Od razu pojawił się mój odwieczny dylemat - najpierw założyć sukienkę i ryzykować pobrudzeniem jej podkładem albo bronzerem czy najpierw się pomalować, a potem ryzykować rozmazaniem makijażu. Wybrałam najlepszą i najwygodniejszą dla mnie opcję - make-up ograniczyłam do tuszu do rzęs (powiedzcie mi tylko, po jaką cholerę targałam te wszystkie graty przez pół Europy?!) i nie musiałam się martwić o sukienkę.

Sukienka leżała idealnie, rzęsy wyglądały jak powinny, szpilki nie wydawały się (na razie) aż tak niewygodne, mała, designerska torebka w kształcie ust pasowała do dłoni, lakier nie odskoczył, włosy upięte z tyłu nie robiły z mojej głowy sroczego gniazda, a Nika i Ema piszczały i klaskały w dłonie.

- Będziemy twoimi przedskoczkami! - wypaliły, kiedy wychodziłam z pokoju.

U stóp schodów stał Domen (świetnie wyglądał w garniturze) i rozmawiał o czymś z Cene, a Peter latał dookoła i strzelał zdjęcie po zdjęciu.

To był mój moment księżniczki i życzę każdej dziewczynie, żeby coś takie przeżyła. Pomału, żeby nie przydepnąć sukienki zaczęłam schodzić ku dołowi, a Domen pod wpływem stukotu moich szpilek odwrócił się, oniemiał, a potem spojrzał na mnie tak, jak nie parzył na mnie nikt nigdy dotąd.

Wsunęłam mu kwiatki do butonierki i odruchowo poprawiłam mu muszkę, a on zawiązał mi delikatnie bukiecik na ręce.

- Białe frezje - powiedzieliśmy jednocześnie i wybuchnęliśmy śmiechem.

Szkoła Domena była elitarną placówką oświatową, szczycącą się między innymi tym, że uczęszczali do niej wszyscy trzej bracia Prevc, a także Anže Lanišek i Jurij Tepeš. Sami rozumiecie, że bal maturalny nie mógł się odbyć w jakimś niegodnym miejscu. Jak to mówią gimbazjaliści - na przypale albo wcale, więc urządzono go na zamku w Kranju.

Kiedy zostawiliśmy płaszcze w szatni i weszliśmy na salę, na chwilę zamarł wszelki gwar i wszystkie oczy zwróciły się prosto na nas. Domen jakoś niewiele sobie z tego zrobił, bo objął mnie w pasie i poprowadził spokojnie do stolika.

Tam poznałam jego kolegów - urodzonego showmana Igora, Miro, który jest na pewno ukrytą opcją alkoholicką, Roberta, o którym nie jestem wiele w stanie wiele powiedzieć oprócz tego, że jest zabójczo przystojny, Matica, który jest nerdem z wyglądu i usposobienia i Mitję, który był tym wszystkim po prostu śmiertelnie znudzony. Oraz oczywiście ich partnerki, drużynowe mistrzynie świata w konkurencji "znajdź taką długą sukienkę, która będzie odsłaniać jak najwięcej ciała, usiądź jak najbliżej Domena Prevca, jednocześnie mordując wzrokiem jego partnerkę".

Ogólnie ciekawa sprawa z tymi hotkami (bo inaczej tych koleżanek Domena nazwać się nie da). Wiecie, ja jestem z branży i wiele gatunków hotki już widywałam, ale te są inne. Nie rzucały się na Domena jak na ostatnią rolkę papieru toaletowego za komuny, tylko przy każdej możliwej okazji go zagadywały, próbowały chociaż przypadkiem i przelotnie go dotknąć i udawały jego wielkie przyjaciółki. Dlatego oboje odetchnęliśmy z ulgą, kiedy mogliśmy w końcu pójść powirować na parkiecie.

Girl, you know I want your love

Your love was handmade for someone like me...

Kiedy skończyliśmy jeść kolację, DJ wziął do ręki mikrofon i zaczął mówić po angielsku.

- Jest wśród nas jeden gość z zagranicy, pewnie wszyscy wiecie, że Laura, partnerka Domena jest Polką. Sądzę, że będzie jej miło, kiedy usłyszy piosenkę w swoim rodzimym języku.

Wszystkie oczy skierowały się na mnie, Domen ścisnął mnie za rękę, a ja w skupieniu czekałam na "Przez twe oczy zielone", no bo co innego mogli puścić?

Zdziwiłam się szczerze, kiedy zamiast hitu Zenka Martyniuka z głośników popłynęła jedna z moich ukochanych piosenek. Uśmiechnęłam się do Domena, bo to musiała być jego zasługa, a on pociągnął mnie na parkiet.

Po chwili wahania zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie mocno w pasie. Jego ramię wydawało się być stworzone, żebym mogła na nim opierać głowę. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, a ja nuciłam.

Ratuj mnie

Z pożarów i wyławiaj z rzek

Zostań tu

Mów o wszystkim o czym chcesz

Nim dosięgnie nas stado dzikich lwów

Nim dopadnie cię jeden z gorszych snów...

Koło trzeciej nad ranem jedna dziesiąta kolegów Domena była już w stanie silnego upojenia alkoholowego, a mnie z kolei zaczęła dokuczać tarczyca. Nagle owładnęła mną senność, ledwo mogłam stać na nogach, chociaż jeszcze dziesięć minut wcześniej szalałam na parkiecie. Domen to zauważył.

- Dasz radę iść? - zapytał z troską.

Nie odpowiedziałam, bo oczy same mi się kleiły, więc wziął mnie na ręce, tak jak dzień wcześniej Nikę i wyniósł z sali, odprowadzany wzrokami tych, którzy jeszcze byli w miarę trzeźwi (ja i Domen byliśmy chyba jedynymi abstynentami), a potem, klucząc korytarzami, wniósł mnie do jakiegoś pomieszczenia, ułożył na czymś miękkim i przykrył swoją marynarką.

- Śpij - szepnął.

Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać.

Kiedy się obudziłam, było przed szóstą. Domen siedział obok mnie, a z sali dalej dobiegały odgłosy zabawy.

- Co to za miejsce? - zapytałam.

- Sala baletowa. Jedyne miejsce, gdzie mogłaś się przespać, bo są tu materace.

Moje myśli krążyły wokół jakiegoś punktu, ale zaspany mózg nie mógł załapać o co mu chodzi.

- Kawa! Potrzebuję kawy! - zrozumiałam wreszcie.

Domen przewrócił oczami i się zaśmiał.

- Chodź. Zaprowadzę cię do najlepszej kawiarni w Kranju.

Zabraliśmy z szatni płaszcze i wyszliśmy na dwór. Owionęło nas chłodne, ożywcze powietrze budzącego się do życia miasta.

Domen poprawił mi szalik, a potem wyciągnął do mnie rękę, a ja splotłam nasze palce ze sobą.

Pierwsze promienie wschodzącego słońca oświetliły nasze twarze, a my poszliśmy poszukać kawy, trzymając się mocno za ręce.

Dla zainteresowanych - piosenka zawarta w rozdziale to "Safari" Piotra Zioły.

Po prostu skacz, D.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz