Rozdział 1

616 28 1
                                    

Jestem Rose, właściwie to Rosemary, ale nie lubię kiedy ktoś tak do mnie mówi. Więc zaczynając od nowa nazywam się Rosemary McCourtney. Nie mam pojęcia dlaczego się przedstawiłam - ale tak wszystkie sławne laski zaczynają swoje opowiadania... W sumie to nie chcę być jak one. Oj... plotę głupoty, zamiast przejść do mojej historii...

*~*

Zadzwonił budzik. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Dzisiejszy dzień był dniem przeprowadzki, dlatego prawie wszystko było już spakowane. Wraz z moją rodziną (o ile można to tak nazwać) mieliśmy zamieszkać w Miami. Moja matka zmarła ma raka płuc rok temu, nie potrafiła rzucić palenia - niestety. Mój ojciec był alkoholikiem.  To babcia, zadecydowała o przeniesieniu się. Tylko ona w całej tej rodzinie była odpowiedziala. Och! Zapomniałabym. Mam też brata - Oliviera, ma 11 lat i jest najinteligentniejszym dzieciakiem, jakiego w życiu poznałam. Wie zawsze wszystko przede mną... z jednej strony do jego zaleta, a z drugiej niesamowita wada. Dosyć już tej "wzruszającej" historii o mojej "rodzinie". Wracając: gdy wyszłam z łazienki skierowałam się do kuchni i zjadłam płatki rozciapane w mleku. Babcia biegała po całym domu sprawdzając czy wszystko jest spakowane. Po dziesięciu minutach wyszłam spotkać się z przyjaciółką w jej domu i się pożegnać. Gdy przekroczyłam próg jej domu z każdego możliwego zakątka salonu wybiegli moi znajomi krzycząc "niespodzianka". Nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy nikt nie zrobił dla mnie imprezy. Szkoda, że już nigdy ich  nie zobaczę. Pojedyncza łza szczęścia, a jednocześnie smutku spłynęła po moim policzku. Gdy pożegnałam się ze wszystkimi i przyjęcie skończyło się, wróciłam pod swój dawny dom. Reszta rodziny już na mnie czekała. Spojrzałam ostatni raz na całą wieś (tak właśnie, mieszkałam na wsi) i wsiadłam do samochodu. Podróż przebiegła bez żadnych trudności, trwała około 3 godzin i o 20 byliśmy już na miejscu. Dom był ogromny, a jednocześnie piękny, w dodatku, w piwnicy było jacuzzi. Po prostu Eden. Po obejrzeniu każdego zakamarka nadszedł czas na pierwsze wejście do MOJEGO, NOWEGO POKOJU! Gdy tylko otwarłam drzwi moje usta uformowały się w literę "o". Ściany pomalowane były na miętowy kolor. Po lewej stronie były rozsuwane drzwi do ogromnej garderoby. Po prawej natomiast regały z książkami, biurko i wyjście na przepiękny balkon. Na podłodze był biało-czarny dywan, a po środku ogromne łóżko, na którym mogłoby się pomieścić z 5 osób! Szczęśliwa rzuciłam się wprost na nie. Zamożność mojej babci po raz kolejny dała o sobie znać. Hej, ale nie wspomniałam wam o moim dziadku! Najsympatyczniejszym człowieku, jaki chodzi po tej ziemi. Mogłam zwierzać mu się z każdego problemu, zawsze starał się mnie zrozumieć i mi pomóc. Radośnie machałam nogami w powietrzu, rozmyślając nad tym kogo tu poznam i czy znajdę chłopaka. Wyobrażałam sobie bruneta z czekoladowymi oczami, niesamowicie umięśnionego i odpowiedzialnego. Potem wymyśliłam sobie jak mogłaby wyglądać moja nowa szkoła. Tablety zamiast książek, mili nauczyciele, ech - szkoda, że to tylko marzenia. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Olivier. 

-Dasz mi zagrać na twoim telefonie? - zapytał. Kochałam go, gdybym musiała, oddałabym za niego życie. 

-Jasne - uśmiechnęłam się i podałam mu mojego iPhone'a. Wskoczył na moje łóżko i zaczął grać w jakąś grę. Nawet nie wiedziałam, że taką mam. Zeszłam po schodach po moją walizkę. Wniosłam ją do pokoju po czym, wyciągnęłam z niej mojego laptopa i włączyłam go. Sprawdziłam facebooka, potem aska. Nic ciekawego nie przykuło mojej uwagi. Znudzona zamknęłam komputer. Oli oddał mi telefon i poszedł do swojego pokoju. Postanowiłam wyjść na miasto. Szłam przez park kiedy usłyszałam płacz dziewczyny. Siedziała na ławce.

-Co się stało? - zapytałam, a w moim głosie słychać było troskę. 

-----------

Hej, czytajcie udostępniajcie głosujcie - to dla mnie ważne, bo nwm czy pisać dalej... Za jakiekolwiek błędy przepraszam.

PrzebudzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz