdy minęła chwila szoku spowodowanego jej zachowaniem, objął jej wątłą postać i trzymał mocno, by miała pewność, że nic jej nie będzie. Wiedział już, że nie dopuści do tego by ją spotkało to, co jego matkę. Flora nie będzie kolejną ofiarą konklawe.

Nie wiedział, jak długo siedzieli objęci. W końcu płacz dziewczyny przycichł, by zupełnie ustać. Pociągnęła kilka razy, uroczo jego zdaniem, noskiem. Odsunęła się speszona od niego, unikając patrzenia mu w oczy. Na ustach Aydena pojawił się mały, rozbawiony uśmiech. W tej chwili zupełnie nie przypominała kipiącej gniewem istoty, którą kilka godzin wcześniej miał przyjemność poznać. Niepewność do niej zupełnie nie pasowała.

— Lepiej się czujesz? — zapytał w końcu, by przerwać przedłużającą się ciszą.

— Tak, dziękuję. Trochę mnie to wszystko przytłoczyło — odparła zakreślając ręką półkole wokół siebie.

— Dziwię się, że dopiero teraz — roześmiał się ciepło, na co Flora zarumieniła się niczym dorodna piwonia. Taka mu się podobała najbardziej. Już wiedział, że dziewczyna zajęła miejsce gdzieś w jego głębi. Nie potrafił nazwać uczuć jakie zaczął względem niej odczuwać. Przypominała mu teraz siostrę, po której zostało w jego umyśle tylko wyblakłe wspomnienie. Dawno nie myślał o Daphne, chociaż była mu tak bliska. Opiekowała się nim i jego bratem, kiedy ich matka... Nie mógł znów o tym myśleć. Nie mógł do tego wracać, nie kolejny raz.

— Przynieść ci coś do jedzenia?

— Tak, dziękuję — posłała mu pełen wdzięczności, zmęczony uśmiech.

Polowanie na czarownice - Tom 1 - Po drugiej stronie lustra [Zawieszone]Where stories live. Discover now