Rozdział 5.

24 2 0
                                    

Wstałam o 7:00, żeby zdążyć się wykąpać przed "szkoleniem", którego nie potrzebowałam. Pół godziny później suszyłam moje kruczoczarne włosy. Umalowałam rzęsy, związałam proste jak druty czarnuchy w kucyka, który sięgał mi do pasa. Założyłam szare obcisłe dresy, czarną bokserkę i szarą bluzę. Wskoczyłam w czarne adidasy i o 7:50 skoczyłam na dół zrobić sobie kawę.

- Dzień dobry. - burknął Liam.

Nie odpowiedziałam, po prostu zajęłam się sobą. Uznałam, że nie będę z nimi rozmawiać dopóki nie będę zmuszona im odpowiedzieć.

- Mhm, rozumiem. - dodał bez entuzjazmu.

Zabrałam kubek ze świeżo zaparzoną kawą i wyszłam przed dom zapalić. Jak na złość stał tam Zayn. Ale przecież czego ja się spodziewałam. Olałam go i usiadłam na ławce. Odpaliłam ostatniego papierosa popijając kawę. Zauważył mnie i usiadł na przeciwko.

- Cześć Księżniczko. - powiedział z przekąsem.

Nie odezwałam się.

- A Ty co? Udajesz, że mnie nie znasz? - zapytał po kilku chwilach. Widać było, że irytuje go moja obojętność.

Nadal milczałam.

- Hah. - prychnął. - Zwykła suka, wiedziałem. - no nie, chciałam się z nikim po prostu nie użerać. Ale cóż Leslie, nie daj się sprowokować australopitkowi. Zaciągnęłam się ostatnim buchem i wypuściłam dym wprost na jego twarz. Zgasiłam niedopałek i zabierając kubek wstałam.

- Leslie. - zawołał mnie Harry. - Leki.

Podeszłam i wystawiłam rękę, a Styles wysypał na moją dłoń zawartość leków wydzielonych w pudełeczku. Na mojej dłoni znalazło się 7 tabletek. Każda innego koloru i kształtu. Łyknęłam wszystkie na raz popijając je kawą. Nadal się nie odzywałam, a korciło mnie, żeby z grzeczności odpowiedzieć głupie "dziękuję".

- Dobra, jest 8:00. - odezwał się Liam. - Louis i Niall jadą ze mną, a Zayn i Leslie z Harrym i nie chce słyszeć sprzeciwów.

Nikt się nie odezwał. Wyszłam przed dom i przede mną stały dwie czarne BMW, jedna to e60, a druga e39. Harry szedł do e60-tki więc poszłam za nim. Otworzyłam sobie drzwi z tyłu i wsiadłam.

Droga przebiegła w ciszy, to znaczy ja siedziałam cicho i nie przysłuchiwałam się o czym rozmawiali Ci z przodu. Po 30 minutach około byliśmy na miejscu. Zwykłe pola otoczone lasem.

Wysiadłam i zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Spojrzałam na drzewa, tak bardzo chciałam się między nimi schować i uciec.

- Dobra, standardowo, biegniemy przez las na następną polanę z torem. Leslie idziesz ze mną. - Harry zwrócił się do mnie. - I żadnych sztuczek, pamiętaj, że mam pilota.

Po przebiegnięciu około 5 kilometrów znaleźliśmy się na torze. Był tam stół na broń, a 3 kilometry dalej tarcze. Tor wyglądał jak ten w wojsku. Oczywiście kiedy byłam szeregowym.

- Leslie, będziesz miała swoje 5 minut. Dostaniesz broń. - Powiedział Liam. Nareszcie. Pomyślałam. - Musimy zobaczyć na co Cię stać Mała.

Stanęliśmy przy stole, a Zayn rozkładał broń. Złapałam pierwszą lepsza i poczułam to wspaniałe uczucie. Widziałam tylko siebie i tarcze. Złapałam dwa magazynki i wsadziłam do kieszeni dresów. Zaczęłam strzelać. Szybko i stanowczo. strzał. Strzał. Strzał. Przeładunek.

- Stop! - krzyknął Tomlinson. Co? Już? Nawet się nie rozgrzalam. - Idę sprawdzić.

Pobiegł i przyniósł kartki.

- Chłopaki. - powiedział wracając. - Nie chybiła ani razu.

Pokazał im kartki w których każdy nabój pokrywał się z poprzednim na samym środku.

- Też mi wyczyn. - zawył Horan wyraźnie urażony.

