rozdział 16

806 50 16
                                    

*Zayn*

Całą noc nie mogłem spać. Przewracałem się z boku na bok, gapiłem się w sufit, wypiłem szklankę ciepłego mleka i nic. Nawet liczenie pierdzielonych baranów nic nie dało. Byłem wykończony. Od dwóch tygodni nie sypiam dobrze, albo w ogóle, nie mogę jeść, a każda czynność sprawia mi trudność. Umieram za życia...

Gdy zegar w korytarzu zaczął wybijać szóstą powiedziałem sobie dość. Zwaliłem z siebie kołdrę i ubrałem jakieś łachy. Musiałem się wyżyć, a najlepszy na to jest wysiłek fizyczny. Na stopy włożyłem buty do biegania i zszedłem na dół. Ledwo wlokłem ze sobą nogi i jeśli teraz czegoś nie zrobię, to umrę. Moje serce było roztrzaskane i nie funkcjonowało normalnie, a to utrudniało działanie całego organizmu. Pieprzony Harry Styles i jego żoneczka! Jak ja nienawidzę siebie za to, że dałem się w to wszystko wciągnąć.

Wypiłem butelkę wody i wyszedłem z domu. Ruszyłem powoli przed siebie, ale oczywiście nogi poprowadziły mnie nie w tym kierunku co powinny. Gdy zobaczyłem dom Styles'ów odruchowo zacząłem zwalniać, a w płucach czułem palący ból. Miłość jest do dupy!

Moją uwagę przykuło jednak coś, co działo się pod samym budynkiem. Hazz krzyczał wymachując rękami, a przed nim stało kilku fotoreporterów i pstrykali mu fotki przekrzykując się jeden przez drugiego. Zastanawiało mnie, co tam się dzieje, ale ostatkiem sił minąłem posesję i pobiegłem przed siebie. Nie powinno mnie to teraz interesować. Nie mój problem. Znając ich szczęście właśnie pękła ich bańka i będą musieli pozbierać wszystko do kupy. Tym razem beze mnie...

Po przebiegnięciu chyba stu kilometrów wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem, to wziąłem prysznic. Mięśnie bolały mnie jak diabli, a płuca paliły do żywego, jednak to dało mi poczucie, że żyję i jeśli przestanę myśleć o tym dupku to jakoś stanę na nogi.

Gdy skończyłem moczenie dupy zszedłem do kuchni, by zjeść jakieś porządne śniadanie. Dawno tego nie robiłem i tu muszę przyznać plus Jen, bo to ona dbała, byśmy ze Styles'em nie wychodzili z domu bez zjedzenia posiłku. Na samo wspomnienie tej wiedźmy zacząłem się trząść, więc szybko wyrzuciłem jej obrazek z głowy.

Stojąc nad kuchenką i smażąc jajka zacząłem zastanawiać się jak to wszystko rozwiązać. Nie chciałem znikać na zawsze, ale wakacje były mi potrzebne, a przede wszystkim nie miałem zamiaru rezygnować z Harry'ego. Musiał tylko zrozumieć swój błąd a raczej to, że jego dotychczasowe zachowanie do niczego nie prowadziło.

Zajadałem pyszne śniadanie i popijałem mocną czarną kawę wpatrując się w swój telefon. Dziwne uczucia mną targały, a głowę zalewało milion myśli. O Harry'm, o Jen, a nawet o Lou. To na nim mój spaczony mózg zatrzymał się dłużej. Dlaczego właśnie jego podsunął mi mój chory umysł? Bo tak naprawdę to tylko on wydawał się rozsądnym wyjściem z sytuacji i mimo że powinienem być na niego wkurzony, to właśnie z nim zacząłem wiązać nadzieję na lepszą przyszłość, a słowa same wypłynęły na serwetkę, która leżała obok mnie...

Nogi zranione od drogi (mam)
Ręce zniszczone jak Rocky (dziś)
Na życie mam piękne widoki (wciąż)
Walka o swoje jak Mowgli
W wiele zakrętów wjeżdżałem se bokiem
Bez kalkulacji, czy opłaca się
Bóg chyba istnieje i jest moim ziomkiem
Bo lecę w tym życiu na letnich przez śnieg
Wchodzę za wszystko bez żadnej rozkminy
Codziennie ta sama lekcja
Braknie mi ludzi, ziom, z tej samej gliny
Znasz to uczucie od dziecka
W moim życiu ciągle góra, dół, góra, dół
Kochasz, czy masz problem, ziomek, wróg
Ziomek, wróg, nie idź już wyżej, tam czeka samotność
Za małe są szczyty nawet dla dwóch
Halo, kto mówi? Ziomek czy wróg? Ziomek czy wróg?
Dlatego...

for aye (Book3)|| Louis TomlinsonDonde viven las historias. Descúbrelo ahora