- Mówił coś? - zapytał.
- Znaleźli schron, Logan został pożarty, a on sam ugryziony chwilę przed tym, zanim dotarł do tego oto budynku - rozłożył ręce.
- Miał niesamowitego pecha - westchnął. Przypomniał sobie, jak Ian kiedyś jadł zupę pomidorową, którą Logan przyprawił sosem tabasco. Pomysł był Negana, ale wykonanie własnie Logana. Uśmiechnął się na to wspomnienie.
- Nakreślił nam mapę - George wyciągnął z dłoni Iana świstek papieru i podał go siostrzeńcowi - Mówił, że to około pięciu godzin drogi.
- Ale w naszym przypadku, może to zająć nieco dłużej - dodała Brenda spoglądając na męża.
- Mogę was tam podwieźć - zaproponował Negan. Małżonkowie jednocześnie pokiwali głowami.
- Chcemy udać się tam sami, wysłaliśmy tam na pastwę losu naszych kochanych bratanków, więc teraz musimy podzielić ich męki i wykończyć swoje stopy. Zginęli przez nas - odparł wuj, a ciotka zasłoniła twarz dłońmi. Siostrzeniec parsknął.
- Nie jesteście niczemu winni. Tak po prostu musiało być - powiedział niemalże bez cienia współczucia. Brenda zmierzyła go wzrokiem.
- Zawsze mnie przerażała twoja obojętność.
- Tak, ale dzwoniłaś po mnie, żebym pozbył się pająka, kiedy w domu nie było wujka - odparł.
- Eh - westchnęła - to prawda - przyznała mu rację - czasem to była cecha pozytywna.
Zastanowił się.
- Mogę pożyczyć wam pojazd, o ile wujek pamięta, jak się prowadzi - uśmiechnął się do wujka zadziornie.
- Właśnie dlatego byłeś naszym ulubieńcem pośród siostrzenic, siostrzeńców, bratanic i bratanków. Zawsze nieco inny.
- Dziękuję z aprobatę - ukłonił się przed nim - to jak? Auto przyspieszyłoby wasze pojawienie się u włazu. Ewentualnie moglibyście spędzić w nim noc. Nie dajcie się prosić, nic się nie stanie, jeśli niektórzy z moich przydupasów pójdą pieszo, a może nawet będzie to dla nich trening.
Wymienili spojrzenia. Zrozumieli się wzajemnie.
- To może być dobry pomysł.
~•~•~•~
Aileen kiwała się na lewo i na prawo. Siedziała po turecku na środku pokoju z bibelotami. Łzy kapały jej z oczu, lecz nie wciągała powietrza co kilka sekund. Tylko mokre, przezroczyste łzy.
Maggie opierała się o ścianę. Nerwowo strzelała kośćmi dłoni. Przygryzała wargi. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Co chwilę kucała, jakby próbowała otrzeźwieć umysł szybkimi ruchami ciała. W końcu przemówiła.
- Musisz mu powiedzieć - odparła, głos uwiązł jej w gardle - zbyt długo to trwa, inni też powinni wiedzieć.
Zmieniła kierunek kiwania na do przodu i do tyłu. Zaczęła obracać głowę w lewo i prawo.
- Skarbie, musisz.
Ponownie pokiwała głową.
- Wszyscy się o ciebie martwią.
Wzruszyła ramionami.
- Przedwczoraj byłaś tak słaba, że ledwo uniosłaś widelec.
Mokre esy floresy zdobiły podłogę.
- On musi wiedzieć - spojrzała na jej powyciąganego, niedbałego warkocza - odkąd zaplótł ci warkocza, nie zmieniłaś fryzury. Myjesz ją w całości i starasz się jej nie zepsuć. Od trzech miesięcy Aileen, od trzech miesięcy!
Przejechała palcami po niechlujnym splocie.
- To powiedz chociaż Carlowi, przecież przyjaźnisz się z nim na takim samym szczeblu co ze mną.
Uniosła głowę gwałtownie. Łzy ściekały po jej szyi i wsiąkały w jej koszulę w kratę.
- Żeby wpadł w paranoję? Wiesz jak u niego było, zresztą byłaś przy tym. Jego opowieść zmroziła mi krew w żyłach, a przecież nie widziałam tego na własne oczy - wbiła wzrok w podłogę.
- Aileen, nie dasz rady tego dłużej ukrywać. I tak już dałam ci największą koszulę, jaką znalazłam w schowkach pod łóżkami. Ona jest - przerwała na chwilę - męska.
Odwróciła głowę.
- Daję ci czasem po kryjomu moje porcje jedzenia, mogę ci je dawać codziennie jeśli potrzebujesz.
- Przestań - urwała nagle. Maggie odnalazła punkt zaczepienia.
- Pomyśl, może - pauza - może to będzie przełomowy moment dla was, może nareszcie się obudzi i zobaczy, że jest w błędzie.
- Serio w to wierzysz? Bo ja jakoś tak średnio - zaczęła obgryzać skórki wokół paznokci. Brunetka zdecydowała się na ostateczny krok.
- Wolisz, żeby sami zauważyli i zaczęli ci robić wyrzuty z powodu zatajenia, czy żebyś to ty im o tym powiedziała i liczyć na to, że podziękują za szczerość i ci pomogą?
Aileen przeniosła wzrok na Maggie. Doskonale wiedziała, że ma rację.
- Mówisz słusznie - odrzekła cicho - ale powolutku, stopniowo - próbowała wstać, Maggie podała jej ręce, podciągnęła ją do góry - najpierw syn szeryfa - pogładziła swoje podbrzusze i nacisnęła klamkę.
Cześć!😁
Ktoś się spodziewał któregoś z wydarzeń?🏁
Gwiazdki i komentarze bardzooo mnie motywują!💫📖
Pozdrawiam!🙌
<🎈Dziękuję za ponad 200 gwiazdek!🎈>
YOU ARE READING
Koliber | TWD✔
Fanfiction❝- Skubana. Jestem pewien, że skądś ją znam. - To znaczy skąd? - Nie wiem Rick. Nigdy jej przedtem nie widziałem na oczy.❞ Kiedy drogi się krzyżują, można spotkać wielu interesujących ludzi. Nawet takich, którzy wydają się nam znajomi, choć nimi nie...