Gdy tylko w drzwiach pokoju przesłuchań pojawił się Johansson chciałem go całować po stopach.

- Oto stosowne dokumenty, pozwalające na zwolnienie mojego klienta do domu. - powiedział do detektywa, a ten poczerwieniał na twarzy jak burak. Przeczytał papiery i nie pozostało mu nic innego jak wypuszczenie mnie z tego miejsca.

Idąc korytarzem do wyjścia czułem na sobie wzrok funkcjonariuszy jacy akurat w tym momencie znajdowali się na komisariacie. Tak, jak zawsze Tomlinson'a wypuszczają. Cieszcie się i radujcie!

- Czego się szczerzysz? - Hektor był wkurzony i miał chyba trochę racji. Przez moją porywczość znów dałem całemu miastu temat do plotek.

- Przepraszam. Poniosło mnie, naprawdę. Nie mów, że sam byś się nie wkurwił. - spojrzałem na niego i widziałem jak jego spojrzenie łagodnieje. Nie miał dzieci i zawsze do mnie odnosił się w sposób, jakbym to ja był jego synem. Wiedziałem, że mnie zrozumie i pomoże. Nie jako adwokat, ale jako przyjaciel...

- Najpierw do domu. Wyśpimy się, a potem porozmawiamy. Powiesz mi o wszystkim i coś poradzimy. - powiedział otwierając mi drzwi swojego auta.

Wsunąłem się na tylne siedzenie i ściągnąłem buty, a następnie rozsiadłem się wygodnie. Oparty o szybę przymknąłem oczy. Chciałem oczyścić umysł...

To wszystko nie mogło się wydarzyć... to nie miało być tak do jasnej cholery...

Oj, zniszczę cię Styles, choć bym miał użyć do tego 'dziecka'!

Czternaście dni wcześniej...

Kiedy wróciłem z tego przeklętego parku, aż mnie rozsadzało. Miałem ochotę coś rozwalić, a najbardziej mordę Styles'a. Wciskał mi kit o córeczce, która wcale nie była jego! Jest moja! Wiedziałem to, kiedy powiedziała jak ma na imię. Chciało mi się wyć ze śmiechu. Jak Jen mogła być tak głupia i dać na imię dziewczynce tak jak ja sobie wymarzyłem? No chyba, że... nie... niemożliwe... Ta dziewczyna była po prostu głupia i taki był fakt.

Jeśli jednak myśleli, że odpuszczę, to grubo się pomylili. Zamienię ich życie w piekło, zrównam ich z powierzchnią ziemi. Przekonają się, że moja matka to najmilsze zło jakie do tej pory ich spotkało.

Całe popołudnie chlałem w swoim pokoju. Nie miałem zamiaru wychodzić, tym bardziej rozmawiać z Daniell i matką, które dobijały się do mojej twierdzy od kilku godzin. Miałem cichą nadzieję, że alkohol stłumi jakoś te wszystkie dziwne uczucia, które rodziły się we mnie na samą myśl o Kay, ale nic z tego nie wychodziło, z każdym wypitym łykiem obraz brązowowłosej dziewczynki stawał się wyraźniejszy i był nie do zniesienia. To była moja córka. Nie miałem co do tego wątpliwości i musiałem ją jeszcze raz zobaczyć.

Swoją drogą byłem niezłym strzelcem, skoro z Jennifer Smith poszedłem do łóżka jeden jedyny raz i od razu daliśmy życie nowej istotce... co ja pierdolę... jestem nienormalny... jaka istotka?... przecież ja nie cierpię dzieci... ale ona jest taka do nas podobna... ma moje oczy... nie... nie mogę tak myśleć... chodzi tylko o odegranie się na Styles'ach, nic więcej...

Musiałem jakoś uspokoić myśli goniące się jedna przez drugą w mojej głowie, więc wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach. Chwiałem się lekko na nogach, ale nie było tragedii. Matka i Daniell krzyczały coś za mną, ale ja jakoś miałem to gdzieś. Wyszedłem z domu i zadzwoniłem do kierowcy, który zapewne już spał. Bez słowa sprzeciwu pojawił się jednak po dziesięciu minutach parkując na podjeździe. Czekał wytrwale aż posadzę swoją szanowną dupę na miejscu pasażera.

- Zawieź mnie do Styles'ów. - powiedziałem opierając głowę o szybę. Miałem zamiar zobaczyć się z obojgiem twarzą w twarz i usłyszeć prawdę.

for aye (Book3)|| Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now