8

4.7K 315 203
                                    

   Siedząc na jednej z lekcji, poczułam wibracje przychodzącej wiadomości, w mojej kieszeni. Wyjęłam dyskretnie telefon, ale szybko go schowałam z myślą, że zaraz będzie przerwa. Jeśli ktoś coś odemnie chce, to poczeka.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do pisania notatki z lekcji.

Gdy lekcja się zakończyła, weszłam do łazienki wyjmując przy tym telefon. Dostałam wiadomość od nieznajomego numeru. Wtf? Może ktoś z mojej rodziny zmienił numer i wysłał mi sms z informacją o tym? Jednak kątem oka, zobaczyłam treść tej wiadomości i lekko sie przestraszyłam, a raczej zestresowałam.

13.50
Przyjdź do opuszczonego domu swojej Przyjaciółki. Ach, to ja. Jeff

No chyba sobie żartuje. Najpierw mnie wystawia a teraz chce żebym była na każde jego skinienie?
   Prychnęłam tylko na to i schowałam telefon z powrotem do kieszeni mojej czarnej sukienki. Oczywiście po chwili go wyjęłam bo znowu dostałam jakąś wiadomość.

Naprawdę cię potrzebuje. Proszę pomóż mi.

Głośno westchnęłam i szybkim krokiem wyszłam z łazienki. On ciągle mi pomaga. Czas się od wdzięczyć, mimo, że ostatnio nie potraktował mnie najlepiej. Choć czy to nie wyjdzie z lekka protekcjonalnie z jego strony? Nie zależnie co on zrobi, ja i tak robię co on chce. Jednak jestem mu to winna. Może przy okazji wytłumaczy mi to wszystko? Postawi sprawę jasno?

Zabrałam swój plecak z klasy, mówiąc jednej z dziewczyn, zajmującej ławkę przede mną, żeby przekazała naszej wychowawczyni, że muszę wrócić do domu, ponieważ coś się stało z moją mamą. Ona  w odpowiedzu kiwnęła głową i od razu poszła mnie zwolnić.
  Zmieniłam buty, przerzucając sobie plecak na plecy i szybkim krokiem pokierowałam się w kierunku starego domu Alleny. Co mu się mogło stać?

Przeskoczyłam przez ogrodzenie domu - tak, nauczyłam się przeskakiwać. Powiem tyle. Wychowanie fizyczne czasem się przydaje. Wyjęłam kluczyk z skrytki i otworzyłam w drzwi. Jak poparzona wpadłam do salonu, w którym jak gdyby nigdy nic, Jeff siedział sobie z swoimi kolegami, - podejrzewam to po komforcie z jakim ze sobą rozmawiają - i nie wyglądał jakby potrzebował pomocy. Wręcz przeciwnie. Jego dziwnie wyglądający koledzy wydawali się zapewniać mu pomoc w razie potrzeby.

– Czyli Jeff jednak zajmuje się dziećmi.– zaśmiał się na mój widok blond włosy elf.

Dzieckiem? Czy ja wyglądam jak dziecko? W sumie może. Ale on wygląda jak jeszcze większe. Jednak to nie miłe z góry oceniać kogokolwiek ze względu na wiek. Nie zależnie czy masz pięc, piętnaście, piędziesiąt lat.  Bo zawsze znajdzie się ktoś starszy i młodszy. No chyba że jesteś najstarszą osobą na całym świecie, to wtedy nie. Jednak wiek o niczym nie swiadczy! Pamiętam jak byłam młodsza i nikt nigdy nie traktował mnie na poważnie. A to czemu? Bo byli starsi. To strasznie frustrujące. Nie znają mnie, a oceniają. Nie mogli wiedzieć, że miałam bogate plany, ciekawe zainteresowania czy dojrzałą osobowość. To znaczy... Nie do końca miałam te cechy. Jednak może mogłam je wtedy wykrztałcić? Być teraz wartościową osobą, a nie samotną i wyrachowaną do szpiku kości nastolatką? Niektóre, nawet z pozoru nie ważne wybory, mogły zmienić wiele. Czasami tylko nie ryzykujemy. Nie dajemy szans.

Reszta gdy mnie zauważyła, także zaczęła się śmiać. Tylko nie Jeff. On wyglądał na zaskoczonego moim przybyciem.  Nic nie powiedziałam na uwagę z strony nieznajomego, i tylko stałam zaskoczona i trochę zawstydzona.

– Co ty tu robisz?– zapytał w końcu kruczowłosu.

– Ja? To ty mnie podobno potrzebowałeś.– rzuciłam z wyrzutem i cofnęłam się odrobinę do wyjścia.

– Nie? – zaśmiał się cicho.

Rozglądał się na wszystkie strony i przyglądał się reakcji kogokolwiek. Gdy ktoś dziwnie i z kpiną na mnie spojrzał, piorónował go wzrokiem. Och, czyżby nie chciał zrazić swojego sługi?

