7. Stalowa zieleń mówiąca wszystko

85 4 2
                                    


- Lada moment powinna się obudzić. Lek zaraz powinien przestać działać.

- Dziękuję.

Tata? Z kim on rozmawia? Skąd ktoś może wiedzieć kiedy się obudzę? 

Zaraz, zaraz. 

Jakie leki? Otwieram oczy i od razu je zamykam. Jest zbyt jasno.

- Boli.

Nie przypominam sobie, żebym znów tankowała z Krzyśkiem, więc czemu mam taki dziwny, zachrypnięty głos i wszystko mnie boli?

- Już, Florka – ojciec łapie mnie za rękę i znów otwieram oczy. Wygląda koszmarnie. – Zaraz wezwę pielęgniarkę.

- Co? – próbuję usiąść na łóżku, ale mi się to nie udaje. Rozglądam się dookoła i już wiem, gdzie jestem, tylko nie mam pojęcia, jak się tu znalazłam. – Co ja robię w szpitalu?

Tata otwiera usta, żeby mi odpowiedzieć, ale nie mówi nic, bo do sali wchodzą dziadkowie. Babcia jest zapłakana, a dziadek sapie jak stara lokomotywa.

- Irenko, zwolnij wreszcie – dziadek łapie się za serce i opiera się o drzwi do pokoju. – Flora nigdzie ci nie ucieknie.

Babcia w ogóle go nie słucha, a pewnie i nie słyszy. Podbiega do mojego łóżka, przy okazji spychając tatę na bok i przytula mnie do swojego obfitego biustu. Dziwnie się przy tym trzęsie...

- Babciu, czemu płaczesz?

Patrzę na nią z troską, kiedy się ode mnie odsuwa. Wyciera pospiesznie łzy i uśmiecha się do mnie choć widzę, że robi to z ogromnym wysiłkiem.

- Florka, tak się cieszę, że nic ci się nie stało – łapie mnie za ramię i nachyla nade mną, obserwując moje ciało, a przynajmniej te jego części, które wystają z kołdry. – Zostanie ci trochę blizn, ale nic nie szkodzi. Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa.

- Blizn?! – krzyczę i od razu zaczynam się przyglądać swoim dłoniom. Ciężko cokolwiek dojrzeć, bo wszędzie widzę wyłącznie bandaże. – Czy ktoś mi wreszcie powie, co się stało?

Rozglądam się po sali, w której już nie ma taty. Oczywiście, kiedy najbardziej go potrzebuję, to jego znowu nie ma. Normalka. A nie, zaraz... Mówił coś o pielęgniarce. Ale to nie zmienia faktu, że mnie zostawił z rozhisteryzowaną babcią i zadyszanym dziadkiem, który siedzi w fotelu obok i wygląda, jakby przebiegł maraton.

- Cipcia, w twoim mieszkaniu się paliło – babcia głaszcze mnie po włosach, a ja patrzę na nią, nie dowierzając. – To się stało wczoraj wieczorem. Strażacy stwierdzili zwarcie w starej instalacji, a policja już sprawdza, czy tak rzeczywiście było.

Staram się sobie przypomnieć, co się wczoraj działo. Marszczę czoło, zastanawiam się, ale wciąż widzę czarną dziurę.

- Nic nie pamiętam.

Do sali wchodzi tata z młodą kobietą w białym fartuchu.

- Dzień dobry. Jestem pani lekarzem prowadzącym – pani doktor się uśmiecha, choć widzę w jej oczach lekki niepokój. – Nie pamięta pani, jak do nas trafiła?

Kręcę głową, a kobieta zapisuje coś na kartce, która pewnie jest moją kartą pacjenta.

- Szok jest całkowicie naturalną reakcją, proszę się nie martwić – podchodzi, by sprawdzić moje opatrunki, ale dopiero, kiedy wnikliwie patrzy na moją twarz, panikuję. Nie mam pojęcia, jak wyglądam po tym pożarze. – Nie ma się czego bać. Ma pani na twarzy parę strupków, które na pewno szybko znikną.

Przewrotny losWhere stories live. Discover now