Rozdział 6

1.2K 109 9
                                    

- Uważam, że Misaki powinna odpocząć - upierała się ciocia, kiedy następnego dnia przyszłyśmy na lodowisko.
Zakładam, że wyglądałam wtedy jak siedem nieszczęść.
- Dopiero co tu przyjechałyśmy, a ona już ma odpoczywać? - założyła ręce mama.
- Saki, przecież wiesz, że nie można jej przemęczać. Potem ta krótka przerwa będzie musiała być coraz dłuższa. Zobacz ona ledwo stoi na nogach!
- Przesadzasz Kotori. Nikt jej nie każe jeździć szybko, wystarczy, że spokojnie pojeździ na lodzie.
- To też wysiłek.
Chciałam to jakoś uspokoić, ale ciocia miała trochę racji... Potrzebuję przerwy. Tylko jeden dzień i powinno być dobrze.
Ale nagle zauważyłam znajomą sylwetkę wchodzącą na lód i od razu zachciało mi się jeździć. Patrzyłam na niego przez chwilę by zaraz wtrącić się do sprzeczki.
- Um, ciociu?
Spojrzała na mnie z troską wymalowaną na twarzy.
- Jest w porządku. Mogę jeszcze trochę pojeździć. Z resztą mamę nie łatwo przekonać...- zerknęłam na nią kątem oka - Zajmijcie się swoimi rzeczami, a ja jak się zmęcze, poprostu zejdę.
Pominęłam już to, że ogromnie ciekawiło mnie co w tym czasie robi moja mama. Ona zawsze należała do tajemniczych osób. Chciałam już zostać sama, by dzisiaj bardziej niż na jeździe skupić się na podziwianiu chłopaka. To byłby najlepszy odpoczynek.
- Czy ty przypadkiem nie robisz tego dla siebie, Saki?
Odwróciłam się w ich stronę na te słowa, mając już ściągnięte buty.
- Kotori - powiedziała mama stanowczo i z tym charakterystycznym dla niej surowym spojrzeniem, przed którym nawet ciocia się ugięła.
- Jakby cię coś bolało, odrazu schodź, dobrze? - zwróciła się do mnie trochę ciszej.
Spojrzała na lodowisko odszukując kogoś wzrokiem i uśmiechając się.
-Wszytsko jasne...

❄❄❄

Raz. Dwa. Raz. Dwa. Liczyłam sobie w myślach, robiąc duże ślizgi by nie męczyć się za bardzo. Mimo to czułam, że zaraz odpadną mi nogi. Na dodatek zbierało się tu co raz więcej ludzi, a przez moje zmęczenie nie miałam już aż takiej kontroli nad kierunkiem jazdy i zwrotami. Kiedy zaczęli wykonywać skoki, kompletnie nie miałam pojęcia jak jechać by na nikogo nie wpaść. Jeśli znowu się przewrócę, a chłopak, któremu chce zaimponować to zobaczy...Nie chce nawet o tym myśleć. Nie wiem czy chce mu zaimponować bo jest taki...jaki jest, czy może dlatego, że nazwał mnie niezdarą, co jeszcze bardziej mnie zmotywowało do ciężkiej pracy. No ale bez przesady. Aż taką niezdarą to ja nie jestem. W końcu jeżdżę na tym samym lodowisku co on, więc jakiś talent jednak mam.
Jechałam patrząc na nogi, pogrążona w myślach. Kiedy podniosłam wzrok, ujrzałam grupkę łyżwiarzy zmierzającą wprost na mnie i to zadziwiająco szybko.
W ostatniej chwili zmusiłam moje ciało by wykonać skręt, który wyszedł fatalnie. Ostrze łyżwy wyleciało do przodu, straciłam równowagę i zacisnęłam powieki przygotowując się na niemiłe spotkanie z zimnym, twardym podłożem.
Ale zamiast tego poczułam szczupłe ramiona obejmujące mnie od tyłu.
To nie może być...
-Jesteś strasznie ciężka, powinnaś schudnąć -usłyszałam znajomy głos.
-C-Co?! - natychmiast spróbowałam się podnieść choć wcale nie miałam ochoty. Byłam wściekła bardziej na siebie niż na niego. Znowu narobiłaś sobie wstydu Misaki. Świetnie.
S

tanęłam na własnych nogach, przez przypadek odjeżdżając trochę do tyłu. On szybko złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
Poczułam jak w jednej chwili moje policzki robią się czerwonę.
Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę lądującego lutza. Gdyby nie on, na pewno byśmy się zderzyli...
- Jesteś zagrożeniem dla wszystkich tu obecnych - prychnął.
- Ja...
- Czy ty w ogóle umiesz jeździć? - spytał i zlustrował mnie dokładnie wzrokiem.
- T-Tak...Ja poprostu...
- Z tego co widziałem coś słabo ci idzie.
Cholera, czemu nie mogę się przy nim normalnie wysłowić?!
- Długo...Nie jeździłam... - wymamrotałam, nie odrywając oczu od moich łyżew, gdy tylko zdałam sobie sprawę, że nadal trzyma mój nadgarstek.
- Kto cię tu wpuścił?
- Ciocia...
- Ciocia?
Kiwnęłam głową.
Całe szczęście, że dzisiaj był spokojniejszy niż ostatnio...
- Nie powinnaś była tu przychodzić.
Co...? To dlatego, że słabo jeżdżę? Aż tak słabo...? Cicho przełknęłam ślinę i coraz bardziej zaczęłam żałować, że zrobiłam taką dużą przerwę w jeździe. Będę musiała przenieść się na tamte zatłoczone lodowisko?
- Dzisiaj niedziela - powiedział widząc moje zakłopotanie.
Zmarszczyłam lekko brwi próbując zrozumieć o co mu chodzi.
No przecież! Niedziela! Ludzie mają wolne więc przychodzą!
- Aha...
Obejrzał się w okół, po czym utkwił wzrok we mnie.
- Schodzisz.
- A-ale ja...
- Natychmiast.
Pociągnął mnie, ale ja przycisnęłam ostrza do lodu.
- Co robisz...
- Jak przejdziemy? - zdołałam wydusić z siebie pytanie, gdy zobaczyłam odległość dzielącą nas od wyjścia i tłumy łyżwiarzy wykonujących jakieś akrobację. Kiedy ich się tu tyle zebrało?!
- Normalnie - znowu mnie pociagnął, tym razem mocniej, tak, że znalazłam się z nim ramię w ramię. Ze stresu ledwo utrzymywałam równowagę, pokazując się z jeszcze gorszej strony. Nie był jakiś wysoki. Maksymalnie trzy centymetry wyższy ode mnie. Trudno było skupić się na drodze, ale jakoś musiałam dać radę by wrócić w jednym kawałku.
Nagle popchnął mnie z całej siły na bok, a on przechylił się na drugi.
- Patrz gdzie jeździsz debilu!!! - wrzasnął i wystawił pięść w stronę jednego z łyżwiarzy, który o dziwo też mówił po japońsku.
Chwycił mnie pod ramię by zaciągnąć mnie dalej.
- Ty uważaj - parsknął jakiś mężczyzna - Prawie przejachałeś Rosyjską Wróżkę!
Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem, a ja uniosłam pytająco brwi.
- Powtórz to jeszcze raz ty...
- Chodźmy - przerwałam mu z nieśmiałym uśmiechem.
Nie wyglądało to na kłótnie, raczej takie koleżeńskie przekomażanie, jednak on zawsze wydawał się... Śmiesznie poważny...? Jeśli tak to mogę nazwać.
Wymamrotał coś pod nosem i przetransportował mnie bezpiecznie na drugą stronę. Opadłam na ławkę jeszcze bardziej zmęczona niż przedtem.
- Przyjdź o 20:00. Zazwyczaj wtedy wychodzą.
Wściekłam się na siebie znowu, bo stać mnie było tylko na kiwnięcie głową.
- Ja też będę - powiedział i ruszył w stronę lodowiska.
Otworzyłam usta chcąc spytać o jego imię, ale zanim zdążyłam się w sobie zebrać, on już sunął po lodzie.
A więc Misaki, która umie znaleźć odzywkę na każdy tekst, stawia się każdemu, kto robi coś, co ją denerwuję, zawsze znajdzie odpowiednią ripostę...Nie jest w stanie porozmawiać z chłopakiem, który chyba wpadł jej w oko...

---------------
(Tak btw to za różne dziwne przerwy w tekstach albo litery biorące się nagle z nikąd odpowiada mój tablet)
Przepraszaaaam, że ten rozdział jest taki...No... Ale coś się zepsuło i pierwsza wersja się nie zapisała ;-; Musiałam pisać wszystko od nowa. Od teraz już tylko coraz więcej Yurcia! Mam nadzieję, że w miarę dobrze uda mi się oddać jego charakter...><

Misaki On Ice Donde viven las historias. Descúbrelo ahora