          Za późno.

– To ja do ciebie napisałem. – podniósł rękę blond elf.– Chciałem zobaczyć jak wygląda dziewczynka Jeffa.

Dziewczyna? Rozbawił mnie ten tytuł. Jest mi wstyd, jednak czuje, że zaraz wybuchnę. Wybuchnę i nie pozostanie tutaj nic.

– Ile ty tak właściwie masz lat? – zapytał wcześniej widziany  przeze mnie w parku brunet. – Trzynaście?

Nie powiedział tego w jakiś wredny sposób, ale z nikłą wyższością w głosie, sugerując, że może jednak nie powinnam przebywać w towarzystwie takich... "Dorosłych".

– S-siedemnaście.– mruknęłam.

– Czyli już nie takie dziecko.– zaśmiał się niebiesko włosy błazen który siedział na środku kanapy i przeleciał swoim wzrokiem po całej mojej sylwetce zatrzymując się na końcu sukienki.– Skarbie, może dostaniesz z nami?

Poczułam się dziwnie... Dotknięta. Było w tym coś nonszalanckiego i dwuznacznego. Coś, co nie było w porządku.

– Zamknij się.– warknął Jeff który stanął przede mną i zastawnil mnie swoim ciałem.– A ty Ben. – pokazał palcem na elfa – masz wpierdol.

Złapał mnie za dłoń i wyprowadził z domu Alleny. Przez cały czas miałam spuszczoną głowę i nie dopuszczałam do siebie myśli, że ktoś mógł mnie tak potraktować. Są inni. Czy nie powinni być... Lepsi?  Spodziewałam się po nich czegoś więcej. Większej tolerancji i wyrozumiałości.

– Poznałaś moich kolegów. – zaśmiał się.– Polubisz ich kiedyś.

– Nie będę miała okazji. Ty też nie. - zacisnęłam dłonie w pięści.

– Co?

– Nie będziesz się opiekował dzieckiem. – złapałam za kamień który leżał obok mojej stopy.– Byłeś moim bohaterem. Ale już nie jesteś. Spóźniłeś się tamtego dnia, jak i dziś.

Odwróciłam się do niego plecami, ale po chwili namysłu szybko się odwróciłam i rzuciłam kamieniem z całej siły w delikatnie wystającą głowę z drzwi. Jak się okazało był to niebiesko włosy który po chwili upadł na ziemię, łapiąc się za głowę.

– Hahahaha to było niezłe cukiereczku – uśmiechnął się mimo bólu.– Chętnie bym cię bliżej poznał, ale Jeff mi nie pozwoli.– udał zrozpaczonego.– Ale nawet on nie zna dnia ani godziny.

– Co? – odezwał się rozbawiony jego pewnością siebie.

Nawet teraz nie potrafisz odpowiednio się zachować? Gdy się odwrócę, zmieniasz od razu swoje zachowanie?

Usłyszałam tylko te ,,Co" przy wyskakiwaniu przez ogrodzenie. Nie chce mi się już tego słuchać. Obrucili moje resztki dobroci przeciwko mnie. Ale ja jak jakiś debil nadal się staram.

Wróciłam do domu obok którego zatrzymali mnie moi sąsiedzi, którzy nagle zapomnieli o tym kim jestem. Wytłumaczyli mi, że nasze Miasto postanowiło zorganizować patrole skłajadące się z dwójki dorosłych. Będą patrolować tutaj najcześniej po szesnastej, ale dziś zaczęli wcześniej by powiadomić mieszkańców. Ale wracając. Wróciłam do domu, w którym jak zwykle byłam sama.  Chcąc na czymś wyładować swoje frustrację związane z Jeff'em. Nawet nie jestem zła na jego kolegów, i to w jaki sposób mnie potraktowali. Bardziej o jego zachowanie. W gruncie rzeczy, on nic nie zrobił. Chwila! Zrobił. Tłumacze to sobie tylko dlatego, że go lubię. Ale teraz nie mogę się tak łatwo dać. Nie mogę być na każde ich zawołanie. Na jego zawołanie...

Spojrzałam na swój telefon, na którym dostałam trzecią wiadomość od tego samego numeru.

It's a prank! Nie fochaj się na Jeffa. Przecież nic nie zrobił.

I właśnie o to chodzi. Nic nie zrobił. Przez ten miesiąc nie dawał choćby małego znaku życia. A gdy już takowy daje, to okazuje się, że nie on, tylko jego upośledzony kolega! Nic nie zrobił bym się na niego nie złościła. Nawet teraz to nie on to napisał, tylko jego kumpel.

Doskonały jak zwykle.

Zabójczy Żart - Jeff The Killer x ReaderWhere stories live. Discover now