3

168K 9.8K 4.6K
                                    




ALEX

— Nie wiem czy jest w ogóle jakikolwiek sens zgłaszania tego na policję. — Dupek, przepraszam — szeryf, a zarazem nowy chłopak mojej matki, pociera czoło w zamyśleniu. — Cała komenda jest cały czas pochłonięta złapaniem Widma i nie wiem czy nawet moje pozycja zdoła coś wskórać. Jeśli nie znajdziemy nawet małej poszlaki to będziemy mieć za jakiś czas FBI na karku. Jeśli nic się nikomu nie stało to obawiam się, że zbagatelizują sprawę.

Jedyne co powstrzymuje mnie od zaśmiania mu się prosto w twarz to resztki mojej samokontroli. Widmo to pseudonim słynnego już w naszej okolicy złodzieja który wymyka się policji od dobrych paru lat, a ci durnie nawet nie mają najmniejszej poszlaki kto to może być. Cała ta śmieszna komenda to banda niekompetentnych kretynów, a nasz przeuroczy szeryf jest z nich wszystkich największym idiotą.

Nawet nie zdaje sobie najmniejszej sprawy, że szuka syna kobiety z którą spotyka się od sześciu miesięcy.

— Czyli mamy tak po prostu o tym zapomnieć i udawać, że wcale naszych dzieci nie ścigał po nocy jakiś skończony psychol? — Pani Elizabeth nie wydaje się tym faktem zadowolona. Stoi z założonymi rękoma unosząc jedną brew do góry i wygląda jakby miała zaraz kogoś rozszarpać.

— Will proszę, sprawdźcie chociaż czy na tej trasie nie ma jakichś kamer które mogłyby coś zarejestrować. — Moja mama ma mniej bojowy nastrój od swojej przyjaciółki. Podczas gdy od mamy blondynki ewidentnie czuć wściekłość ona wydaję się jedynie zatroskana i przerażona.

Wzdycham.

Obiecałem sobie, że po odejściu ojca już nigdy nie będzie musiała się niczego bać.

— Zrobię co w mojej mocy kochanie. — O Boże, przysięgam, że zaraz rzygnę. Ten dzień spokojnie mogę zaliczyć do przechujowych. Dostałem ataku paniki na środku wielkiej sali gimnastycznej gdzie była ponad połowa moich znajomych, wylądowałem na dywaniku u pani Morgan, zjebało mi się auto, a na końcu, z niewiadomych powodów, gonił mnie jakiś psychol.

A i tak uważam, że najgorszą rzeczą jaka mnie dzisiaj spotkała jest wizyta chłopaka mojej matki.

Szeryf spogląda na mnie i Williams siedzących na kanapie. Po opowiedzeniu im całego zajścia oboje zamilkliśmy i zatraciliśmy się w swoich myślach. Cóż, ja jestem przyzwyczajony do tego typu adrenaliny ale dziewczyna absolutnie nie. Siedząc tak po cichu z oplecionymi rękoma w wokół kolan wygląda na dużo młodszą i zdecydowanie przerażoną. Nawet we mnie budzi to małe poczucie troski.

Troski i poczucia winy, bo najprawdopodobniej był to ktoś z wrogów Sama. A jeśli tak to znaczy, że to ja byłem celem, a ona przypadkową ofiarą.

— Byliście bardzo dzielni. — Szeryf posyła nam uśmiech, a ja nie umiem powstrzymać się od przekręcenia oczami. — Jestem pewien, że był to jakiś głupi żart waszych znajomych i nic więcej. Nie macie się o co martwić.

No blefuje na tyle dobrze, że nawet ja prawie mu uwierzyłem.

— Ja spanikowałam. — Odwracam gwałtownie głowę w stronę dziewczyny. Są to jej pierwsze słowa od dłuższego czasu. Kiedy przyszliśmy nie była w stanie opowiedzieć co się stało, więc ja musiałem to zrobić. — Totalnie mnie sparaliżowało. To Alex zachował zimną krew i trzeźwy umysł. Najpierw mnie pociągnął za sobą, żebym zaczęła biec, a potem to on wpadł na pomysł ukrycia się na czyjejś posesji. To on był dzielny, nie ja.

Otwieram usta żeby coś, cokolwiek, na to odpowiedzieć ale ostatecznie z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk.

— Dobra robota chłopaku. — Mężczyzna zwraca się bezpośrednio do mnie. — Molly, myślę, że możesz być dumna z syna.

Forever hate YouWhere stories live. Discover now