Pismaki zaczną grzebać w naszej przeszłości, a umieją jakimś cudem w magiczny sposób
dokopywać się do najczarniejszych scenariuszy naszego życia i nie dadzą nam spokoju. Wywleką wszystko co się da, by zarobić grube pieniądze.

Kiedy tylko przekroczyłem próg swojej chaty, nogi poniosły mnie prosto do łazienki. Po drodze do niej zrzucałem z siebie brudne ubrania. Pachniały Harry'm, Tomlinson'em i więzieniem. Tego pierwszego w szczególności chciałem się pozbyć. Wlazłem pod strumień gorącej wody. O tak... Tego było mi trzeba. Oparłem dłonie o ścianę przed sobą i zwiesiłem głowę. Miałem ochotę się
rozpłakać. To wszystko tak mnie przytłaczało, przerastało. Dlaczego oni tak do jasnej cholery mnie traktowali?! Co ja im takiego zrobiłem?! Skakałem wiecznie tak jak mi zagrali. Stałem murem za Jen, broniłem Kay własną piersią. Pozwalałem Harry'emu traktować się jak odskocznie.
Teraz to jednak się już skończyło.

Pięć lat wcześniej

Mina Harry'ego i Jen mnie bawiła. Zacząłem się głupio uśmiechać. Wyglądali jakby podpisali cyrograf. Dosłownie.

- Ej, co to za miny? Trochę życia, proszę. - szczerzyłem się do tej dwójki, a oni na to podali mi kartkę papieru. Zacząłem ją czytać i mimowolnie uśmiech zszedł mi z gęby.

- Co to ma kurwa być? - zapytałem, a oni spojrzeli najpierw na siebie, a potem na mnie.

- Jesteśmy małżeństwem. - powiedzieli chórem, a mi zmiękły kolana. Odwalili numer jakiego nikt się nie spodziewał, a do tego podnieśli splecione dłonie z obrączkami na palcach.

- Przyjmiesz to do wiadomości, czy będziesz robił z tego aferę? - usłyszałem tym razem od Harry'ego. Nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi.

- Dokładniej, poproszę.

- Powiem tak, Zu, kocham cię i dobrze to wiesz, ale Jen jest w ciąży i musiałem jej pomóc po tym jak rodzice ją skreślili.

Zdałem sobie sprawę, że nie ściemniali, że to co przed chwilą mi pokazali było jak najbardziej rzeczywiste. Byli małżeństwem, na co dowodem był akt ślubu i obrączki. Kurwa! Zostałem odstawiony na boczny tor, ale Hazz by mi przecież tego nie zrobił...

- Chcę prawdy! Obojętnie jaka by ona nie była, chcę prawdy, bo też chcę pomóc!

Obecnie

- Gdybym wtedy wiedział na co się piszę i jak to się skończy, nigdy bym nie wchodził w ten przeklęty układ - mruknąłem do siebie przez łzy i głośno westchnąłem. Wspomnienie, które pojawiło się w mojej głowie rozstroiło mnie do końca i było kolejnym dowodem na to, że wszystko co stworzyliśmy wokół nas, zaczyna nas niszczyć.

Potem pozostanie tylko popiół i kurz...

Wyszedłem z łazienki owinięty w szlafrok i położyłem się od razu do łóżka. Naciągnąłem na siebie kołdrę po sam czubek głowy, miałem nadzieję usnąć. Jednak sen nie nadchodził a z każdą mijającą sekundą miałem ochotę się spakować i zniknąć. Skoro Tomlinson'owi się to udawało, to ja też mogłem to zrobić.

Gdy usłyszałem dzwonek do drzwi poderwałem się z miejsca i wciągnąłem na siebie spodnie od dresu i koszulkę. Dzwonek się powtórzył, więc szybko zbiegłem na dół i otworzyłem wrota mojego królestwa.

- Hazz, co tu robisz? - powiedziałem do bruneta, a on nawet nie raczył mi odpowiedzieć, tylko wszedł do środka bez zaproszenia, zamknął za sobą drzwi i pocałował mnie. Mój świat zawirował, bo dawno nie obdarował mnie takim pocałunkiem, gorącym, pełnym tęsknoty i pasji. Smakował miętową pastą do zębów i whisky, którą zapewne wypił po przyjściu do domu.

Kiedy się ode mnie oderwał i oparł głowę o moje czoło westchnął głośno.

- Kocham cię, durniu. - usłyszałem i nie mogąc się powstrzymać połączyłem nasze usta ponownie. Kochałem tego lokowanego dupka najbardziej na świecie i byłem gotowy zrobić dla niego wszystko, tylko czy on zrobiłby wszystko dla mnie? Ta myśl skutecznie mnie otrzeźwiła.

Odsunąłem się od niego i stanąłem naprzeciw patrząc mu prosto w oczy. Podjąłem decyzję i jej nie zmienię.

- Harry, chcę prawdy. - powiedziałem i czekałem na jego reakcję.

- O co ci chodzi, Zu?

- O nas. Chcę prawdy. Mam dość chowania się jak szczur w kanałach. Niech wszyscy się
dowiedzą, że jesteśmy parą i jesteśmy szczęśliwi. - uśmiechnąłem się do niego delikatnie. Jego oczy zrobiły się wielkie jak słodki, a potem zobaczyłem na jego twarzy tylko wściekłość.

- Chyba oszalałeś! Nie tak się umawialiśmy!

- Gówno mnie obchodzi na co się umawialiśmy! Chcę żyć normalnie!

- A Jen? Jak ty to sobie wyobrażasz? Będą plotkować! Nie zostawią na niej suchej nitki! Nie możemy tak narazić Kay! - wrzeszczał i machał rękoma. Zachowywał się jak istny wariat, a ja zrozumiałem, że nic z tego nie będzie. Mogę prosić, błagać, namawiać, ale on nie zmieni zdania, nie da Jen dorosnąć i odpowiadać za siebie i dziecko. Będzie krążył wokół niej, byleby nic jej nie groziło. A życie nie na tym przecież polega.

- Posłuchaj siebie! Posłuchaj o czym bredzisz i się zastanów nad sobą, ale już beze mnie Hazz! Ja się poddaję. Walczyłem, ale z nią nigdy nie wygram. - powiedziałem i zacząłem wspinaczkę po schodach - A teraz proszę, wyjdź. Zapasowy klucz zostaw na komodzie. - dodałem totalnie wyprany z emocji.

Kiedy do moich uszu dotarł dźwięk zatrzaskujących się drzwi wiedziałem, że przegrałem.

Jennifer Smith, wygrałaś. Zabrałaś mi wszystko...

------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. 😉
Jen jest wkurzająca, prawda?? No ale cóż... ktoś musi być tym złym😂

P.S.
Serdeczne podziękowania dla yasma1616 za podrasowanie rozdziału 😙

for aye (Book3)|| Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now