Kobiety mierzyły się wzrokiem. W oczach Camille było zaskoczenie i niepewność, a w tej drugiej radość. Piekielna radość i szczęście.

-Camille!-Krzyknęła i rzuciła się na mojego Kotka.

Warknąłem, a mój wilk zawył. Jednak kobieta nic sobie z tego nie zrobiła. Dalej tuliła do siebie moją kobietę. Już zrobiłem krok do przodu, aby ich rozdzielić, ale poczułem dłoń na ramieniu.

-Zostaw je. Nie widzisz jakie są szczęśliwe?-Zapytał blondyn.

Chyba był ślepy na umyśle.

Camille była wystraszona i nie wiedziała co zrobić. Stała jak skamieniała, a jej serce przyspieszało z każdą chwilą. Zaraz dostanie zawału serca!

-Mam w dupie kim jesteście, ale odczepicie się od mojej Camie.

Jednym ruchem wyciągnąłem ją z ramion tej kobiety i schroniłem w swoich. Wtuliła się we mnie ufnie, wciskając głowę w moją klatkę.

Spojrzałem na tamtą parę. Blondyn otaczał blondynkę ramieniem, a obok nich stał szatyn.

Po chwili obok nas stanął Louis.

-Powinniśmy się przedstawić-Odezwał się zielonooki.-Jestem alfą, Derek Sarascu, a to moja żona Cassandra. A to-wskazał na mężczyznę o ciemnych włosach- To jest Kasper Cordiello mój beta.

Skinąłem głową.

-Aiden Collins, alfa. Mój beta Louis Sanders. A... -Zaciąłem się, ale musiałem to zrobić.-To jest Camille Sonest.

-Nie...-Szepnęła Cassandra- To jest Camille Sarascu. Moja zaginiona córeczka.

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
-Camille-

Byłam bardzo zestresowana. No bo hej! Nie często do stada wpadają obce wilki, a do tego uważające mnie za swoją córkę! Aiden dał mi bardzo dużo wsparcia, przytulał i głaskał po włosach. Wystarczył sam jego uścisk i już byłam spokojna. Jednak gdzieś w głowie czaiła się jego obecność. Czułam się tak jakby był w mojej skórze. Wyczuwałam delikatny  męski zapach na swoim ciele.

Chociaż teraz nie powinnam o tym myśleć. Wróćmy do tej sytuacji.

A ta sytuacja była... Jednym słowem? Dziwna.

Co ja gadam? To było kompletne szaleństwo! Przecież ja...

Jestem adoptowana. Fakt.  Co znaczy, że mam rodziców, ale nie spodziewałabym się, że będę wilkami.

Właściwie to nawet nie chciałam ich znać odkąd dowiedziałam się, że mnie porzucili.

Teraz natomiast wyczuwałam zaciekawienie. Skoro tu przyjechali to chyba dla mnie, tak? Więc może... Nie chcieli mnie zostawić? Jeśli oni są moimi rodzicami, to nasuwa się jedno ważne pytanie.

Czemu ja się nie przemieniłam skoro oni są wilkami? Czemu nie mam bardziej wyczulonych zmysłów? Czemu nie umiem rozmawiać przez wilczy kanał?

Jednak nie dało się zaprzeczyć podobieństwa. Cassandra i ja mieliśmy tą samą twarz, co było trochę niepokojące, prawie jakbym patrzyła w odbicie.

-Jeśli jestem waszą córką to... Czemu ja...? Wy...? -Próbowałam sklecić jakieś zdanie. Zadać pytania, ale nie potrafiłam.

Między innymi- czemu się nie przemieniam skoro-według was-jestem waszą córką.

Kobieta uśmiechnęła się do mnie promiennie.

-Wszystko ci wyjaśnię, ale potem! Teraz muszę Cię przytulić!

W mgnieniu oka znalazła się obok mnie i próbowała wyrwać z ramion Aidena. Mój słodki, zaborczy wilczek warknął.

-Spokojnie-Szepnęłam do jego ucha. Dziwne, ale poczułam się jakbym sama odczuła reakcje na dotyk. Wydawało mi się, że ktoś dmuchnął na moje ucho powietrzem.

Odsunął ramiona, a ja zbliżyłam się do kobiety ostrożnie, a ona porwała mnie. Czułościom nie było końca. Przytylałam się do Cassandry i Dereka, a nawet raz do Kaspera. Aiden znosił to ze spokojem, choć bałam się, że zaraz połamie sobie zęby.

Po czułościach usiedliśmy w biurze Aidena. Mój wilczek za biurkiem, a ja na jego kolanach. Louis stał obok nas, trzymając dłoń na oparciu fotela. Cassie i Derek siedzieli na kanapie.

-Więc zacznijmy od początku-Odezwał się Ai.

-Cassie była w ciąży, ale nigdy nie umiała usiedzieć na miejscu. Akurat byliśmy w mieście, kiedy zaczęła rodzić. Nie zdążylibyśmy dotrzeć do watahy, dlatego najbliższym nam miejscem, w którym  mogła urodzić, był szpital. Cassandra urodziła trzy zdrowe, śliczne dziewczynki. Trojaczki- Charlotte, Caroline i Camille.

Uśmiechnął się tutaj i pogłaskał żonę po dłoni.

- Kiedy Cassie odpoczęła poszliśmy do naszych pociech. Nie mogliśmy się doczekać. Tak bardzo was oczekiwaliśmy. Jednak was tam nie było- W tym momencie zaczerpnął głęboko tchu, jakby chciał się uspokoić i odpędzić wspomnienia.- Byliśmy zrozpaczeni. Szukaliśmy was, wręcz fanatycznie. Doszły do nas informacje, że porwali was jacyś ludzcy naukowcy- Wzdrygnął się-Do badań.

W tym miejscu, Cassandra jęknęła i przycisnęła się do Dereka, a partner nieświadomie zaczął głaskać jej włosy.

-Udało nam się ich wyśledzić. Wtedy zdarzył się wypadek. Brałem udział w akcji waszego ratunku. Przewożono was czterema wielkimi samochodami. Udało nam się dostać w ręce ostatni wóz, ale zaczęli do nas strzelać. Było to srebro razem z platyną.  Dostałem. Nie wiem jak, ale bolało gorzej od zwykłego srebra. Stado zajęło się mną. Byłem wykończony. Mdlałem, ale zanim straciłem przytomność zobaczyłem wybuch. Jeden samochód spłonął. Wysłałem tam wilki, ale znaleźli tylko martwych ludzi. To było jakieś osiem kilometrów stąd- Tym razem zielone spojrzenie przeszło Aidena na wskroś.-To wciąż twój teren.

Niezbyt subtelna aluzja dotarła do wszystkich. Wilki Srebrnej Rzeki zabrały mnie z samochodu.
___________________________________
Około 1200 słów. Specjalnie, abyście nie marudzili ;)
Co ja gadam? Uwielbiam was. Dziękuję za wszystkie komentarze, w których prosiliście o next i zawieraliście opinię. Takie komentarze kocham. Postaram się dodawać rozdziały systematycznie i obiecuję, że zakończę książkę przed świętami.

Do tego jeszcze raz dziękuję, że dzięki wam mogłam być w TOP10 (OMFG!!!!!!)

Na koniec ogłoszeń oświadczam, że będzie druga część i ujawni się niebawem :)

Papatki, trzymajcie się ciepło!

Zniewolona przez fioletOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz