Rozdział II

967 79 41
                                    


Draco Malfoy został wyrwany ze snu bladym świtem o czternastej, co już na tym etapie stanowiło fatalny początek dnia. Na domiar złego źródłem hałasu wwiercającego się prosto w przepełnioną kacem czaszkę nowego pana Malfoy Manor okazało się bezlitosne walenie w drzwi wejściowe. Niezapowiedziani goście nie dawali za wygraną nawet wtedy, gdy Draco przez pięć minut przewalał się w pościeli i udawał, że nikogo nie było w domu. W końcu się poddał. Zbiegłszy po śliskich schodach, nerwowo dowiązując po drodze szlafrok ozdobiony na piersi rodowym herbem, machnięciem różdżki otworzył ciężkie wrota, by zaraz potem błyskawicznie zamknąć je ponownie.

— O nie! Nie, nie, nie! — Oparł się o nie i dla pewności docisnął do framugi całym ciężarem ciała.

— Ależ Draco!

— Nie nabiorę się na to więcej!

— Co? — Głos po drugiej stronie był szczerze zdumiony, co Draco uznał za skrajną bezczelność.

— Czy wyście tam poszaleli?! — krzyknął. — Naprawdę ktoś z was przechował jego tłuste kłaki tylko po to, by na urodziny sprezentować mi wylew?!

Nastała pełna napięcia cisza.

— Salazarze, to już czerwiec?

— Severusie, nie teraz.

— Sprzedają gdzieś kartki z życzeniami „Przyjmij proszę te zaległe dziesięć kartek"?

— Severusie!

— Khm.

— Idźcie precz, nie mam czasu na wygłupy z eliksirem wielosokowym!

— Draco, na Godryka... — Minerwa McGonagall próbowała go ubłagać, natomiast bardzo znajomy głos Mężczyzny-Który-Świetnie-Udawał-I-Na-Pewno-Severusem-Nie-Był oznajmił spokojnie:

— Alohomora.

Zamek szczęknął zdradziecko, a drzwi stanęły otworem przy akompaniamencie skrzypienia zawiasów i kilku niecenzuralnych słów Malfoya. Dyrektorka zaraz wyrwała mistrzowi eliksirów odebraną sobie podstępem różdżkę i przekroczyła próg.

— Jak śmiesz?! — warknął Draco, obracając się do Minerwy efektownym piruetem, mało się przy tym nie zabijając na śliskiej posadzce. Ten chwilowy spadek formy zamaskował zaraz pełnym wyższości grymasem.

— Jest czternasta. To więcej niż stosowna pora na wizytę — uznała dyrektorka, podczas gdy Z-Pewnością-Nie-Snape wykrzywił się tak okropnie i sardonicznie, niemal perfekcyjnie naśladując pierwowzór, że gdyby Draco nie wiedział lepiej, mógłby dać się nabrać.

— Co to ma być? — Machnął ręką w stronę uzurpatora, który rozejrzał się po hallu z nagłym zainteresowaniem.

— Wpadłem z wizytą.

— Zza grobu?!

— Wszystkiego najlepszego. — Oszust uśmiechnął się w sposób sugerujący rychły koniec wszystkiego, a Dracona mimowolnie przeszedł dreszcz grozy. Zaraz jednak odzyskał rezon:

— Wątpliwej jakości życzenia, uznaję to za kompletną zniewagę i żegnam!

— Draco — spróbowała znów McGonagall. — Jest to sprawa niezwykle delikatna, sam rozumiesz, że Severus nie mógł... Nie mogłam go trzymać w Hogwarcie, to-...

— To nie jest Severus! — zakrzyknął naraz Malfoy. — Co to za cyrki?! Jak w ogóle można!

— Sama miałam pewne wątpliwości, ale-... 

Severus Snape i paradoks czasuWhere stories live. Discover now