2

10.5K 795 79
                                    

      Cisza stawała się uciążliwa.

Wpatrywałem się w tak dobrze znaną mi twarz, ale nie widziałem w niej już niczego, co zdołałbym ujrzeć jeszcze jakiś czas temu. Nie rozumiałem, dlaczego czułem aż taką pustkę. Jeszcze kilka miesięcy temu byłbym gotów jej wszystko wybaczyć, spróbować od nowa, gdybym tylko zdołał ją odzyskać.

Teraz siedziała przede mną, a ja nie czułem nic. Ta sytuacja wydała mi się komiczna. W jaki sposób udało mi się tak szybko odkochać? Może nigdy jej nie kochałem? Może tak bardzo pragnąłem miłości, że ją sobie wymyśliłem i wierzyłem w to złudzenie?

Nie znałem odpowiedzi na te pytania i mogłem ich nigdy nie poznać, ale czy to istotne? Czy miłość miała teraz sens? Rozpętała się wojna, mogłem w każdej chwili zginąć. Łatwiej było nic nie czuć, iść do walki bez myśli, że twoja ukochana, gdzieś w ukryciu, czeka na twój powrót.

— W celi jesteś bardziej rozgadana — stwierdziłem, mając dość panującej ciszy.

Nie patrzyła na mnie. Wzrok miała skierowany w dół, nie potrafiłem jednoznacznie stwierdzić, z jakiego powodu unikała mojego spojrzenia. Bała się mnie? Nadal coś do mnie czuła? Może wiedziała o czymś, co bała mi się zdradzić? Ciężko będzie wyciągnąć z niej informacje, jeśli nie zechce ze mną rozmawiać.

— Maria, wiesz czego od ciebie chcę? — podjąłem kolejną próbę rozmowy.

— Informacji — mruknęła pod nosem.

— Dokładnie, a wiesz na jaki temat?

Byłem spokojny, ponieważ doskonale wiedziałem, że Maria od powrotu łatwo wpadała w panikę. Nie chciałem, by nagle zaczęła pleść bez ładu i składu, ponieważ musiałem uzyskać potrzebne informacje.

— Melanie.

— Tak — potwierdziłem machinalnie – i tego, gdzie ją mogą przetrzymywać.

Nadal nic nie mówiła, wykręcała palce w różne strony, jak mała bezbronna dziewczynka. Chciałbym wiedzieć, co jej zrobili. Przedtem była żywiołową i inteligentną kobietą, potrafiła godzinami mówić naukowym żargonem tak jak Jared i Luke.

— Słuchaj, każda informacja może mi pomóc w uratowaniu Melanie. — Pochyliłem się nad blatem biurka i oparłem na nim przedramiona. — Wiem, że nie chcesz niczyjej krzywdy, nigdy nie chciałaś, żeby ktoś ginął, więc pomóż mi uratować niewinną osobę.

— Chcesz ją uratować, tak jak chciałeś uratować kiedyś mnie?

— Tak. Pomożesz mi?

— Czyli to teraz ona jest dla ciebie ważna — stwierdziła drżącym głosem.

Przekląłem w duchu. Nie chciałem, aby ta rozmowa przybrała tak prywatny obrót.

Szczerze bałem się tej sytuacji z dwóch oczywistych powodów. Po pierwsze – nie wiedziałem, co mógłbym jej dokładnie powiedzieć. Po drugie – nie chciałem jej zranić. Wiedziałem natomiast, że ta rozmowa musiała kiedyś nastąpić, najwidoczniej zdarzy się to prędzej niż później.

— Nie tak ważna, jak byłaś kiedyś ty, ale nie ukrywam, dużo dla mnie znaczy. — Ubrałem to w najdelikatniejsze słowa, nie zatajając przy tym prawdy. Nie mogłem jej okłamywać, to nie miałoby sensu.

— Ale teraz to ona znaczy więcej.

— Maria, minęło sporo czasu, dużo się wydarzyło, wszyscy się zmieniliśmy.

