Rozdział 3

61 9 1
                                    

Obudziłam się. Kolejne dni mijały tak szybko, że nawet  nie ma co opisywać. Robiono mi zdjęcia, sprawdzano sprawność, karmiono i przytulano. Żyłam jak pączek w maśle.

Kiedy zabrano mnie do domu moich teraźniejszych rodziców od razu ujrzałam willę... To była ta sama willa, w której żyłam w pierwszym wcieleniu. No może trochę przebudowana na nowszą modłę i odrestaurowana, ale nadal był to ten sam budynek, ten sam las niedaleko, a gdzieś w tym lesie ta sama chatka czarownicy...

Tata wyciągnął mnie z samochodu i powiedział:

- Oto Twój nowy dom córeczko.

Zabrali mnie w nosidełku na piętro po schodach, którymi ja chodziłam 200 lat temu. To było dziwne uczucie. Wiecie, znać ten dom z innej perspektywy czasu. Wiedzieć kto chodził tymi schodami wtedy i chodzić nimi teraz, za rok czy za dwa. Mieć z nimi związane wspomnienia z innej epoki...

Weszliśmy do pokoju. Do mojego dawnego pokoju... To jest jakieś psychiczne! Jakbym wróciła do osiemnastego wieku, do tego domu, do tej tragedii...

Był wyposażony identycznie jak w moim pierwszym życiu, co było zaskoczeniem, bo te rzeczy już były stare w 18 wieku. Teraz miały pewnie ze 300 lat. Była tylko jedna różnica - obok łóżka stało łóżeczko dla dziecka. Jak się domyśliłam to dla mnie.

Minęły kolejne dni, kolej dni nie warte zbytniej uwagi... Rodzice kolejno mnie karmili, myli bawili się ze mną, karmili, myli i kładli spać. Właściwe warty uwagi jest dzień w którym powiedziałam pierwsze słowo...

Rano mama jak zwykle posadziła mnie w wysokim krześle i podała jedzenie. Z uśmiechniętą buzią zabrałam się do jedzenia. Ach ten apetyt niemowlaka. Miałam już rok. Rok i kilka dni... Nie pamiętam moich urodzin. Po prostu nie pamiętam.

Po jedzeniu mama mnie zabrał i zaczęła myć. Uśmiechnięta, spokojna osoba. Przypominała mi moją pierwszą matkę. Wtedy po raz pierwszy powiedziałam jakieś sensowne słowo:

- Nick...

I od razu przypomniała mi się druga część snu...

Biegłam przez las, aby się z nim spotkać. Spotkać się z Nickiem... Wiem, że nie było to znane imię, szczególnie w 18 wieku, ale tak miał na imię. Był zawsze uśmiechnięty, potrafił mnie rozśmieszyć i zawsze był przy mnie, w zdrowiu czy w chorobie, w szczęściu czy w żałobie, zawsze mi towarzyszył, przynajmniej duchem, bo moja mama nigdy go nie poznała, miał zakaz zbliżania się do willi...

Wreszcie dotarłam na moją ulubiona polankę. W spodniach i koszuli brata. Rozglądałam się, ale nie zauważyłam Nicka. Nie mogłam go dojrzeć.

- Słabo się rozglądasz Alekso... - usłyszałam głos. Głos Nicka.

Już po chwili wylądował przede mną wysoki chłopak z szarymi oczami i czarnymi włosami. Widocznie siedział na drzewie, pod którym stanęłam. Uśmiechnęłam się do niego, odwzajemniał gest. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zatliły się wesołe iskierki. Był moim jedynym przyjacielem. Najlepszym.

- To co dzisiaj robimy? - zapytał.

Nagle na odległym krańcu polany pojawił się płomień. Jasno zielony płomień. Słyszałam legendy o " Jęzorach ", ale nigdy nie sądziłam, ze istnieją naprawdę. Miały wskazywać przeznaczenie.

- Idziemy za nim... Chyba. - powiedziałam.

Nick kiwnął głową. Ruszyliśmy w stronę płomienia, ale gdy zbliżyliśmy się na odległość metra, on zniknął, ale w oddali pojawił się kolejny "Jęzor". Zdawał się nawoływać nas, abyśmy szli za nim. Więc poszliśmy.

Dalsza część legendy o jęzorach mówiła, że są to duchy ludzi pokonanych przez przeznaczenie. Chcieli je oszukać, zmienić lub nawet przekupić, lecz ponieśli sromotną klęskę. Swoim istnieniem mają przypominać, że losu i przeznaczenia nie da się oszukać. Mieli wskazywać właściwą drogę przez świat.

Długo trwała nasza wędrówka za jęzorami. W pewnym momencie wystraszyłam się, że nie trafię później do domu. Doszliśmy na polankę na środku której stał domek. Ostatni jęzor zdawał się wnikać w drzwi, co chyba oznaczało, że mamy wejść do środka.

Usłyszeliśmy szelest w krzach niedaleko nas i za chwilę pojawiły się blond włosy. Pognaliśmy jak najszybciej do domku, ponieważ rozpoznałam włosy.

Wcielenie nr 77Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz