12. Kwestia moralności

94 14 4
                                    


Itharinna

Alistair, nadal trzymając miecz w ręku, powoli zaczyna okrążać leżącego na podłodze przeciwnika. Po około czterech okrążeniach zatrzymuje się na wysokości jego klatki piersiowej, ponownie dokłada miecz do gardła i z nieukrywaną złością i pogardą cedzi przez zaciśnięte żeby:

- Mam ochotę cię dobić, sukinsynie, ale najpierw chyba pokusiłbym się o tortury. Nie jestem sadystą, lecz śmierć w męczarniach należy się każdemu, kto dopuścił się zbrodni prowadzącej do straty tysiąca. Końca powolnego i bolesnego. Bolesna jak strata ukochanych, których opłakiwały rodziny. Przez całe życie miałem nadzieję na nawiązanie braterskiej relacji z bratem, a ty mi ją odebrałeś. Lecz żadne męki nie spłacą tak wielkiego długu liczonego w duszach. Zapytam z łaski, czy masz jeszcze coś na swoją obronę?

Loghain nic nie odpowiada, tylko wpatruje się w twarz blondyna. Po chwili zastanowienia mocniej chwyta ledwo trzymany w dłoni miecz...

- Kurwa, Alistair! – wyrywa mi się niepotrzebnie. Było mało realne, aby ten cios mógł poważnie zaszkodzić przyszłemu władcy, jednak nie należy zbytnie lekceważyć byłego już regenta. Na szczęście Strażnik dokładnie w tym samym czasie gwałtownie uderza ostrzem o miecz czarnowłosego. Broń z brzękiem ląduje około trzech metrów dalej.

- Chciałem tylko się podnieść, idioto.

- Nie masz po co. Od razu byś padł. Na dobre. Snem wieczystym – Ali mówi z wyższością. – Więc jak chcesz gadać, to gadaj, a może to nie będą twoje ostatnie słowa.

- Więc nie wystarczy ci pozbawienie honoru przeciwnika? Pragniesz z niego zrobić ofiarnego baranka, żądając krwawej ofiary? Nie masz honoru? Chcesz zabić przeciwnika bez broni? - Loghain próbuje drwić, lecz Alistair stoi nieugięty. – Chcę powiedzieć tylko jedno: nie doceniałem zarówno ciebie jak i Itharinny. Myślałem, że jesteście tylko dziećmi, nieuświadomionymi o okrucieństwie wojny. Myliłem się. Doskonale wiecie, co ona przynosi i w ogóle nie macie zamiaru bawić się w nią niczym w świetną zabawę, z zasadami wymyślonymi przez was i, na z góry, wygranej pozycji – milknie, powoli przekręca się na bok i niezdarnie pomagając sobie zbolałymi rękami, podnosi się do pozycji przypominającej klęczenie podczas gorliwej modlitwy. Sapnąwszy ze trzy razy z wysiłku, prostuje się w plecach i mówi – Zdaję sobie sprawę, że nie zmienię twojej decyzji. Zginę tu i teraz, płacąc za swoje winy. Pozwól mi tylko pożegnać się z moją córką i kończ waść, wstydu oszczędź.

Anora

Przez cały ten czas stoję nieruchomo, nie mogąc nawet drgnąć palcem. Wszystkie nerwy i mięśnie mam napięte do granic możliwości, a serce bije przyspieszonym rytmem. Jeszcze nigdy nie czekałam z takim napięciem na koniec potyczki między ojcem, a jego przeciwnikiem. Może to dlatego, że jeszcze nigdy walka tak bardzo nie decydowała o jego dalszych losach.

Alistair unosi rękę jak do cięcia i trwa tak przez kilka sekund, w czasie których moje serce zaczyna szaleć do granic możliwości, a ja cudem odzyskuję kontrolę nad kończynami. Na wpół nieświadoma gwałtownie zrywam się z miejsca.

- Chyba mi tego nie zrobisz! Nie możesz zabić mi ojca! Tylko on mi został, a ty jedyny wiesz, co to znaczy brak rodziców! W końcu się bez nich wychowywałeś! Nie możesz być takim tyranem! Nie tak się umawialiśmy! - krzyczę hardo, w obronnym geście stając pomiędzy ojcem i przyszłym mężem. Mam ochotę bić go pięściami, ale się powstrzymuję, bo resztki racjonalnego myślenia i rozsądek podpowiadają mi, że dla moich dłoni skończyłoby to się opuchlizną i szaro-sinym kolorem. - W ogóle kimże ty jesteś, aby decydować o czyimś życiu? Bez względu na winy, nikt nie zasługuje na śmierć z rąk bliźniego, dokonującego subiektywnego osądu. Żaden człowiek nie powinien decydować o czyimś życiu, bez względu na popełnione przez nią zbrodnie. Tak może zrobić tylko Stwórca!

[WP] Itharinna Lyna Mahariel - The Hero of FereldenWhere stories live. Discover now