Happy X-mas!

1.7K 216 64
                                    

Z cichym westchnięciem zerwałem jedną z kartek pożółkłego kalendarza w moim pokoju. Nieumiejętnie zwinąłem ją w niedużą kulkę i wrzuciłem do kosza. Dwudziesty czwarty grudnia. Już pod koniec listopada pojawiły się w sklepach świąteczne ozdoby, na które wprost nie mogłem patrzeć. Gdy tylko odsłoniłem okna, ujrzałem wielką, zieloną choinkę. Natychmiast spuściłem rolety. Zupełnie zapomniałem, że ustawiono ją już jakiś czas temu. Uroki mieszkania w centrum miasta. Posiadanie widoku na wszystko i wszystkich. W moim życiu sporo się pozmieniało od czasów, kiedy byłem człowiekiem. Zima stała się dla mnie strasznym utrapieniem, a w szczególności sam grudzień, w którym nieszczęśliwie obchodziłem urodziny. Jakoś po setnych przestałem widzieć sens świętowania ich. Dla ludzi czas biegł szybko, z kolei dla mnie - niemożliwie się wlókł. Lata mijały, a ja zauważałem koło siebie coraz więcej nowych twarzy. Z nikim nie nawiązałem bliższej znajomości. Moim jedynym towarzyszem był mój dawny sługa. Nie umiałem pojąć jego motywacji w trwaniu przy mojej osobie. Kontrakt, który wiązał mnie z Sebastianem, dawno przestał mieć jakąkolwiek wartość. Mimo wszystko, czułem się znacznie lepiej ze świadomością, że mogłem na kimś polegać. Nie zostawił mnie na pastwę losu, a miał taką możliwość. Czemu?

- O wilku mowa - pomyślałem na głos, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.

Nigdy nie miałem wątpliwości, co do tego, kto mógłby chcieć wejść do mojego pokoju, gdyż zawsze była to ta sama osoba. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazał się brunet w czerwonym swetrze z reniferem, co wywołało u mnie niemalże odruch wymiotny.

- Ubierz się w końcu, Ciel. Niedługo wychodzimy. Powinniśmy zrobić zakupy. Krótki spacer dobrze nam zrobi - odezwał się z delikatnym uśmiechem, widząc, że jestem jeszcze w piżamie.

Właściwie sam już nie wiem, kiedy przeszliśmy na ''ty''. Czasy się zmieniły i wypowiadanie jakichkolwiek tytułów zostało uznane za snobizm. Na potrzeby niewzbudzającej podejrzeń komunikacji, rozkazałem mu mówić do siebie po imieniu i jakoś tak zostało. Zaczęliśmy traktować się bardziej po ludzku. Stosunki poddańcze właściwie całkowicie zanikły. Dostosowanie się do panującej mody i wzorców zazwyczaj zajmowało mi trochę czasu. Zawsze uważałem siebie za tradycjonalistę.

- Zdejmij to cholerstwo, bo wyglądasz jak niespełna rozumu - syknąłem, zmierzając byłego lokaja od stóp do głów.

- Tobie także radziłbym ubrać coś ciepłego - odparł obojętnie, wchodząc do mojego pokoju. Jakby nie usłyszał, skierowanej w jego stronę, złośliwej uwagi.

Ze spokojnym wyrazem twarzy otworzył moją szafę i wyjął z niej równie szpetny, świąteczny sweter. Nawet nie wiedziałem, skąd się tam znalazł. Na przestrzeni wieków doskonale wiedział, jakie rzeczy mogłyby doprowadzić mnie do białej gorączki i jedną z nich były właśnie świąteczne pierdoły. Spojrzałem krytycznie na swoje potencjalne, dzisiejsze ubranie i pokręciłem przecząco głową.

- Nie ma mowy. Zresztą, nie jestem już dzieckiem, żebyś wybierał mi stroje - odparłem niezadowolony, podchodząc do szafy.

Dźgnąłem go przy tym w miarę delikatnie łokciem, dając do zrozumienia, że powinien się przesunąć i dać mi do niej dostęp. Z wnętrza szafy wydobyłem jakąś niebieską bluzę. Szczerze powiedziawszy, nie zwracałem nigdy zbyt dużej uwagi na to, co nosiłem, jednak aktualna moda była dość dziwna. W porównaniu z moimi strojami z XIX wieku, ówczesne ubrania były proste i mało oryginalne. Niewiele myśląc, poszedłem do łazienki w celu przebrania się, przy okazji zgarniając po drodze przewieszone na oparciu krzesła spodnie. Pamiętam czasy, w których Sebastian mnie ubierał. W XXI wieku byłoby to dość dziwne. Wręcz nie do pomyślenia. Kiedy byłem już w miarę gotowy do wyjścia, ochlapałem swoją twarz wodą. Musiałem się dobudzić. Pojedyncze krople zjeżdżały po końcach moich włosów, gdy brałem do ręki grzebień. Spojrzałem w lustro. On nadal tam był. Znak Sebastiana. Z roku na rok, coraz bardziej bladł, aż w końcu zrobił się wręcz szary. Westchnąłem cicho, zakładając swoją białą przepaskę na oko i krótko potem wyszedłem z łazienki. Brunet zaproponował mi szybkie, spóźnione śniadanie przed wyjściem. Mimo, iż demony w zasadzie nie musiały jeść, codziennie mi gotował i zachowywał resztki dawnej rutyny dnia i ogólnej normalności. Rok za rokiem funkcjonowaliśmy na lewych papierach, które oświadczały, że Sebastian był moim starszym bratem. Śmieszne.

Demonic Christmas || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz