3. Mimoza, która okazuje się wulkanem

133 5 0
                                    


Zjeżdżam windą w dół i zastanawiam się, jak popieprzonym trzeba być człowiekiem, by dwa razy z rzędu popełnić jeden i ten sam błąd. W zasadzie powinnam się do tego przyzwyczaić, bo naprawdę rzadko się zdarzało, by coś przebiegało po mojej myśli. Najczęściej wszystko się pierniczyło i teraz też tak jest.

Kiedy w zeszłym roku przyjechałam do Polski, desperacko szukałam dla siebie zajęcia. Nie ukończyłam żadnych studiów, bo nawet żadnych nie zaczęłam ze względu na brak funduszy i szybko się zorientowałam, że w tym kraju bez tego papierka niewiele można zdziałać. Serio? Na co komu tytuł magistra, by pracować w fast foodzie? Nigdy tego nie pojmę.

Dziadkowie byli tak mili, że zaproponowali mnie i tacie, byśmy po powrocie wszyscy zamieszkali pod jednym dachem. Mieli duże mieszkanie z trzema sypialniami i salonem, za którym bardzo tęsknili, mieszkając przez ostatnie szesnaście lat w Stanach. Byłam im za to bardzo wdzięczna, ale wiedziałam, że muszę jak najszybciej stanąć na własne nogi.

Znalazłam pracę w kancelarii prawnej. Pan Jan był perfekcjonistą i pedantem, dlatego zatrudnił mnie na cały etat. Jego kancelaria nie była duża, ledwie cztery pomieszczenia pracownicze, sporych rozmiarów kuchnia, łazienka i oczywiście dwa gabinety: pana Jana oraz aplikanta adwokackiego, który był jego siostrzeńcem.

Było mi strasznie głupio, bo każdego dnia kończyłam sprzątać po niecałej godzinie. Zwróciłam się do pana Jana, żeby zredukował czas mojej pracy, bo nie nie było sensu, by płacił mi za siedzenie na tyłku. Facet mnie zaskoczył, bo stwierdził, że dopóki dobrze będę się wywiązywać ze swoich obowiązków, nie widzi przeszkód, bym właśnie tak pracowała, czyli obijała się na potęgę. Nie miałam co wybrzydzać. W końcu to jego pieniądze i mógł z nimi robić, co tylko chciał.

Sporym minusem mojego zajęcia było to, że bardzo często widywałam swojego pracodawcę. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby był mały, z wystającym piwnym brzuchem i początkiem łysiny. Niestety, pan Jan był silną dawką testosteronu dla mojego ciała i umysłu. Miał brązowe, zaczesane do tyłu włosy, lekki zarost, wydatne kości policzkowe i wąskie usta, które zaciskał w cienką linię, kiedy się denerwował. Wyróżniał się nie tylko ubiorem, na który zawsze składały się garnitury od Paula Smitha, ale i wzrostem. Miał na oko ponad metr dziewięćdziesiąt, a jego ciało mogłoby być żywą reklamą każdej siłowni na świecie. Mimo pięćdziesięciu lat na karku, był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, a tezę tę potwierdzały wszystkie klientki, które przychodziły do niego po poradę i robiły w jego kierunku maślane oczy.

Na samą myśl o nim robi mi się gorąco. Wchodzę do windy i wciskam odpowiedni guzik. Zamykam oczy, próbując sobie przypomnieć pana Jana.

Zawsze oddany pracy, nie zaprzyjaźniał się ze swoimi pracownikami. Nawet jego siostrzeniec rzadko słyszał od niego inne słowa niż „idź do sądu, załatwić..." lub „w tym miesiącu zszedłeś poniżej oczekiwanego poziomu". W jego stanowczości było coś podniecającego. Nigdy wcześniej nie spotkałam mężczyzny, który emanując, a wręcz kipiąc seksapilem, w ogóle z tego nie korzystał i nie zdawał sobie z niego sprawy. Ponoć był wcześniej żonaty, ale rozwiódł się po czterech latach, nie wiadomo, dlaczego. Od tamtej pory nie związał się z żadną kobietą na stałe.

Pewnego dnia, kiedy przyszłam do pracy kwadrans za wcześnie, wszystko się zmieniło. Przebrałam się w fartuszek, włączyłam czajnik, by zrobić sobie kawę i poszłam do gabinetu pana Jana, który zawsze sprzątałam na samym początku. Pociągnęłam klamkę, popchnęłam lekko drzwi, ale te mocno szarpnęły do przodu i omal nie wyryłam twarzą w podłogę. Przed upadkiem uchroniły mnie silne ramiona pana Jana, który właśnie wychodził z gabinetu. Spojrzałam w jego piwne oczy, które momentalnie pociemniały, a mnie znów ugięły się nogi w kolanach. Odurzał mnie jego zapach, jego silny uścisk, jego groźne spojrzenie... Aż musiałam oblizać usta. Na ten widok pan Jan głośno przełknął ślinę i zdecydowanym ruchem przygarnął mnie do siebie i mocno pocałował.

Przewrotny losWhere stories live. Discover now