*Zayn*
Ze snu wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Nie miałem ochoty go odbierać, ale kiedy odezwał się po raz wtóry miałem dość. Zwlekłem się z łóżka i podszedłem do komody. Spojrzałem na wyświetlacz i gdy zobaczyłem na nim uśmiechniętą gębę Styles'a sam zacząłem się cieszyć.
- Co jest, Hazz? - zapytałem zadowolony, bo teraz nie miało znaczenia, że mnie obudził.
- Możesz do nas podejść? Mamy mały kłopot. - był dziwny. Niby wkurzony ale i smutny zarazem. Coś ewidentnie się stało i zapewne miało to związek z idiotą Tomlinson'em. Ostatnio wszystko, co było złe wiązało się właśnie z Louis'em.
- Jasne, zaraz będę. - odpowiedziałem wyciągając jakieś dresy z szafy – a powiesz chociaż co się stało??
- Przyjdź to zobaczysz. Czekamy. - teraz to mnie zaciekawił. Nie wiele się zastanawiając włożyłem na dupę spodnie i bluzę. Wiązaniem butów nawet się nie kłopotałem. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem przed siebie.
Do domu Jen i Harry'ego miałem zaledwie pięćdziesiąt metrów, więc droga nie zajęła długo. Podchodząc do posiadłości zdziwiłem się. Brama była otwarta, co ostatnio się nie zdarzało. Przekroczyłem kute z żelaza wrota i zamarłem. Na podjeździe stały dwa nieznane auta. Jeden radiowóz, a drugi nieoznakowany samochód policyjny, zdradzało go tylko migające niebieskie światło przez przednią szybę. O la la... co tu się wyprawiało?
Szybko podszedłem do drzwi, które w tym samym momencie się otworzyły, a w nich pojawił się Hazz i Jen. Za nimi wyszli funkcjonariusze prowadzący ze sobą skutego w kajdanki Louis'a. O cholera... aż tak grubo było?
- Dziękujemy detektywie, Barkley. - powiedział Harry mocno przytulając roztrzęsioną Jennifer.
- Nie ma problemu, Panie Styles. Jutro zapraszam na komisariat. Dobrej nocy.
- Dobranoc. - powiedział przyjaciel i pomachał mi, bym wszedł do domu.
Zrobiłem to i od razu udałem się do barku. Trzeba jakoś to załagodzić, a Jen na pewno przyda się szklaneczka czegoś mocniejszego. Nalałem dla nas wszystkich whisky i czekałem aż para wejdzie do środka. Czułem się trochę niepewnie, kiedy patrzałem jak para siada na kanapie. Cholera... co tu się wyprawiało?!
Dziewczyna była zalana łzami, a chłopak cały czas ją pocieszał. Niestety w tym momencie na niewiele się to zdawało.
- Powie mi ktoś wreszcie, co tu się stało? - zapytałem podając im szkło. Jen przyjęła je z wdzięcznością i wychyliła do dna za jednym zamachem.
- Przecież widziałeś. - Hazz sapnął i schował twarz w dłoniach. Było mi ich szkoda, ale z drugiej strony sami byli sobie winni i wplątali w to wszystko tyle osób.
- Jen, może ty mi wytłumaczysz. - poprosiłem, bo od tego imbecyla raczej dużo się dziś nie dowiem.
- Zu, a co ja mam ci powiedzieć? Jak każdego popołudnia, Louis przyszedł i chciał widzieć się z małą, ale zobaczył zamkniętą bramę i przelazł przez nią. Potem dobijał się do drzwi, a kiedy nic tym nie wskórał, wszedł tarasem. Rzucił się na Harry'ego i musieliśmy wezwać policję. - westchnęła i było widać, że nie do końca była przekonana co do końcówki swojej wypowiedzi. Niestety miała rację... jeśli wszystko wyjdzie na jaw, będziemy skończeni.
- Musieliście czy chcieliście?
- Harry kazał ich wezwać. - wskazała palcem na chłopaka i tym razem to ja westchnąłem.
- A co miałem zrobić? Wlazł na mój teren i rzucił się na mnie! Ślad w papierach musi być! A jak posunie się do czegoś gorszego? - zapytał z wyrzutem i zerwał się na równe nogi. Zniknął w sekundzie i było słychać tylko jego ciężkie kroki, gdy pokonywał schody.
![](https://img.wattpad.com/cover/84492201-288-k175669.jpg)
YOU ARE READING
for aye (Book3)|| Louis Tomlinson
FanfictionONA - kiedyś, niezbyt idealna uczennica; dzisiaj nauczycielka z ambicjami ze szczęśliwą rodziną u boku; ON - kiedyś, postrach liceum; dzisiaj, świetny wykładowca uniwersytecki z piękną kobietą u boku; DWOJE LUDZI... DWA SERCA... DWA POUKŁADANE ŻYCIA...