- Cześć. - powiedziałam, zapinając pas. - Co tam? - dodałam, nachylając się w ich stronę.

- Lepiej nie pytaj, ma kaca i umiera. - powiedziała Red, rozczesując włosy i przeglądając się w bocznym lusterku. 

- Nie mam kaca, po prostu się nie wyspałem. - mruknął Clifford, opierając głowę na dłonie. Drugą zacisnął mocniej na kierownicy, aby zachować panowanie nad pojazdem. 

- Ciekawe dlaczego. - zachichotałam, a on wbrew sobie dołączył do mnie po dłuższej chwili. - Nie będę wnikać, ale na przyszłość daj mu spać, paskudo. - dodałam, zwracając się tym samym do Red, która zapłonęła na czerwono prawie tak samo mocno, jakby z natury była burakiem. 

- Czepiasz się. - stwierdziła, skupiając się na swoich włosach. Starała się nie złapać ze mną kontaktu wzrokowego, przez co ponownie zaczęłam się śmiać. Była taka urocza, gdy się wstydziła. 

- Działo się coś, gdy mnie nie było? - zapytałam, zmieniając temat, aby poczuła się z powrotem komfortowo. Zaczęła mi opowiadać nudny, szkolny dzień, aż do momentu, w którym nie pożegnała się z chłopakiem i nie weszła ze mną do budynku placówki edukacyjnej.

Lekcje mijały nam stosunkowo szybko, jednak najbardziej ciągnął się wf, którego obydwie nie byłyśmy zwolenniczkami. Potrafiłam przeboleć grę w siatkówkę, czy koszykówkę, ale nie piłkę nożną. Była to dla mnie bezsensowna dyscyplina, dlatego też nie angażowałam się zbytnio w grę, przez co nauczyciel zagroził mi jedynką. Nie przejęłam się tym zbytnio, podobnie jak jeszcze kilka innych dziewczyn i nadal olewałam piłkę, boisko i toczące się rozgrywki parominutowe.

Po zakończonej lekcji odczekałam, aż Red weźmie prysznic, bo w przeciwieństwie do mnie nieźle się spociła, strzelając większość bramek dla naszej drużyny. Dostała pochwałę od wuefisty i zgodziła się wziąć udział w zbliżających się zawodach, jako kapitan naszej drużyny. Byłam z niej dumna, bo zawsze chciała się sprawdzić w tej roli i nareszcie się jej to udawało.

- No nareszcie. - oznajmiłam, gdy zobaczyłam ją gotową do wyjścia. Nudziło mnie to czekanie i zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie pójść do szafki, aby zabrać stamtąd książki potrzebne mi na jutro. - Ileż można było czekać? - dodałam, gdy wyszczerzyła się w moim kierunku. Pokręciłam głową zrezygnowana i nareszcie opuściłyśmy budynek szkoły. Cieszyłam się z tego faktu, bo spędziłam tu już za dużo czasu dzisiaj. 

- Patrz, Romeo sobie o tobie przypomniał. - zaśmiała się Red, wskazując na stojącego na parkingu Luke'a. Przewróciłam oczami, a potem zmarszczyłam brwi, widząc, jak brunetka zniknęła szybciej niż mrugnięcie okiem. Dzięki Davenport, wielkie dzięki. Westchnęłam ciężko i ruszyłam przed siebie, ignorując blondyna. 

- Jo! Jo!!! - rzucił się za mną, a ja zignorowałam jego nawoływania. Niech sobie nie myśli, że to ja go będę przepraszać za to, że nic mu nie powiedziałam o próbie i Leo. - Możemy pogadać? - dodał, zastępując mi drogę.

- Mam jakieś inne wyjście, czy znowu potraktujesz mnie jak worek na ziemniaki? - spojrzałam na niego, odsuwając się na bezpieczną według mnie odległość. Cieszyłam się, że nie było nikogo wokół, bo nie miałam zamiaru znosić tej szopki w gratisie z gapiami. 

- Chciałem cię przeprosić. - zaczął, po czym przełknął ślinę. 

- Miło. - stwierdziłam, patrząc się na niego z obojętną miną. - Coś jeszcze?

- Jo, proszę cię.

- O co mnie prosisz?

- Wybacz mi to, wiem, że zachowałem się jak jakiś popieprzony dupek, ale taki już jestem. Najpierw robię potem myślę, rozumiesz? 

- Staram się. - wzruszyłam ramionami. Chciałam go przetrzymać chwilę w niepewności. - Jak obydwoje się zaangażujemy, a mam nadzieje, że nie, to też będziesz mnie traktował, jak rzecz, a nie człowieka? - zadałam to jedno zasadnicze pytanie, będąc ciekawą jego odpowiedzi.

- No nie...

- Skąd wiesz? Nie panujesz nad sobą, Luke, a to nie jest wcale dobre. Musisz się nauczyć, że mają prawo mnie otaczać inni chłopcy, a ja nigdy nie stanę się twoją własnością, tak jak to w tych gównianych opowiadaniach, czy książkach, rozumiesz? - przyznałam, a ten przytaknął ruchem głowy i wcisnął mi w dłoń kwiat lilii. No i mnie zaskoczył. Nie liczyłam, że coś od niego dostanę, a jeśli to stawiałabym na różę, a nie lilię. - Dziękuję. - wymamrotałam zaskoczona.

- Przepraszam. - powtórzył, a ja westchnęłam cicho. Cholera.

- Nic się nie stało, ale następnym razem urwę ci jaja, obiecuje. 

- Zepsułaś.

- Spadaj.

- Miało być tak romantycznie i w ogóle. - wypchnął dolną wargę do przodu, a potem poprowadził mnie do swojego samochodu i otworzył drzwi.

- Nie umiesz być romantyczny. - stwierdziłam, a on wzruszył ramionami, jakby to było coś najzwyklejszego pod słońcem.

- Nie umiem, bo romantyk zabrałby cię na kolację do pięciogwiazdkowej restauracji, ale pojedziemy na pizzę. - stwierdził, opuszczając parking, a ja zaczynałam być wniebowzięta. 

~*~

ten rozdział jest jakiś dziwny, cri


beauty and the beast • hemmingsWhere stories live. Discover now