Podróże w czasie - część 5

Zacznij od początku
                                    

- Być może i jest, ale trudno jest przyzwyczaić mi się do myśli, że faktycznie to urodzę się dopiero za jakieś jedenaście wieków, a nawet moja rodzina powstanie dopiero za jakieś dziewięć, dziesięć wieków...
- Histeryzujesz! – skarcił ją cicho Ślizgon.
- Wcale nie! Tyle że nas tu teraz w ogóle nie powinno być! Skąd wiesz, czy przez to nie zmienimy swojej przyszłości.?
- Gdy wrócimy, to się okaże, czy wszystko jest tak, jak było kiedyś...
- A jeśli nie wrócimy?
- To uczniowie w Hogwarcie zapamiętają nas jako jednych z największych czarodziei wszech czasów! – szepnął jej do ucha, gdy zauważył zbliżającego się do nich od strony zamku strażnika. Mężczyzna wyglądał na bardzo zdenerwowanego, ale z całych sił starał się profesjonalnie spełnić powierzone mu zadanie, informując, że książe oczekuje całej czwórki z jakąś ważną wiadomością.
Po usłyszeniu tego, Clarysa natychmiast ruszyła w stronę zamku, a na jej twarzy malowała się wielka ulga. W chwilę później Godryk dołączył do młodzieży i razem podążyli za niezadowoloną księżniczką.
Gdy tylko dotarli na miejsce, ciężkie drzwi sali tronowej zostały zamknięte, a z ukrytego pomieszczenia przy owej komnacie wyłonił się tuzin zbrojnych, którzy natychmiast oddzielili trójkę czarodziei od władców.
- Co to ma znaczyć? – zapytał gniewnie Gryffindor, gdy skierowały się ku nim ostrza mieczy.
- Zamilcz, plago nieczysta! – pisnął książę, choć starał się mówić głosem pełnym autorytetu. Odchrząknął i kontynuował. – Cała wasza trójka splugawiona jest mocami demonów, choć długo trwało, nim sam uwierzyłem w pogłoski krążące po okolicy. Dałem dopiero temu wiarę, gdy w waszych łachach znalazłem to!
Na wyciągniętej dłoni błysnęły trzy wypolerowane różdżki. Hermiona spojrzała przerażona na blondyna, ale ten nie odwrócił się do niej, pełnym nienawiści wzrokiem spoglądając na mugola.
- Odłóż to, miłościwy panie, jako że nie zdajesz sobie sprawy, co takiego trzymasz w dłoni! – powiedział cicho Godryk.
- Jak mogłeś mnie tak oszukać, mój luby? – krzyknęła Clarysa, zasłaniając oczy rękami w teatralnym geście rozpaczy. Gryffindor spojrzał jednak na nią pogardliwie i rzekł:
- Zamknij swe plugawe usteczka, ladacznico, albo przytnę ci twój wielce sprawny język za pomocą sprytnego zaklęcia... Oddaj to, mój panie – ponownie zwrócił się do księcia, który słysząc obelgę skierowaną do córki, o mało nie dostał apopleksji.
- Oddaj to! – syknął Draco, robiąc krok w stronę księcia, ale w miejscu osadziły go ostre czubki mieczy.
- Jesteście jako i ja? – zapytał zdumiony Godryk, zwracając się do nastolatków.
- Tak, ale nie pochodzimy ani stąd, ani z tego czasu – odparła szybko Hermiona. – To dość długa historia...
- Zaraz mi ją opowiecie... – mruknął starszy czarodziej i wzniósł wysoko prawą dłoń. Spojrzał na przerażonych mugoli i wyszeptał zaklęcie, jednocześnie wyciągając tę samą rękę w stronę księcia. – Do mnie!
Trzy różdżki wyrwały się z dłoni oniemiałego mężczyzny i posłusznie wróciły do swych właścicieli. Draco natychmiast wykorzystał ten fakt, rzucając potężne Expelliarmus, które powaliło wszystkich agresorów na ziemię. Wszyscy wyglądali, jakby nie mieli zamiaru z niej wstawać w najbliższym czasie.
- A więc? – zapyta Godryk, wykorzystując chwilę wolnego czasu. – Jak się tu znaleźliście?
- Mój partner rzucił zaklęcie, które w jego mniemaniu miało nas wszystkich przenieść o kilka miesięcy, by jego siostra ne miała szans związania się z mężczyzną, którego on nie akceptował – wyjaśniła prędko dziewczyna. – Nie doczytał jednak tego, że zaklęcie cofa o kilka wieków.
- I tak z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego przenieśliśmy się do początków dziesiątego wieku – sarknął zdenerwowany blondyn.
- I zapewne nie wiecie, jak teraz wrócić? – zainteresował się czarodziej.
- Dokładnie...
- Niestety ja wam w tym nie pomogę, bo nie mam pojęcia, o jakim zaklęciu jest mowa. Istnieje jednak szansa, że ten wasz przyjaciel odwróci bieg magii i sprowadzi was z powrotem do waszych czasów... Tymczasem jednak radziłbym wam jak najszybciej stąd uciekać. Weźcie konie i kierujcie się ku południowi kraju, tam mieszka mniej mugoli, niż tutaj.
- Dziękujemy, Godryku – powiedziała Hermiona i chwytając Dracona za rękę, pobiegła w stronę drzwi wejściowych. Na odchodnym krzyknęła jeszcze do starszego czarodzieja – Nie ufaj Salazarowi!
Skierowali się w stronę stajni. Poruszali się cicho, ale zarazem tak, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Gdy wpadli do przesyconego zapachem siana, nawozu i paszy pomieszczenia, Malfoy natychmiast rzucił się w stronę potężnego karosza. Wkrótce też wyprowadził go osiodłanego ze stajni i spojrzał wyczekująco na podenerwowaną Gryfonkę.
- Wsiadaj – syknął zniecierpliwiony.
- Dlaczego przyszykowałeś tylko jednego konia? – zainteresowała się, wspinając się na siodło.
- Bo tak będzie szybciej – mruknął, wskakując tuż za nią. Lekko wciągnęła powietrze, czując jak chłopak jest blisko niej. Po chwili jej kark owiał ciepły podmuch oddechu Ślizgona, który pochylił się, łapiąc za wodze. Spiął ostro wierzchowca. Rumak wstrząsnął łbem i szybkim kłusem wyjechał na dziedziniec.
- Cholera! – syknął Draco, widząc, że strażnicy zastawiają im wyjazd przez Bramę Główną. Zawrócił konia aż pod stajnie. – Trzymaj się! – szepnął przestraszonej dziewczynie do ucha, a następnie wbił ogierowi pięty w boki. Po dziedzińcu poniosło się rżenie zwierzęcia, które niemal cwałem ruszyło w stronę kamiennej bramy, po drodze tratując trzech strażników i pięknym długim skokiem pokonując zatarasowane przejście.
Pęd rozwiał Gryfonce włosy. Zamknęła oczy, bojąc się patrzeć na to, jak szybko mijają drzewa po drodze.
- Zwolnij trochę! – jęknęła w końcu, kurczowo zaciskając dłonie na przednim łęku siodła.
- Jeśli chcesz skończyć na stosie dla czarownic lub w inny równie nieprzyjemny sposób, to bardzo cię proszę, ale mnie w to nie mieszaj! – warknął, chcąc srogim tonem zatuszować coraz bardziej obezwładniający go strach. W chwilę później gwałtownie zatrzymał konia. – No? Na co czekasz? Złaź!
- Zwariowałeś? – obruszyła się. – Nie dam im się zabić!
- Więc nie każ mi już więcej zwalniać!
Znów popędził konia, kierując go ku lasowi, w którym miał nadzieję zgubić ewentualną pogoń.

- Dalej już tak nie wytrzymam! – poskarżyła się jakiś czas później Hermiona. – Muszę siku!
Draco westchnął zrezygnowany i zatrzymał konia. Sam też był już porządnie zmęczony, miał dość tej ucieczki. Paliły go wszystkie mięśnie, miał wrażenie, że pęcherz mu zaraz eksploduje, no i drżał na samą myśl o tym, co się z nimi stanie, gdy zostaną złapani! Choć nie zajmował się nauką w takim stopniu, jak obecna przy nim Gryfonka, to sam coś tam czytał i doskonale pamiętał, że prześladowania ludzi parających się magią trwały niemal od zawsze.
- Tylko się pospiesz! – rzucił za dziewczyną, gdy ta oddaliła się w krzaki.
- Tylko nie próbuj podglądać!
- Pffff!... Niby co? – prychnął, również dając ulgę swojemu pęcherzowi.
- Oh! Zamknij się wreszcie, Malfoy!

- Nie, Harry... Wciąż nie możemy ich znaleźć. Przykro mi – powiedziała smętnie profesor McGonagall. Tego dnia odbyła dwie nad wyraz przykre rozmowy – jedną z rodzicami Hermiony, drugą z matką Malfoy'a. Cała trójka bezsprzecznie oskarżyła o wszystko Ronalda, przeciw któremu koniec końców wytoczyli postępowanie w Ministerstwie Magii. Chłopak od tygodnia, czyli odkąd jego rodzice w końcu dowiedzieli się o całym incydencie, snuł się po zamku jak cień, schudł, mało jadł i sypiał, wciąż przesiadywał w bibliotece, chcąc znaleźć sposób na sprowadzenie przyjaciółki i tego skretyniałego blondyna z powrotem do Hogwartu. Wszystko to było1 efektem wydziedziczenia go z rodziny Weasley'ów przez własnego ojca, a tym samym upokorzenia na oczach całej szkoły. Stracił niemal wszystkich przyjaciół, Ginny omijała go szerokim łukiem, Ślizgoni na równi z Gryfonami uprzykrzali mu życie na każdym kroku, nawet Harry coraz rzadziej się do niego odzywał...
- I nic więcej nie możecie zrobić? – zdenerwował się czarnowłosy chłopak. – Przecież ona musi gdzieś być!
- Robimy wszystko, co w naszej mocy, szukamy ich wyspecjalizowanymi zaklęciami, ale wciąż nie ma po nich żadnego śladu, a to oznaczać może, że zostali cofnięci w czasie więcej, niż pięć wieków, Harry. Nie mamy zmieniaczy czasu, by się o tyle cofnąć i to sprawdzić...
- P-pani.... pani profesor! – wrzasnął Ron, wpadając do gabinetu dyrektorki. Chimera strzegąca schodów głośno wyrażała swoje niezadowolenie.
- Panie Weasley! Kultura osobista nakazuje, by pukać do drzwi! – ofuknęła go nauczycielka, patrząc na niego znad swoich okularów. – Co się stało? O co ten cały raban?
- Jest! Znalazłem!
- Hermionę?
- Niestety jej nie, ale sposób na ściągnięcie jej tu z powrotem!
- Jest pan tego pewien? – zaniepokoiła się Minewa. – Wie pan, jakie mogą być tego konsekwencje...
- Tak, wiem... Ale jestem pewien na dziewięćdziesiąt procent, że się uda... – zaczerwienił się po uszy.
- Dziewięćdziesiąt... Zawsze to coś... Panie Weasley, wie pan, co się stanie w naszych czasach, jeśli to zaklęcie zawiedzie, a oni tam, gdzie teraz są, zaczną działać? Jak bardzo zmieni się historia?
- Jestem tego świadomy i poniosę dalszą odpowiedzialność za to, co nastąpi, gdy rzucę to zaklęcie. Już i tak wystarczająco cierpię przez to, co uczyniłem. Przecież to przeze mnie moja najlepsza przyjaciółka i dziewczyna jednocześnie została odesłana w czasie razem z tym brudnym Śmier...
- Panie Weasley! Jeszcze jedno słowo, a osobiście dostarczę pana do Azkabanu! – syknęła czarownica, a Harry poczuł nagle, jakby temperatura w powietrzu spadła o co najmniej kilka stopni. Niemal widzial parę wydobywającą się z ust nauczycielki i przyjaciela.

- Chodź tutaj! – powiedział Draco i niespodziewanie przyciągnął dziewczynę do siebie, całując ją zachłannie i nie dając jej dojść do słowa, a tym bardziej się wyrwać i zdzielić go jakimś zaklęciem. W chwilę później oboje usłyszeli odgłosy zbliżającego się oddziałku zbrojnych, którzy widząc jednak mizdrzącą się parę, po kilku chwilach pogwizdywania, ruszyli dalej. Gdy tylko odgłosy kopyt umilkły, Draco puścił dziewczynę.
- Co ty robisz? – zdenerwowała się.
- Ewidentnie ratuję nam tyłki, bo jakbyś nie zauważyła, niewdzięczna kobieto, to nas szukają! Nie był to jednak oddział z zamku księcia, bo inaczej natychmiast by nas rozpoznali – powiedział szybko, podsadzając ją na siodło. – Jeśli rycerze są tak blisko nas, to musimy jak najszybciej stąd spieprzać! Nie wolno nam tu zostawać dłużej niż to faktycznie potrzebne... O nie! Tylko nie to!
- Co? O co chodzi? – zaniepokoiła się Gryfonka, ale kiedy zobaczyła wielką klepsydrę szybującą po niebie w ich kierunku, wpadła w totalną panikę. – Jedź! – wrzasnęła, ale było już za późno na jakikolwiek krok – klepsydra porwała ich razem z koniem, który w panice wywrócił szaleńczo oczami, nie mogąc się inaczej poruszyć i zarżał żałośnie. Biały blask oślepił ich częściowo, ale i tak widzieli niezliczone lata, które z perspektywy średniowiecza dopiero miały nadejść, a dla nastolatków urodzonych w dwudziestym wieku, były zamierzchłą historią...

Dramione Miniaturki [Zakończone/Poprawione] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz