9. Krzysiek jest nie do podrobienia

281 5 7
                                    


Pan Jan siada na kanapie, odsuwając lekko pościel. Idę do kuchni, by włączyć czajnik i korzystając z tego, że jestem przez chwilę sama, mogę wypuścić powietrze z płuc. Nie wiem, czemu, ale bardzo się denerwuję. Zastanawiam się, skąd wziął mój adres. Ale to pewnie ta papla – Krzysiek.

Zalewam herbaty i idę z kubkami do pokoju.

- Ładne mieszkanko – pan Jan odbiera ode mnie kubek, rozglądając się po wnętrzu.

- Dziękuję – odkładam swoją herbatę na stoliku od Mateusza, uśmiechając się na samą myśl, że mam w domu mebel zrobiony przez pasjonata, który dodatkowo jest moim dobrym znajomym. – W zasadzie, to powinnam podziękować przede wszystkim za kwiaty, które dostałam od pana w szpitalu. Nie miałam okazji, więc robię to teraz.

Pan Jan kiwa głową, uciekając ode mnie wzrokiem.

- Podobały się? – mówi pod nosem, ale udaje mi się go usłyszeć. – Bo jeśli nie, to mogę kupić ci inne.

- Niech pan nie żartuje. – Zaczynam się nerwowo śmiać i domyślam się, że wyglądam jak głupia gąska, więc staram się opanować. Tylko jak to zrobić w obecności tego mężczyzny? To niemożliwe. – Oba bukiety są prześliczne. Dziękuję.

Przez chwilę pijemy w ciszy i zaczyna się robić niezręcznie. Czy w takich chwilach najlepiej jest zacząć rozmowę o pogodzie? Przydałaby mi się przyjaciółka - wtedy bym wiedziała, jak zachować się w towarzystwie. A tak to kaplica.

- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię odwiedziłem – pan Jan mnie wyręcza. – Bo widzisz, ze względu na twój wypadek opóźnia się sprawa przeciwko twojemu byłemu szefowi. Mamy jeszcze dużo do omówienia.

Mam nadzieję, że pan Jan nie dostrzeże na mojej twarzy zawodu. Flora, ty idiotko, jak mogłaś pomyśleć, że on przyszedł do ciebie dlatego, że tego chciał? Głupia, głupia, głupia!

- Zapomnieliśmy się wymienić numerami telefonów, więc poprosiłem pana Krzysztofa o twój adres, by porozmawiać – ciągnie dalej, a moje serce dotyka już podłogi. – Nie chcę oczywiście robić tego teraz, bo potrzebujesz odpoczynku. Ale może ustalimy jakiś termin, powiedzmy, w przyszłym tygodniu? Co ty na to?

Wiem, że nadzieja matką głupich, ale jakaś cząstka mnie naprawdę myślała, że może Krzysiek miał rację i pan Jan jest mną zainteresowany w inny sposób niż tylko na stopie profesjonalnej. I właśnie po raz kolejny doświadczam jak to jest, kiedy marzenia wyfruwają przez okno nawet zanim zdążą się zakorzenić w mojej głowie...

- Tak, oczywiście. Proszę zaproponować termin, a na pewno się zjawię.

Silę się na obojętny ton. Związuję włosy w wysoki kucyk, używając gumki, którą miałam na nadgarstku. Nawet nie wiem, kiedy zdążyłam się tak spocić na karku. Pan Jan podnosi wzrok i wpatruje się we mnie, oblizując dyskretnie usta. Wiedziałam, że to najseksowniejszy facet, jakiego poznałam, ale kiedy tak bawi się swoimi ustami, mam ogromną ochotę się na niego rzucić i wycałować całego. Wilgoć, jaką czuję w majtkach wcale nie pomaga. Kładę nogę na nogę i ściskam uda, by choć trochę zniwelować napięcie, ale oczywiście, to nic nie daje.

Pan Jan proponuje datę i po chwili milczenia postanawia wyjść. Wymieniamy się jeszcze numerami, aż w końcu odprowadzam go do drzwi. Kiedy je otwieram, pan Jan odwraca się w moją stronę, intensywnie się we mnie wpatrując.

- Dbaj o siebie i wypoczywaj. Do zobaczenia.

Jego słowa mnie zaskakują, ale nie tak bardzo, jak to, co robi chwilę później. Nachyla się w moją stronę, patrząc na moje usta. Ze zdenerwowania je oblizuję. Jest tak blisko, że jego oddech owiewa moją twarz, a po ciele przechodzą mnie dreszcze. Zapach jego perfum jeszcze bardziej mnie podnieca i obiecuję sobie, że jak za chwilę mnie nie pocałuje, to ja go wyręczę – z ogromną przyjemnością.

Przewrotny losWhere stories live. Discover now