Rozdział 11

371 26 23
                                    

           (Czytajcie notkę na dole!)
Tańczące płomyki powoli wygasały. Tak samo jak i słońce, które cichutko chyliło się ku zachodowi. Czerwone promienie świeciły ostatnim blaskiem zza chmur. Ogień strzelał co jakiś czas, przypominając o sobie i nie pozwalając mi się zamyślić na długo. Obok mnie leżała Koral, która równie spokojnie, co Laguna, spała grzejąc się w świetle ogniska. Laguna budziła się parę razy, ale zaraz potem z powrotem zasypiała. Złamanie dawało jej się we znaki. Czułem wielkie poczucie winy, gdy tylko zwracałem na nią wzrok. To uczucie nie opuściło mnie ani na chwilę. Inne smoki także spały. Część nieruchomo, jak kamień, część drgało uszami, łapami czy końcówkami skrzydeł. Jedynie ja i, jak mi się zdawało, Hekate zostaliśmy czujni. Wina nie pozwalała mi zmrużyć oka. Kremowe jak muszla łuski Koral poruszyły się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Smoczyca mruknęła coś i zastrzygła uszami. Kilka chwil po tym otworzyła niemrawo oczy i wpatrzyła się w iskierki przed nią. Potem w pełni odzyskała świadomość i uniosła głowę. Nie spojrzała na mnie od razu, najpierw przyglądnęła się trawie i otoczeniu, a dopiero po tym zwróciła na mnie uwagę. Zamrugała, jakby starała sobie przypomnieć gdzie jest, a jej spojrzenie rozjaśniło się. Uśmiechnęła się, chodź nie wiem, czy szczerze. Wstała i pobudziła mięśnie przystępując z nogi na nogę. Wykonała kilka owalnych ruchów skrzydłami i ziewnęła.

– Hekate kazał nam wstać – powiedziała jeszcze nie w pełni przebudzona. – Niedługo wylatujemy.

    Kiwnąłem głową, bo nie za bardzo wiedziałem, co powiedzieć. Koral przejechała językiem po wargach i zrobiła skwaszoną minę. 

– Kiedy ostatnio coś jedliśmy? – zapytała.

    Nie miałem nic w ustach od rana, a może i dłużej. Naraz poczułem ucisk w żołądku. 

– Pójdę to sprawdzić – poinformowała mnie smoczyca i szybkim krokiem przeszła bliżej swoich towarzyszy.

    Z westchnieniem skierowałem wzrok na skaczące iskry. Ile będzie jeszcze tych westchnień? Wątpię, żeby Hekate był na tyle łaskawy, by pozwolić nam zapolować. Zobaczyłem jasną sylwetkę Koral i połyskującego w zmierzchu Hekate, którzy rozmawiali spokojnie, aż w końcu Koral skinęła głową i skłoniła się nieznacznie. Chwilę potem wylądowała obok mnie. 

– Powiedział, że możemy zapolować – oznajmiła łapiąc oddech.

    Uradowany wstałem i cicho stawiając kroki zacząłem iść w stronę zbierającej się już grupy. Zerknąłem na Koral, która nie ruszyła się z miejsca. 

– Ty nie – ucięła chłodno. – Masz pilnować Laguny.

    Znowu poczułem zażenowanie.

– Ach... no tak. – Odwróciłem wzrok i cofnąłem się o krok. Naraz atmosfera stała się gęsta i napięta.

    Smoczyca spojrzała przez moje ramię na leżącą Lagunę i przytaknęła. Bez słowa dmuchnęła mi powietrzem w pysk, kiedy machnęła skrzydłami by zbić się w powietrze i wylądować obok reszty jej towarzyszy. Eskadra przywitała ją ciepło, jakby nie widzieli się od lat. Otoczyły ją inne smoki i zaczęły poklepywać skrzydłami po ramieniu. Zobaczyłem, jak Koral śmieje się i przytula do Milesa, i jak razem z resztą nurkuje w dół, za komendą Fiorda. 

    Przytuliła się do Milesa. 

    W środku mnie poczułem dziwne uczucie. Mieszankę złości, żalu i smutku. Coś, czego jeszcze nie czułem. Teoretycznie nie powinno mi być przykro, przecież znosiłem gorsze rzeczy. Corvir zrobił mnie odpornym na ból. Ale ten ból był inny. Taki... mniej cielesny. Co Miles miał takiego w sobie, że Koral go lubi? Może chodzi o jego wygląd? Nie jest jakimś specjalnie przystojnym smokiem. Przecież jest tak samo inny, jak ja! Może chodzi o to, że jest wyszkolony i zna się na całych tych walkach i tak dalej? Owszem, ja nie miałem opracowanej jakiejś specjalnej techniki, ale coś potrafię. W dodatku jestem od niego wyższy i silniejszy. 

Więzy Krwi||JWSWhere stories live. Discover now