Przytaknęła, choć nadal na mnie nie spojrzała.

— Gdyby nie wróciła — przełknęła ciężko ślinę — czy wtedy zdołałbyś o niej zapomnieć i wrócić do tego, co było?

Wykręciła palce w taki sposób, że zdziwiło mnie, iż jeszcze ich nie połamała.

— Każdy człowiek wnosi coś do naszego życia.

— Zawsze potrafiłeś unikać odpowiedzi, ale to oznacza, że nie chcesz powiedzieć tego, czego nie chcę usłyszeć. – Spojrzała na mnie przelotnie.

Przez tę krótką rozmowę i chwilowe spojrzenie, zauważyłem w niej tą starą Marię, ale nie byłem głupcem. Pobyt w Waszyngtonie odcisnął na niej nieodwracalnie piętno. Może z czasem będzie odrobinę lepiej, ale stara Maria już nigdy nie wróci. W mojej głowie pojawiła się wizja Melanie, którą odnalazłbym w podobnym stanie. Nie wiedziałem, czy byłbym w stanie to znieść.

Postanowiłem zignorować jej słowa i doprowadzić rozmowę do końca.

— Maria odpowiedz mi na pytanie. Czy wiesz, gdzie może znajdować się Melanie? Pomóż mi uratować człowieka, tylko o tyle cię proszę.

— Nie — stwierdziła stanowczo. — Lepiej jej będzie na górze. Odwróciła się od swojej matki, od świata, w którym miała wszystko, ale dostała drugą szansę. Tym razem może nie okaże się tak głupia, by ją zmarnować.

Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie powinny denerwować mnie takie błahostki, ale tak było i nie mogłem nic z tym zrobić.

— Masz świadomość, że ona nie jest tam już mile widziana?

— Pani prezydent jest łaskawa, przebaczy jej, jeśli szczerze będzie żałować i podzieli się swoją wiedzą.

— Czy ty tak zrobiłaś? Podzieliłaś się z panią prezydent swoją wiedzą? — wypowiedziałem te słowa z jadem, jakby parzyły mój język.

— Zostałam ułaskawiona, ona też będzie.

Uderzyłem pięścią w biurko. Maria drgnęła przestraszona.

— Gdzie ją znajdę? — Mój głos w żadnym stopniu nie był już spokojny ani miły.

— Jeśli się przed nimi ukorzy, pozwolą jej wziąć udział w cudzie.

— Jakim cudzie? Maria, powiedz, o co chodzi. Jesteś w domu, nikt nie zrobi ci krzywdy. – Nie rozumiałem prawie niczego z jej paplaniny.

— Tam jest mój dom. — Spojrzała na mnie i wskazała palcem w górę. — Christina stworzyła mi dom, którego nie muszę dzielić z setkami ludzi, którzy gnieżdżą się tu jak mrówki.

Pobladłem.

— Czy wyjawiłaś im lokalizację naszej bazy?

Oczy zaszły jej łzami. Poczęła bujać się na swoim miejscu i kręcić delikatnie głową.

— Dostałam ułaskawienie, pozwolili mi brać udział w cudzie. Musiałbyś to zobaczyć, żeby poczuć to samo, co ja. Nigdy nie miałeś okazji tam żyć, jest inaczej niż myślisz.

— Nie miałem okazji tam żyć, ponieważ by mnie zabili, tylko dlatego, że jestem mężczyzną i płacę za winy naszych przodków — warknąłem.

— Ale gdyby nie to, nie byłoby cudu — wyszeptała. — Nie byłoby go, ale jest, tylko nie mogę już brać w nim udziału. Teraz ona może i powinieneś za to dziękować.

— Przestań mówić o tym przeklętym cudzie! — krzyknąłem i podniosłem się z miejsca.

Skuliła się przestraszona, ciągle mrucząc coś pod nosem.

Podszedłem do drzwi, za którymi czekał strażnik.

— Zabierz ją — syknąłem w jego kierunku i opuściłem pomieszczenie.  

Lost ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz