6

150K 8.2K 6K
                                    




Emma

Stoję przed budynkiem szkoły, o całe piętnaście minut wcześniej niż zwykle, a wszystko tylko po to żeby pani Morgan zdążyła skuć moją rękę z największym dupkiem tego świata. Mimo tego, że nie przespałam nawet połowy tej nocy to, dzięki moim porannym staraniom, wyglądam, chyba, nie najgorzej.

A przynajmniej nie tak źle, żeby, jak to ujął szatyn, zrobić mu w szkole "siarę".

Noc była dla mnie okropna. Nie powiedziałam nikomu o tym co zobaczyłam za oknem, ponieważ doskonale wiem, jak absurdalnie by to brzmiało. Każdy powiedziałby mi, że mam paranoję po tym co się wydarzyło w parku. Na początku, próbując usnąć, sama tak myślałam, ale jednak coś nie daję mi spokoju.

A mówiąc coś, mam na myśli moją intuicję. Kiedyś moja babcia powiedziała mi, że kobiety z naszej rodziny posiadają ją nieomylną. Ale powiedziała też, że w przyszłości będę musiała nauczyć się rozróżniać ten wewnętrzny głos przeczucia od moich własnych natrętnych myśli.

Oczywiście nadal nie nauczyłam się tego robić.

Dzisiejszy dzień jest wyjątkowo ponury. O takiej porze nie ma jeszcze zbyt wielu ludzi przed szkołą. Słońce zdążyło dopiero wstać, przez co panuje charakterystyczna szarawka. Liście na drzewach powoli zamieniają kolor na złoto-czerwony, co nasuwa mi myśl, że oficjalnie można uznać jesień za rozpoczętą. Czekanie na Crossa umila mi kruk siedzący na pobliskiej gałązce, który co jakiś czas wydaje odgłosy nasuwające mi na myśl różne sceny z filmów grozy.

Ptak odlatuje kiedy pod budynek podjeżdża auto i hamuje z głośnym piskiem opon. Już po chwili wychodzi z niego, nie kto inny, jak Alexander Cross. Kiedy tylko zaczyna podążać w moim kierunku dopada mnie myśl, że coś jest z nim dzisiaj nie w porządku. Jego oczy wydają się zmęczone, co sina skóra pod nimi, jedynie potwierdza. Czarny t-shirt wygląda jak wyciągnięty psu z gardła, a włosy które zwykle starannie układa, dzisiaj sterczą mu we wszystkie strony.

Aha. I to niby j a , miałam zrobić siarę j e m u.

Kiedy jednak nasze spojrzenia wreszcie się spotykają, a on staje na przeciw mnie dosłownie na wyciagnięcie ręki, nie mówię tego na głos. Przez moment tylko tak stoimy i gapimy się na siebie. Coś w jego spojrzeniu mówi mi, że nie ma ochoty kontynuować naszej sobotniej sprzeczki. Ani zaczynać żadnej innej.

Dlatego postanawiam sama się wstrzymać z jakimikolwiek prowokacyjnymi zaczepkami.

— Cross.

— Williams.

— Idziemy? — pytam.

Chłopak potwierdza ledwo zauważalnym skinięciem głowy i nie czekając na mnie zaczyna podążać w stronę drzwi. Nie umiem się powstrzymać i unoszę brew w konsternacji. Szczerzę mówiąc chyba spodziewałam się jakiegoś wybuch złości z jego strony, albo chociaż małej zaczepki. Gniew jest emocją z którą ten chłopak ewidentnie sobie nie radzi, więc wyładowuje ją przeważnie na mnie. 

Kiedy wreszcie docieramy pod salę pani Morgan oboje, zamiast zwyczajnie do nich zapukać, stoimy jak dwa słupy soli. Chyba oboje nie mamy dzisiaj zbyt wiele energii. A już na pewno nie mamy siły, żeby sprostać temu co nas czeka za tymi drzwiami. 

— Spytam z ciekawości. — kiedy absolutną ciszę panującą na korytarzu przerywa dźwięk jego głosu, aż lekko się wzdrygam. Stojąc obok niego, ramię w ramię, spoglądam na jego twarz z ukosu. — Co takiego robiłaś w nocy? 

Marszczę brwi. Absolutnie nie mam pojęcia o co mu w tym momencie chodzi. Alex zaszczyca mnie w końcu spojrzeniem swoich złotych oczu i chyba zdaje sobie sprawę z mojego chwilowego zagubienia.

Forever hate YouWhere stories live. Discover now