- Niall, to jest wyczyn. - usłyszałam głos Zayna. Zaraz, Zayn to powiedział?

Następnymi próbami były sparingi.

- Horan! Idziesz na pierwszy ogień, jesteś najsłabszy w walce. - zaczął naśmiewać się z niego Harry.

- Spierdalaj. - warknął blondyn.

- Nie bój się, w razie co nasza Les pada jak długa. - szydził brunet.

Obdarzyłam go tylko lodowatym spojrzeniem. Stanęłam na środku polany i wyciągnęłam rękę w geście przywołania. Dawaj blondasku. Pomyślałam.

Niall ruszył pewnie w moją stronę. Obserwowałam jego ruchy. Wiedziałam, że zaatakuje lewą ręką. Podszedł bliżej, stałam i czekałam na jego ruch. I stało się jego ręka złapała mnie za ramię. Miałam wrażenie, że sam się zdziwił, że mnie dotknął. Złapałam za jego rękę w okolicy łokcia, schyliłam się i przerzuciłam jego ciężkie ciało za siebie. Usłyszałam tylko gruchot, gdy runął na ziemię. Przydepnęłam go triumfalnie nogą.

- Ja pierdole. - odezwał się Horan z twarzą w błocie.

- No i co orzeszku? - zawył Harry.

- Sam spróbuj jak jesteś taki mądry. - podniósł się Niall. - Tylko oddaj tego magicznego pilota.

- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się i doszedł do mnie, po drodze dając blondynowi pilota.

- Leslie nie oszczędzaj się! - krzyknął blondyn i ostentacyjnie rzucił pilota na stół obok broni.

- Zaczynaj. - warknął Harry w moją strone

Nie zwlekając przebiegłam obok niego. To znaczy chciałam, bo Styles zaskoczył mnie ręką, która złożyła się w pięść i wylądowała na moim splocie. Złapałam go za nią, wykręciłam, podstawiłam mu nogę, popchnęłam i... Lokaty chłopak leżał pod moimi stopami.

- No i co orzeszku? - sparodiował go Horan.

- Dobra, moja kolej. - ustawił się Liam.

Oboje ruszyliśmy w tym samym momencie. Liam wpadł we mnie porządną siłą chcąc się sparowac. No ok. Pomyślałam, gdy Liam sprowadzal mnie do parteru. Chciał mi założyć trójkąt, ale udało mi się nie dopuścić do zacisku ud. Przeturlałam się przez niego i założyłam mu balachę. Odklepał.

Liam wstał i poszedł do chłopaków, a Ci zaczęli go wyśmiewać. Ja odwróciłam się, żeby wytrzepać piach ze stanika. I to był błąd.

Pamiętaj. Nigdy nie odwracaj się tyłem do wroga.

Poczułam szarpnięcie i wygięcie do tyłu. Jedna ręka oplatała mnie od lewej, przechodziła przez moją szyje i zaciskała się na prawym barku. A prawa przykładała nóż do gardła.

- Ło, ło, ło Zayn. - usłyszałam Horana. - Odpuść.

- Zamknij się. - warknął na niego. - I jak sobie teraz poradzi nasza Pani Podporucznik? - burknął w moim kierunku, a jego ręka coraz mocniej zaciskała się przy mojej szyi.

- Zayn, daj spokój! - krzyknął Liam.

Wykorzystałam odwrócenie uwagi. Jedną ręką odciągnęłam jego prawą rękę, a drugą wybiłam nóż z ręki. Obróciłam się i zadałam kopnięcie w głowę. Upadł ogłuszony. Wzięłam go w dosiad i zaczęłam uderzać pięścią w jego szczękę. Trzy uderzenia. Splunęłam obok jego głowy i wstałam.


- Ona naprawdę jest dobra. - powiedział Evan, który nie wiadomo skąd się wziął. - Jutro dostaniesz pierwszą akcje. - kiwnęłam potwierdzająco głową. - Potrzebujesz czegoś? - zapytał.

- Fajek. - odezwałam się.

- A jednak mówi. - zachwycił się Harry z sarkazmem.

Posłałam mu piorunujące spojrzenie.

- Jak wrócicie masz jej oddać wagon fajek. - Evan warknął na Zayna. - Dziwię się gentelmanie, że jeszcze tego nie zrobiłeś.

Zayn tylko prychnął.

- Dobra, wracamy. - powiedział Liam.

Bloods. Donde viven las historias. Descúbrelo ahora