Z nim jednak los obszedł się nieco łaskawiej. Chłopak mieszkał na ostatnim piętrze średniej wysokości budynku. Wprawdzie żeby tam dotrzeć musiał najpierw przedrzeć się przez całą długość irytująco głośnej, a na domiar złego wypełnionej cudzymi zapachami klatki schodowej (samotna gosposia na czwartym piętrze uwielbiała piec ciasta o każdej porze dnia i nocy, sprawiając, że żołądek Kibuma wywracał się na lewą stronę z głodu; z mieszkania leżącego tuż obok jej z kolei, cuchnęło zgnilizną, i można było z powodzeniem założyć się, że ktoś tam jakiś czas temu umarł, i nikt nie zauważył). Na końcu tej żmudnej i przepełnionej mamrotanymi pod nosem przekleństwami wędrówki, czekała całkiem miła niespodzianka.

Na piętrze Kibuma panowała względna cisza. No, może pomijając miauczenie.

Tak, miauczenie.

Kibum z westchnieniem obrócił pęk kluczy w dłoniach, chwytając w palce ten właściwy. W tym jednak momencie drzwi za jego plecami otworzyły się, a zza framugi wyjrzała drobna, pomarszczona twarz kobiety.

- Wróciłeś już, chłopcze? – zagaiła poczciwie, a spomiędzy fałd jej długiej koszuli nocnej, w której chodziła przez cały dzień (Kibum nigdy nie widział swojej sąsiadki w niczym, co zakrawałoby na miano normalnego stroju), wychynęła głowa szarego kota, który chwilę później przeskoczył przez próg i zamiauczał donośnie, jakby wtórując pytaniu swojej pani. Kim zebrał całą swoją siłę woli, i z niejakim wysiłkiem przywołał na usta pogodny uśmiech.

- Tak, proszę pani – odpowiedział uprzejmym tonem, nie chcąc tej miłej staruszki urazić. Szczerze nienawidził faktu, że zadawała mu to pytanie, ilekroć zjawił się na progu własnego mieszkania. Nie dość, że odpowiedź była oczywista, skoro trzymał w rękach klucze, i właśnie zamierzał otworzyć drzwi, to jeszcze frustrował go fakt, że ta kobieta najwyraźniej całą dobę spędzała siedząc w przedpokoju, i nasłuchując jego powrotu. Jeszcze nigdy go nie przegapiła. Ten fakt był nieco przerażający. Czegóż jednak więcej wymagać od poczciwej starowinki, która za jedynych życiowych towarzyszy ma kilkanaście błądzących po jej mieszkaniu kotów (do pierwszego szarego śmiałka dołączyły już inne, jeden po drugim wyłaniając się spod koszuli nocnej właścicielki, i rozłażąc się po niezbyt obszernej przestrzeni ostatniego piętra), oraz swojego młodego sąsiada, wobec którego rozbudza jej się dawno już nieużywany instynkt macierzyński? Kibum musiał się z tym jakoś pogodzić. Zawsze mogło być gorzej.

Smutny urok wielorodzinnych kamienic mieszkaniowych.

- Pimpusiu, nie dręcz chłopca – powiedziała staruszka, zwracając się do jednego ze swoich pupili – ogromnego, spasionego persa, który właśnie zmierzył Kibuma oceniającym spojrzeniem, zupełnie jakby zastanawiał się, czy może go obsikać – po czym uśmiechnęła się swoim miłym, choć bezzębnym uśmiechem w kierunku sąsiada. – Idź, odpocznij, chłopcze. I nie zapomnij o kubku gorącego mleka!

Kibum pokiwał głową.

- Dobrze, proszę pani. – Staruszka zawsze polecała mu wypić kubek gorącego mleka. Kibum nigdy się do tej rady nie stosował. Zamierzał wypić więcej niż jeden kubek. Kawy. Albo czegoś mocniejszego. Czegoś, co postawi go na nogi na najbliższych parę godzin pracy, którą musiał wykonać, poświęcając czas, przeznaczony na sen. Tego jednak swojej sąsiadce powiedzieć nie mógł. Dlatego tylko uśmiechnął się uprzejmie, i skinął głową w jej stronę. – Dobranoc, proszę pani.

- Dobranoc, śpij dobrze, chłopcze. – Kobieta, uszczęśliwiona, pomachała do niego małą, pomarszczoną dłonią, po czym przywołała gromadkę swoich miauczących hałaśliwie dzieci z powrotem do wnętrza mieszkania. Kiedy jej drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem, Kibum powoli wypuścił powietrze z płuc.

stuk, stuk // jongkeyWhere stories live. Discover now