ROZDZIAŁ 15.

2K 216 137
                                    


Poszukiwanie sukienki zakończyło się całkowitym sukcesem, torebkę i szpilki kupiliśmy równie sprawnie, a Domena, pozostawionego samego sobie, zaatakowała tylko jedna grupa hotek (opisały to potem ze szczegółami na Twitterze i powstał miliard teorii spiskowych, na temat tego, co Domen robił w Polsce). Wyjazd do Krakowa można więc podsumować jako bardzo udany. 

Po powrocie do Zakopanego musieliśmy zacząć szykować się do Wisły, a ja także na następujący tuż po tym wyjazd do Kranja (bo szanowny pan Prevc pomylił terminy!). Smutno było opuszczać Waltera, no ale drugi Walter nie pochwala spóźnień. 

Konkursy w Polsce były dla mnie wyjątkowe. Nie tylko dlatego, że w ojczyźnie, że nikt do mnie nie mówi po niemiecku, ale też dlatego, że oprócz skocznej hałastry towarzyszyli mi moi rodzice i Ewa. No właśnie, rodzice...

- Mamo, tato, to moi przyjaciele... Johann, Peter, Cene, Domen, Daniel, Andreas, Andreas, Anders, Stefan, Stephan, Markus, Richard, Jurij, Manuel, Michael... (pięć minut później)... Anze i Anze - dokonałam prezentacji, kiedy rodzice odwiedzili mnie w miasteczku skoczków przed serią próbną. 

- Ale Domena to zapamiętajcie - wypaliła Ewa, po czym oddaliła się, żeby uniknąć mojego morderczego spojrzenia. 

Mama nie zdążyła mnie wziąć w krzyżowy ogień pytań, bo zrobiło się zamieszanie związane z rozpoczęciem serii próbnej i powędrowali na trybuny. Uffff... Było blisko. A z Ewką to sobie pogadamy...

Pierwszy konkurs w Wiśle zakończył się wprost idealnie i mogłam ze łzami w oczach śpiewać "Mazurka Dąbrowskiego", a potem dusić Kamila w uścisku radości. A potem przeprowadzić z nim wywiad. 

Miałam nadzieję, że następny konkurs na małyszowej ziemi minie równie spokojnie i bezproblemowo, ale jak płonne były moje nadzieje dowiedziałam się już wieczorem, kiedy Facebook wyświetlił mi post "Mateusz Jóźwik jest w podróży do Wisła z użytkownikiem Julia Solecka", a potem drugi "GO, Kamil!". 

- Nie wzywaj imienia brata mego na daremno, ćwierćinteligencie - mruknęłam do ekranu telefonu. 

Za jakie grzechy, za jakie grzechy, ja się pytam?! Moglibyśmy sobie nigdy nie wchodzić w drogę, wszyscy byliby szczęśliwi... 

Istniała jakaś nadzieja, że ich nie spotkam, ale przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mawiał Królik z Kubusia Puchatka, więc wygrzebałam z walizki moje najładniejsze ubrania. Co sprowadzało się do bluzy od Domena i pary porządnych czarnych dżinsów... Szału nie było, dupy tym bardziej nie urywało. Czarna kurtka leżała nieźle, ale brakowało mocniejszego akcentu. Czerwona szminka, moja tajna broń, została w domu...

- Cześć, Domen! Załatwisz mi czapkę waszej reprezentacji, proooszę? O, znowu uczysz się włoskiego? To nie przeszkadzam - zalałam młodego Słoweńca potokiem słów, uśmiechnęłam się uroczo i oddaliłam się z powrotem do mojego pokoju. 

Nie myślcie, że jestem jakąś fanką neonowych kolorów w połączeniu z szarością, czy kibicką Słowenii (flaga naszyta na mojej kurtce wszystko wyjaśnia). Po prostu moja była przyjaciółka, a obecna dziewczyna mojego byłego chłopaka jest rasową hotką, a ja wiedziałam jak uderzyć w czuły punkt. 

Następnego ranka wspięłam się na wyżyny mojego makijażowego kunsztu i pomalowałam rzęsy tuszem i uzbroiłam się w maksimum pewności siebie. Mój czarny outfit dopełniony słoweńską czapką, dostarczoną mi przez Laniska (który wyjątkowo nie wyglądał, jakby coś przedawkował) prezentował się wręcz idealnie. Pozostało mi wierzyć, że robiłam to wszytko na daremno...

Pierwszy problem pojawił się wtedy, kiedy okazało się, że polskie hotki mają wyjątkowo dobrą pamięć i jeszcze im świtało, że Forfang miał rok wcześniej bardzo dobry sezon, a poza tym był Norwegiem, więc niemalże skakały przez barierki, żeby zdobyć zdjęcie i autograf. Straciłam więc najwierniejszego kompana i przemykałam szybko obok barierek, starając się nie oddalać za bardzo od miasteczka skoczków.

Po prostu skacz, D.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz