Cela, której szukałam była na wyciągnięcie mojej dłoni. Osoba, znajdująca się w niej niestety nie, ponieważ panujący tam półmrok rzucał wielki cień na jeden z katów.

Stałam w milczeniu.

Nie ukrywałam stresu, przez co mój oddech się przyspieszył.

Czekałam.

Czekałam na jego pierwszy ruch.

-Nie stresuj się skarbie. -usłyszałam półszeptem słowa, wymówione przez wielki uśmiech, kiedy ich nadawca wyłonił się z cienia i zbliżył do krat.

Milczałam.

-Przyszłaś mi pomóc? Nie musisz, moi ludzie niedługo tu będą.

-Twoi ludzie cię zdradzili, nikt po ciebie nie przyjedzie, nikt o ciebie nie zawalczy. -wysyczałam w pośpiechu, próbując jak najbardziej wprawić go w jakiekolwiek cierpienie. Jednak jego szeroki uśmiech, który był moim fatum, nadal szczerzył się w moim kierunku, co potwierdzało jego psychiczność i nienormalność.

-Mylisz się skarbie, zresztą zobaczysz sama... -nie pozwoliłam mu dokończyć, iż jego słowa szybciej działały mi na nerwy, niż moja zgryzota na niego.

-Zamknij się i mów. Co zrobiliście z Aaronem? -zapytałam stanowczym głosem wyrównując oddech i nie spuszczając wzroku z jego uśmiechniętej twarzy.

-Miły z niego chłoptaś, ale nie miał kto posprzątać trupów i...jakoś tak wyszło, że stał się jednym z nich. -powiedział spokojnym i radosnym głosem, śmiejąc się na końcu zdania, co wprawiło mnie w nieopanowaną wściekłość.

-Ty jebany śmieciu! -rzuciłam się w stronę krat, chwytając jego jedną dłoń i przykładając do palca nóż, na bezpieczna odległość.

-Kłamiesz! Jesteś pierdolnięty! -rzuciłam, grożąc mu utratą palca.

-Ja nigdy nie kłamie... -posłał mi na koniec okropny, szeroki uśmiech co wyprowadziło mnie z kompletnej równowagi.

Jednym ruchem dłoni, odcięłam Neganowi jeden z palców u lewej dłoni z ogromną satysfakcją, a zarazem wielkim żalem.

Jego reakcja była niespotykana, gdyż, nie wydał on z siebie ani jednego jęku. Wydawało się, jakby nic nie poczuł, jednymi co zrobił co owinął dłoń w kurtkę, która była jego typowym okryciem i próbował zatrzymać krwawienie.

-Pożałujesz tego kochanie. -wysyczał przez uśmiech, próbując ukryć jakiekolwiek przejęcie się zaistniałą sytuacjs, jednak jego nierówny oddech zdradził go, a ja poczułam ogromną satysfakcję i ulgę, wiedząc, iż jego słowa to kłamstwo.

-Jesteś jebniętym psycholem. -rzuciłam, ocierając nóż o spodnie i opuszczając pomieszczenie.

-Następnym razem już cię tak ładnie nie ugoszczę! Będziesz żywą lub martwą pociechą do spełniania fantazji! -krzyczał przez zęby, słysząc jego słowa jak za mgłą, poruszając się wzdłuż korytarzy.

Szybko wyszłam z magazynu, i zawiesiłam karabin na klamce, który miał czekać na Bena, a ja zmierzyłam w stronę wartującej Rosity.

-Hej. Czemu masz nocną zmienę? -zapytałam ze zdziwieniem, z powodu, iż zawsze Euglen czy Gabriel ją brał.

-Poprosiłam o nią. -odparła, zapatrzona w niebo.

-Czemu? -zmarszczyłam brwi, zajmując miejsce obok niej i opierając łokcie o ogrodzenie.

-Kiedyś, jak Abraham... -przełknęła ślinę, po czym zamknęła powieki.

-Jak Abraham miał wartę, przyszłam do niego i spędziliśmy całą noc na rozmawianiu o naszej przyszłości, o dziecku, o przeprowadzce i o nas...A potem się rozstaliśmy, a on zginał...-dodała po czym pojedyncza łza spłynęła po jej poliku.

Nie mogłam powstrzymać łez, dlatego szybko zamknęłam oczy i przytuliłam ją mocno.

-Rosita...Musisz być silna...Ja wiem, że może ci się wydawać, że życie nie ma już sensu, ale musisz walczyć dalej, po prostu... Niewielu ludzi już na świecie zostało, skąd wiesz czy nie jesteśmy tymi ostatnimi... -wyszeptałam, na co otrzymałam odwzajemnienie uścisku.

•••

Nie wiem co mam wam powiedzieć, rozdział taki sobie...Trochę długo nie dodawałam, ale :')

Ogólnie to beka, bo napisałam końcówkę pod pryzmat Maggie i Glenna, ze to Glenn umarł i ze to Maggie stała na warcie i wspominała, ale zapomniałam ze to Abraham umarł a Glenn żyje w moim opowiadaniu:) No cóż, serial zrobił to niestety inaczej:)

WHO WILL SURVIVE? || The Walking DeadOù les histoires vivent. Découvrez maintenant