Rozdział 29

1.1K 70 6
                                    

-Proszę pani ja nie wiem co powiedzieć. To jest moje marzenie od kiedy zaczęłam do pani chodzić. Tylko, że nie wiem co na to mój ojciec... On jakby to powiedzieć.. Nie jest wielkim fanem mojej pasji.- nie będę przecież okłamywać nauczycielki (znowu). Musi wiedzieć dlaczego możliwe, że tam nie mogę pojechać. Bardzo bym chciała się tam pokazać i być może wygrać, ale wszystko zależy na opinii mojego ojca.

- Rozumiem. To się spytaj i jak będziesz wiedziała to napisz do mnie, okey?- powiedziała i dała mi swój numer, a ja dałam jej swój.

- Okey. Dowidzenia- powiedziałam, a kobieta się uśmiechęła. Zanim wyszłam powiedziałam:

-Proszę pani, to czy przed tym konkursem mam przychodzić na zajęcia, czy sama mam pracować nad układem w mojej sali?

- Możesz ćwiczyć w swojej sali, ale tydzień przed wyjazdem, masz mi pokazać swój układ. Jeśli twój ojciec się zgodzi to dam Ci regulamin i dokładną datę, miejsce i godzinę.- kobieta usmiechnęła się, a ja to odwzajemniłam. po tym pożegnałam się jeszcze raz i poszłam do limunyzy, która czekała na mnie przy szkole baletowej. Albert otworzył mi drzwi, a ja podziękowałam i wsiadłam.

Droga minęła nam w ciszy i szybko. W sumie jak zawsze. Kiedy podjechaliśmy pod apartamowiec, recepcjonistka powiedziała, że mój ojciec chcę się ze mną widzieć osobiście. Przeszły mnie ciarki. Po co on chcę mnie widzieć? Ostatnio widzieliśmy się w święta czy coś takiego. Może dowiedział się o konkursie? Jeśli tak, to teraz wygłosi mi przemowę na temat mojej bezużytecznej pasjii i że nigdzie mnie nie puści. Tak rozmyślając, byłam na miejscu. Pod jego gabinetem. Trzesłam się jak nigdy. Sama nie wiem dlaczego. Możliwe, że tylko będzie chciał wiedzieć czy to prawda, że w sobotę byłam na noc u Riley. No nic. najwyżej dostanę opieprz i tyle z tego będzie. W końcu zapukałam do drzwi i je otworzyłam, bez dłuższego oczekiwania na odpowiedź.Na końcu długiego korytarza za biurkiem siedział mój ojciec. Jak zwykle w garniturze. Nie pamiętam Kiedy miał coś innego na sobie. Poszłam powoli na koniec korytarza, aż w końcu znalazłam się jakieś 2 metry przed nim. Patrzył na mnie z obojętnością. Jak na własną córkę to już przesada. Po chwili ciszy rzekł:

-Co byś chciała na urodziny. Nie ma za dużo czasu do twoich urodzin, a zanim prezent dojedzie minie trochę czasu - co?! Wezwał mnie tylko po to żeby się spytać co chcę na urodziny?! Zawsze robił to przez recepcjonistkę lub szofera. Czy on chcę być lepszym ojcem?

- Christy! Nie mam dużo czasu! Za chwilę przyjdzie klient, a ty się zastanawiasz! Nowy telefon czy laptop?- rzeczy elektroniczne. Czy on wogule wie że zależy mi na tańcu?!

- Nie. Ja nie chcę żadnych telefonów i laptopów.

- To co chcesz

- moje baletki się już przetarły i...

- nie kupię Ci żadnych baletek! Koniec kropka! Jeśli nie wybierzesz nic porządnego, to nic Ci nie kupię!

- Dobra! To nic mi nie kupuj! Wolę sama sobie zaoszczędzić niż o coś Ciebie prosić!- krzyknęłam i wybiegłam z gabinetu trzaskając drzwiami.

Trochę spóźniony, non ale nic 😂

Tylko taniec...? (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz