Epilog

3.2K 175 4
                                    

Miesiąc później, Portland.

- Ohhhh...został nam tylko miesiąc wakacji. – powiedziała Rose, przeciągając się na krześle przede mną.

Ona, ja i Matt wybraliśmy się do kawiarni. Było ciepłe po południe, ale w powietrzu czuło się już jesień. W końcu jutro był pierwszy dzień września.

- Nie narzekaj tak. Całe życie przed nami. – powiedział Matt i pocałował ją w rękę. Rose się zarumieniła. Od dwóch tygodni oficjalnie byli parą. Cieszyłam się ich szczęściem.

- Cześć wszystkim. – to Charlie. Był członkiem naszej sfory. Odkąd wróciliśmy, usilnie się do mnie zalecał. A ja mu na to pozwalałam, chociaż nie wiedziałam, czy coś z tego wyjdzie. Ponieważ od pewnego czasu moje myśli zaprzątał pewien irytujący, uparty i obrażalski wilkołak ze Seattle. I nie zapowiadało się na to, żebym wkrótce była w stanie wyrzucić go ze swojej głowy.

- Hej. – zagadnęłam.

- Co tam u was ?

- Rose marudzi, że został nam tylko miesiąc wolności. – odpowiedział mu Matt.

- Dajcie spokój, studia to fajna sprawa. – rzucił Charlie. Łatwo mu mówić, był od nas starszy osiem lat i studia miał już za sobą.

- To samo im powtarzam. Ale jak grochem o ścianę, nic do nich nie dociera.

- Hej, ja nie narzekam ! – powiedziałam oburzona.

- Oj, nie jeż się tak, siostrzyczko. – Matt uśmiechnął się głupio.

- Ja ci zaraz dam siostrzyczkę, czekaj no. – mój brat wiedząc co się święci, szybko zerwał się z krzesła i zaczął uciekać ulicą. Nie wiele myśląc, ruszyłam pędem za nim. Śmiałam się przy tym w głos.

- Czekajcie na nas ! – usłyszałam wołanie Rosalie, ale ani w głowie mi było zwalniać.


********


Adam

Właśnie byłem w trakcie pakowania, gdy do mojego pokoju weszła Mia.

- A ty dokąd się wybierasz ? – zapytała ze zdziwieniem.

- A jak myślisz ? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie – Jadę do Portland, a gdzieżby indziej.

- Widzę, że w końcu poszedłeś po rozum do głowy.

Matko, miałem dość tego jej mędrkowania. Myślała, że połknęła wszystkie rozumy świata.

Prawda była taka, że już powoli zaczynałem wariować. Ciągle myślałem o Nikki, tęskniłem za nią. W pewnym momencie stało się to nie do wytrzymania.

Poza tym, moja siostra miała rację. Zachowałem się jak ostatni dureń, nie żegnając się z nią. Dlatego musiałem pojechać do Portland, powiedzieć jej wszystko. Miałem tylko nadzieję, że nie jest jeszcze za późno.

- Czekaj, jadę z tobą. – ogłosiła moja siostra.

O nie...co to, to nie.

- Powiesz mi po co ? Poza tym, kto powiedział, że chcę cię ze sobą zabierać ?

- Myślisz, że ja za nią nie tęsknię ? Poza tym, nie tylko za nią. Tęsknię za nimi wszystkimi. – wygłosiła Mia. – No i oczywiście chcę zobaczyć minę Nikki, gdy cię zobaczy.

- Dobrze już, dobrze. W takim razie pakuj się, jutro wczesnym popołudniem wyjeżdżamy.

- Super ! Wiesz, że cię kocham, braciszku. – powiedziała, zarzucając mi ręce na szyje i całując w policzek.

- Wiem, wiem. Ja ciebie też. – odparłem ze śmiechem na ustach.


********


Nikki

Do domu wróciliśmy wieczorem. Byliśmy roześmiani, zmęczeni i strasznie głodni.

- O...widzę, że wyjście się udało. – zagadnął tata, stając w progu salonu.

- I to jak... – odparł z udawaną powagą Matt – Nikki o mało co nie spuściła mi łomotu. Niepotrzebnie uczyłem ją tego boksu.

- Widzisz, synu, tak to już jest. Twoja siostra ma niezły temperament. – zaśmiał się tata.

- Hej, ja tu jestem ! – powiedziałam oburzona.

- Nie przejmuj się nimi, skarbie. Chodźcie, kolacja gotowa. – ogłosiła mama.

- Idziemy ! Umieramy z głodu. – odpowiedziała Rose i ruszyła do jadalni, a my za nią.


********


Po kolacji, wszyscy zasiedliśmy w salonie przed telewizorem. Akurat leciały lokalne wiadomości.

- Wczoraj w nocy, w parku w centrum Portland, została zaatakowana i brutalnie pobita dwudziestodwuletnia kobieta. Na szczęście w porę została wezwana pomoc. Jak twierdzi poszkodowana, zaatakował ją wampir. Mężczyznę poznała w pobliskim klubie, po czym opuściła z nim imprezę. Skierowali się do niego do mieszkania drogą, która prowadziła przez niewielki park. Tam dziewczyna została przez niego brutalnie pobita. Jak utrzymuje, ugryzł ją w szyję, a ona straciła przytomność. Żyje tylko dzięki temu, że napastnik został odstraszony przez grupkę przechodniów. Jej życiu nic już nie zagraża.

W salonie zapadła cisza. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie.

- Ktoś narzekał na nudę ? – zagadnęłam z przekąsem.


PełniaOù les histoires vivent. Découvrez maintenant