56

1.3K 72 6
                                    



Kiedy podążałem za policjantami, miałem odrobinę nadziei, że one żyją. Żyją i aktualnie prowadzą zawziętą dyskusję na temat ubrań czy czegokolwiek!

Wchodząc do sali popłakałem się. One nie... Nie, one po prostu są niemożliwe! One, tuż po wypadku gadają jakby nic się nie stało.

- Nic wam nie jest? – zapytałem przytulając Karolinę.

- Nic im nie jest. – odparła Anka.

- Im?

- Tak. Ja jak widać mam złamaną rękę.

- O co chodzi Karolina? – spytałem nie wiedząc kompletnie o co chodzi.

- Będziesz ojcem kochanie. – zaśmiała się brunetka układając usta w szeroki uśmiech.

W pierwszym momencie uznałem to za żart . Ale po chwili dotarło do mnie, że to jest prawda. Najmocniej jak potrafiłem przytuliłem Karolinę po czym ją pocałowałem.

W tym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Będę ojcem!

Kilka dni późnej.

Pov.Karolina

Po trzech dniach obserwacji w Berlińskiej klinice mogłam w końcu wrócić do domu. Owszem, nie byłam dobrze nastawiona na jakąkolwiek podróż, ale jak to wytłumaczy psycholog „To musi każdy przejść".

Kiedy dojechaliśmy do Monachium, według wskazówek lekarza, położyłam się na kanapie przykryta milionami koców.

- Przynieść ci coś? – zapytał ponownie Robert sprawdzając moją temperaturę.

- Ciąża to nie choroba Robciu. – jęknęłam zakrywając się całkowicie kocem. Pomimo iż Robert czasami przesadza to dziękuję mu. Tak naprawdę gdyby nie on to możliwe, że leżałabym teraz zakopana trzy metry pod ziemią, ponieważ przejechałby mnie samochód. Ale wracając.Gdy tylko Robert pojechał na „bardzo ważne spotkanie , leż na dupie" , ja od razu ubrałam się w zwykłe szare dresy i postanowiłam zrobić rundkę po Monachium. Może to nie był za rewelacyjny pomysł zważając na pogodę i stan w którym aktualnie się znajduję.

Biegnąc już ostatnie kilometry poczułam silne zmęczenie i lekki ból w okolicach podbrzusza. Wystraszyłam się trochę, więc zadzwoniłam do Roberta. Wiem, że chyba jest jeszcze na spotkaniu, ale to pilne.

[Ja]: Gdzie jesteś ?

[Robert]: No akurat wsiadam do samochodu, a czy coś się stało ?

[Ja]: Podjedź proszę pod park, obok dużej fabryki.

Nim zdążył coś powiedzieć, kliknęłam czerwoną słuchawkę i cierpliwie czekałam aż ten przyjedzie. Z czasem nie odczuwałam już zmęczenia i tego bólu, więc nie myśląc już dłużej, pokierowałam się do mieszkania.

- Co się stało? – zapytał zdyszany Robert.

- Już nic. – odezwałam się ciągnąc go za rękę w stronę samochodu, który było już widać za parami drzew.

Jak mogłam się domyślić... Ba! Jak każdy mógł się domyślić, Lewandowski znów odpalił to swoje magiczne kazanie. Chcąc czy nie chcąc musiałam go wysłuchać.

Po około piętnastu minutach użerania się z moim mężem, w końcu wróciłam do mieszkania. Już na wejściu, zaklepałam kanapę i telewizję.

I hate you? Don't. I love you. ||rl9      W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz