— Zupełnie nic z tego nie rozumiem. A w dodatku, cała ta sytuacja zupełnie nie wydaje mi się zabawna – mruknęła. Nieznajomy, tylko uniósł brwi, jednak nie skomentował jej słów.

— Muszę się dostać do pokoju Leoni. Nie możesz dać się zauważyć, rozumiesz?

Przytaknęła głową, jeszcze bardziej przywierając do ściany. Dzięki temu, nikłe światło dochodzące z jedynej działającej w tej chwili świetlówki omijało jej osobę. Nagle, z jej torebki, założonej przez ramię, dobiegły ich dźwięki dzwonka, który ustawiła jej kilka tygodni temu Maggie „Lollipop" — Mika. Nie zdążyła nawet odebrać, kiedy postaci w ciemnych płaszczach, jak na rozkaz odwróciły się w stronę drzwi, za którymi stali. W oczach Flory odbiło się przerażenie. Spojrzała na swojego towarzysza, u którego chyba po raz pierwszy dojrzała jakąkolwiek zmianę na twarzy – było to zdeterminowanie podszyte niewielkim lękiem. To pierwsze jednak, najprawdopodobniej w nim zwyciężyło, gdyż już po chwili trzymał mocno jej dłoń i biegł ciągnąc ją za sobą w stronę drzwi wyjściowych. Tuż za nimi, słyszała szybkie kroki grupy ludzi podążających za nimi. Kim byli? Czego chcieli od zwyczajnych staruszków? Większość z nich, nie miała ani rodziny, ani pieniędzy na które mógłby się połasić jakikolwiek złodziej. Najważniejsze pytanie jakie pojawiło się w jej głowie to – gdzie jest jej babcia? Chciała ponownie zapytać o to faceta, który teraz w skupieniu prowadził ją w głąb bocznego korytarza, zamiast do głównych drzwi, nie dał jej na to szansy.

— Nie teraz. — Jego stanowczy głos uciszył wszelkie ewentualne protesty Flory. Nie rozumiała zupełnie, dlaczego zaufała, przynajmniej w kwestii swojego bezpieczeństwa, temu człowiekowi. Skoro miała w ciszy podążać za nim, tak zrobiła. Bardziej bowiem obawiała się goniących ich zakapturzonych ludzi, niż mężczyzny, o którym strzępki wspomnień powoli zaczynały składać się w całość.

Po chwili dotarli do ślepego zaułka. Zwróciła przestraszone spojrzenie na swojego towarzysza. On z kolei wpatrywał się w ścianę tak, jakby uważał, że jakimś cudem za chwilę pojawi się przejście. Chciała powiedzieć mu, by zawrócili, ale jej wzrok przykuł jasny błysk światła. Nagle tuż przed jej nosem ukazały się błękitne drzwi, tam gdzie przed chwilą nie było nic poza pomalowanym na biało murem. Musiała zrobić bardzo niemądrą minę, gdyż tuż obok siebie usłyszała parsknięcie. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Przecież to, co widzi to tylko złudzenie, nic więcej. Nie czekając, aż przyswoi sobie całą sytuację, mężczyzna szarpnął ją gwałtownie za rękę przeciągając przez otwarte teraz na oścież drzwi. Gdy tylko przedostali się na drugą stronę, Flora odwróciła się, zobaczyła trzy kobiety w białych, długich, zwiewnych sukniach. To, co ją przeraziło, to ich twarze, trupioblade, z czerwonymi oczami i strużkami krwi ściekającymi z kącików ich ust. Bezwiednie przybliżyła się do swojego wybawcy, który wyciągnął przed siebie prawą dłoń, na której połyskiwał duży pierścień o ogromnym, zielonym kamieniu, świecącym teraz niczym żarówka. Po krótkiej chwili, nim zjawy zdążyły przejść, drzwi się zatrzasnęły, następnie znikając. Flora odsunęła się, spoglądając na mężczyznę oczami wielkimi z przerażenia.

— Kim ty, do cholery, jesteś? — Ledwo mogła mówić. Jej gardło było ściśnięte, nogi się trzęsły jak galareta. Bała się, że za chwilę upadnie.

— Wykonałem kawał dobrej roboty — mruknął, nie odpowiadając na jej pytanie. — To nie jest pora na wyznania, Floro. Musimy uciekać. Nie zajmie im dużo czasu na sforsowanie drzwi.

— Jakich drzwi?! Nie ma tu nic! I skąd znasz moje imię? Nie! Czekaj! — Wyciągnęła dłoń przed siebie. Zamykając na chwilę oczy. — Nie musisz odpowiadać. Pamiętam, że byłeś u nas w domu.

— Jesteś silniejsza, niż do tej pory myślałem. Pokonujesz potężne zaklęcie, Floro.

— Zaklęcie? — zaśmiała się histerycznie. — Jesteś nienormalny! To kolejny, porąbany sen, wytwór mojej chorej wyobraźni. Tak, dokładnie. — Zaczęła chodzić to w jedną, to w drugą stronę, mrucząc pod nosem.

Polowanie na czarownice - Tom 1 - Po drugiej stronie lustra [Zawieszone]Where stories live. Discover now