Rozdział 4

410 22 0
                                    

O cholera!

Ojciec stał zaraz przy drzwiach, w korytarzu. Odwrócił głowę w moją stronę. Miał butelkę piwa w ręce. Podszedł do mnie i zapytał:

-Co piłaś?

-Whisky. - powiedziałam bez choćby najmniejszej nutki strachu i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę mojego pokoju. Czułam jego wzrok na sobie. Okropnie się zmienił. Kiedyś go kochałam, nawet wyglądał inaczej.. a teraz?! Jak chodzące gówno. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, po drodze ściągając buty. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam telefon z torebki i przesunęłam palcem po ekranie.

"Śliczna, rozbierz sie dla mnie". Fuj. Wyjrzałam przez okno. Nikogo tam nie było. Zignorowałam wiadomość i poszłam spać.

*~*

Dzwonek do drzwi. W domu znów nikogo nie było, więc musiałam podnieść się z kanapy. Wyglądałam jak żywy trup. Ciekawiło mnie co jest za drzwiami. Otworzyłam. To był TEN chłopak.

-Hej, piękna.

Wpatrywałam się w jego cudowne, szmaragdowe oczy. Kąciki jego ust znów podniosły się w łobuzerskim uśmiechu. Ten człowiek przyprawiał mnie o zawrót głowy. Był jak bóstwo, w ludzkiej postaci. Nie mogłam dać po sobie poznać, że mi się podoba.

-Czego chcesz? - zapytałam.

-Wciąż nie podziękowałaś mi za ratunek - czy on kiedykolwiek przestawał się uśmiechać?!

-Dzięki - powiedziałam zirytowana. 

-Ehh.. to mi nie wystarczy - nie mogłam juz z nim wytrzymać. -Chodź - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do swojego czarnego BMW. Spodziewałam się najgorszego. Zamknął za mną drzwi i usiadł na fotelu obok. Docisnął pedał gazu i pojechaliśmy. 

-Gdzie jedziemy? - pytałam przestraszona. W końcu byłam w samochodzie z człowiekiem, ktorego nie znałam. A co jak wywiezie mnie gdzieś w las?!  Po chwili zatrzymał się. Rozejrzałam się wkoło. Byliśmy na plaży w Miami! Wow! Tu było pięknie, choć nie rozumiałam celu dla którego tu jestem.  

-Teraz mnie pocałujesz w nagrodę za uratowanie? - zapytał i zrobił minę "zbitego psiaka". Był taki przystojny. Uśmiechnęłam się i pobiegłam w stronę wody, po drodze zrzucając buty. Była ciepła. Bardzo ciepła, a do tego świeciło przepiękne słońce. Przeprowadzka do miasta, była najlepszym pomysłem jaki można było wymyślić. Chłopak podszedł do mnie i złapał w talii, unosząc do góry. Teraz moja głowa była na poziomie jego. 

-Nie odpowiedziałaś - uśmiech znikł z jego twarzy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

-Nawet nie wiem jak się nazywasz, a chcesz, żebym Cie całowała! - wycedziłam. Ten człowiek zaczynał powoli mnie denerwować.  

-Trudna jesteś, ale jak się Cb upije, to nie jesteś niczego świadoma, to Twój plus - znowu ten egoistyczny uśmieszek. - Poza tym to jest tylko jeden głupi całus... i Cię zostawie. 

-Obiecujesz?

-Tak. - szybko pocałowałam go, oczywiście w policzek. Puścił mnie i zaczął kierować się w stronę BMW.

-Hej, co Ty robisz?! - krzyczałam za nim. Bałam się, że chce mnie tu zostawić.

-No co, chciałaś, żebym dał Ci spokój. 

-Ale jeszcze nie teraz, musisz mnie odwieźć do domu! - byłam coraz bardziej zdenerwowana.

-Ktoś tu chyba mnie potrzebuje - odwrócił się i zobaczyłam, że z jego twarzy nie znika ten głupi uśmieszek. 

-Po prostu odwieź mnie do domu! - moja cierpliwość się skończyła.

-Ty chyba żartujesz, nie po to przejechałem tyle kilometrów, żeby teraz tak po prostu sobie pojechać. - jego twarz przybrała poważny wyraz, a ja robiłam się głodna. Ubrałam buty i po prostu zaczęłam iść w stronę miasta.

-Co robisz? - zapytał zdziwiony chłopak.

-Człowieku ja Cię nie znam, wywiozłeś mnie na jakąś plażę, a ja nawet nie wiem którędy do domu, nie wiem nawet jak brzmi Twoje pieprzone imię! - wykrzyczałam, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. 

-Christopher Wisley. - powiedział cicho. Zatkało mnie. W jednej chwili z groźnego faceta, zmienił się w małego, przestraszonego chłopczyka. Nie spodziewałam się tego usłyszeć, myślałam, że po prostu mnie zignoruje lub będzie miał mnie w dupie. Nie wiedziałam co zrobić. Wskazał ruchem ręki na samochód, pośpiesznie udałam się w tamtą stronę i usiadłam na fotelu, zamykając za sobą drzwi. Dojechaliśmy pod mój dom, przez całą drogę się do siebie nie odzywając. Wysiadłam i nie odwracając się w jego stronę powiedziałam krótkie "przepraszam". 

*~*

-Poznałaś już kogoś? - pytała babcia. W moje głowie ukazał się obraz Chrisa. Nie odzywał się od tygodnia, tak jak obiecał. Brakowało mi go. Bardzo. 

-Nie, babciu. - skłamałam. Postawiła przede mną talerz z goframi. Mniam - pomyślałam, ostatnio strasznie się obżerałam.

*~*

Uruchomiłam laptopa. Jedna nieodebrana wiadomość na gmailu. 

"To ja przepraszam, nie powinienem tak po prostu Cie zabrać."

Od Christophera. 

"Nie odzywałeś się tydzień i nagle odpowiadasz na coś co już dawno myślałam, że zostawiłam za sobą, myślałam, że moje życie znów będzie takie jak przed tym kiedy Cię poznałam, mieszasz mi w głowie, rozumiesz? Nie rób tak, przestań, mam Cie dość, nie znasz mnie ani ja Ciebie."

"Ach tak?! No ja bardzo przepraszam, księżniczko. Widzisz tylko czubek własnego nosa, nie liczą sie uczucia innych tylko Ty, Ty, TY! Im mniej o mnie wiesz, tym lepiej dla Ciebie, przygotuj się, bo nie zamierzam dać Ci spokoju."

Poczułam przypływ zdenerwowania i ... jakiegoś dziwnego, nieokreślonego uczucia... hmm... czy ja się ucieszyłam, że jeszcze go zobaczę? Tacy ludzie jak on przychodzą tak samo szybko jak odchodzą i niszczą wszystko, jak churagan, a może ja go po prostu nie znam i dlatego tak uważam? Nie wiem, ale jeszcze się dowiem o nim wszystko, a wtedy będę wiedziała jacy na prawdę są ludzie...

PrzebudzonaWhere stories live. Discover now