Prolog

6.4K 296 22
                                    

- Nikki, wstawaj ! Musimy już wychodzić ! – usłyszałam głos dobiegający zza okna mojego pokoju.

Przestraszyłam się widząc za oknem twarz mojej przyjaciółki. Pomijam to, że mój pokój znajdował się na drugim piętrze, więc zwykły człowiek miałby duży problem z dosięgnięciem do okna. Ale Mia była wilkołakiem – drugie piętro to dla niej pikuś.

A skoro o wilkołakach mowa – te wszystkie historie o bestiach mordujących ludzi i przemieniających ich w takie same potwory, które grasują tylko w czasie pełni księżyca – są wyssane z palca. Po pierwsze: wilkołakiem trzeba się urodzić; wilkołakiem nie można ot tak zostać – albo się nim jest od urodzenia, albo wcale. Po drugie: wilkołaki nie zmieniały postaci, tylko w czasie pełni księżyca – robiły to kiedy chciały, zazwyczaj pod wpływem silnych emocji. I w końcu po trzecie: wilkołaki nie zabijały ludzi; tak naprawdę strzegły ludzi przed innymi potworami, które chodzą po ziemi, np.: wampirami (tak, one też istnieją i nie są tak kochające i dobre jak Edward ze ,,Zmierzchu").

Skąd wiedziałam to wszystko ? Cóż, poniekąd byłam jedną z nich. Poniekąd, ponieważ mój ojciec był wilkołakiem, ale matka człowiekiem. Tak więc byłam odmieńcem: pół – człowiek, pół wilkołak. To co nas łączyło to to, że byłam nieśmiertelna (wilkołaki przestają się starzeć, gdy pierwszy raz się przemienią; ale jeśli wilkołak przestaje się przeinaczać – w końcu się starzeje i umiera jak śmiertelnik), byłam też nadludzko silna i miałam wyostrzone zmysły. Taaa...super. Niestety nie umiałam zmieniać postaci, co skreślało mnie w oczach wielu od początku. Wilkołak, który nie umie stać się zwierzęciem ? To nie wilkołak, to wybryk natury.

- Och, daj mi spokój. Położyłam się dopiero nad ranem, bo kułam do tego testu z historii – odpowiedziałam, otwierając okno, by Mia mogła wejść do pokoju.

- Dlatego powinnaś iść. Skoro tyle się uczyłaś, to teraz tego nie zmarnuj.

Po krótkim namyśle stwierdziłam, że jest w tym jakaś logika. Z cichym westchnieniem odezwałam się do przyjaciółki:

- Dobra, wygrałaś. Zejdź na dół do kuchni. Chociaż moja ciocia pewnie już nie śpi. Nie wiem, jak długo wytrzymasz w jej towarzystwie.

Od śmierci rodziców wychowywała mnie ciotka, która szczerze mnie nie znosiła. To, że w ogóle pozwalała mi u siebie mieszkać i udostępniała mi swoją lodówkę, zakrawało o cud. W sforze (która składała się jeszcze z 6 rodzin) byłam traktowana dość ozięble – uważano mnie za dziwadło i hańbę wilkołaków. Dogadywałam się tylko z Mią – jej nie obchodziłoby nawet, gdyby wyrosła mi druga głowa. Była moją przyjaciółką i tyle.

- Spoko, dam sobie z nią radę. – wyszczerzyła zęby w uśmiechu i już jej nie było.

Spojrzałam na zegarek i wpadłam w popłoch. Lekcje zaczynały się za pół godziny, więc jeśli chciałam zdążyć, to musiałam się sprężać. W rekordowym tempie umyłam się, ubrałam i zeszłam na dół. W kuchni zastałam tylko Mię. Czyli ciotka poszła już do pracy. I bardzo dobrze – nie miałam ochoty jej spotykać. Zazwyczaj kończyło się to kłótnią.

- Możemy iść. – powiedziałam do niej.

- OK. – odparła i wyszłyśmy z domu.

- Mia, tylko wróć do domu prosto po szkole !

Usłyszałyśmy kogoś krzyczącego za nami. To Adam, starszy brat Mii. Niezbyt go lubiłam. On mnie z resztą też. To nie przez to, że byłam odmieńcem – no, nie tylko przez to. Według niego miałam zły wpływ na jego ''małą siostrzyczkę". Niezbyt się przejmowałam jego opinią o mnie.

- Dobra ! – odkrzyknęła moja przyjaciółka.

Do sali weszłyśmy równo z dzwonkiem. Na szczęście nauczyciela jeszcze nie było. Zdyszane, zajęłyśmy miejsca.

Dzień w szkole dłużył mi się niemiłosiernie. Test z historii, biologia, chemia, fizyka, dwie godziny WF-u...Nienawidzę poniedziałków.

Gdy wyszłyśmy z budynku, było już ciemno – w końcu mieliśmy zimę. Ruszyłyśmy chodnikiem do domu.

- Dzięki Bogu, że ten dzień już się skończył. – jęknęła Mia – Jestem wykończona.

- Witaj w klubie. – odparłam.

W tym momencie, z zaułka przed nami wyłoniło się trzech mężczyzn. Moje mięśnie automatycznie się napięły, a zmysły wyostrzyły.

- No, no, no....co my tu mamy ? Dwie wilkołaczyce. I to w dodatku samiutkie jak palec.

Nie wierzę ! To byli łowcy ! Od wielu lat nie zapuszczali się do Seattle. Aż do dziś.

- Uciekaj, szybko ! – krzyknęłam do Mii i pociągnęłam ją za sobą.

Uciekając przed tymi typkami, zauważyłam przed nami Adama i paru innych chłopaków ze sfory. Biegli w naszym kierunku. Dzięki Bogu – byłyśmy uratowane. W tym samym momencie poczułam czyjeś silne ramie obejmujące mnie w pasie. To jeden z łowców mnie dorwał.

- Nikki ! – krzyknęła Mia, która dobiegła już do brata i rozglądała się za mną – Adam, musimy jej pomóc !

- Nie ! Zostaw ! Nic nie możemy zrobić. Poza tym, nie będę dla niej ryzykował. Ona tak naprawdę nie jest jedną z nas. I nigdy nie będzie. – powiedział Adam, ciągnąc za sobą Mię.

Te słowa zabolały mnie bardziej niż świadomość, że zostałam schwytana przez łowców wilkołaków. W tym momencie uświadomiłam sobie, że jestem zdana na siebie. Nie było już nikogo, komu by na mnie zależało. Nigdy nie czułam się bardziej samotna.


PełniaWhere stories live. Discover now