Drobne kropelki letniej H2O spływały po ciele Aileen. Prysznic orzeźwił jej umysł i sprawił, że poczuła się jak nowo narodzona. Kabiny były cztery, zgadzały się z ilością łóżek. Stanowiły ścianki i obskurną baterię prysznicową. Razem z nią w łazience była również Maggie.
"Co się stało z właścicielami? Kim byli Ian i Logan?" - oparła dłonie o wyłożoną kafelkami ścianę, a prysznic kierował strumień wody na jej barki. Próbowała znaleźć wytłumaczenie tego wszystkiego. Przez dłuższą chwilę stała nie wykonując jakiegokolwiek ruchu i nie wydając chociażby najcichszego dźwięku.
Pukanie z sąsiedniej kabiny wyrwało ją z amoku.
- Laska, utopiłaś się tam? - usłyszała - W sumie to by było niezłe, Aileen, opowieść o dziewczynie, która zakończyła swój żywot pod prysznicem w śmierdzącym bunkrze - Cekinowa zakręciła kurek.
- Pomysł na książkę niemal idealny, jednakże wątpię, by ktokolwiek zechciał napisać książkę o nudnej cykorce ze Spartanburga - wytarła się w szmatkę, którą zostawił jej Glenn.
- Przesadzasz, ktoś na pewno by się znala... - urwała gwałtownie - choleraaa - Aileen usłyszała potężny huk z sąsiedniej kabiny.
- Maggie wszystko w porządku? - zapytała i zaczęła nasłuchiwać. Do jej uszu dotarły jęki bólu.
- O w mordę, ała - brunetka próbowała wstać - jezu - zaczęła się chichrać - ale wywinęłam orła - parsknęła śmiechem. Aileen nie kryła rozbawienia. Odsunęła zasłonę i sięgnęła po swoje ubrania. Poczuła ulgę, kiedy założyła na siebie świeżą bieliznę.
- Dasz sobie radę? - zapytała Aileen.
- Idź idź, najwyżej się tu prześpię - odpowiedziała i znów parsknęła śmiechem. Dziewczyna zarzuciła wilgotne włosy do tyłu i wyszła z łazienki.
Kolejny dzień upłynął im nieodmiennie, jedynie Rick dołączył do Aileen i Daryla, by im pomóc, a także aby mieć ich oboje w zasięgu wzroku. Krojenie, wylewanie, pakowanie, wynoszenie. Pracowali niemalże w ciszy, czasem w konieczności ktoś się odezwał. Wszyscy byli skupieni na swoich powinnościach. Pragnęli jak najszybciej rozprawić się z denatami.
Dzień później Rick zaproponował wieczorne ognisko.
- Jedzenia nam nie brakuje, potrzeba nam trochę rozluźnienia - zaproponował, a grupa z aprobatą przyjęła jego propzycję.
Ta doba była niczym przechadzka rajskim ogrodem. Grupa odpoczywała, rozmawiała i ekscytowała się wieczornym przedsięwzięciem. Tyreese narąbał drewna, Carl nazbierał sporo kamieni, by wyznaczyć obszar ogniska, a reszta przygotowywała jedzenie do ugrillowania. Aileen w tym czasie zajmowała się malutką.
- Carl.
- Carhguul.
- Carl - powtórzyła.
- Carlul!
- Już prawie ci wychodzi - uśmiechnęła się - spróbuj teraz powiedzieć... - zastanowiła się.
- Tata! - Judith wyciągnęła rączkę przed siebie. Dziewczyna obróciła się i zobaczyła w futrynie Ricka. Zauważyła, że jego ślepia się szklą. Podszedł do małej, wziął ją na ręce i mocno przytulił. Łza spłynęła po policzku Aileen. Szybko wytarła ją dłonią.
- Chodźmy na górę, wszystko jest już gotowe.
- Serio Sasha? Naprawdę chcesz to zrobić? - zapytała ironicznie żona Koreańczyka.
- Muszę spróbować!
- Ale Sasha... - próbowała coś powiedzieć Michonne.
- Csiii je się teraz skupiam!
YOU ARE READING
Koliber | TWD✔
Fanfiction❝- Skubana. Jestem pewien, że skądś ją znam. - To znaczy skąd? - Nie wiem Rick. Nigdy jej przedtem nie widziałem na oczy.❞ Kiedy drogi się krzyżują, można spotkać wielu interesujących ludzi. Nawet takich, którzy wydają się nam znajomi, choć nimi nie...