-Teraz musisz zrobić coś trudnego. Musisz na mnie wejść.

Że co?!

Jestem pewna, że gdyby nie opaska, moje oczy byłyby wielkie jak spodki.

-C-co?

Jego dłonie znajdowały się na moich biodrach, czułam to nawet przez warstwy ciuchów.

-Nie musisz się bać...-Szepnął, a jego oddech owiał mi ucho. Dlaczego on cały czas szepcze? I dlaczego to brzmi tak pociągająco?!

-Musimy tylko wejść na górę, gwarantuję, że nie pożałujesz. Wystarczy, że wejdziesz na mojego wilka. -Znów delikatny pocałunek w czoło.-Nie pozwolę, aby coś ci się stało.

Niepewnie skinęłam głową. Po kilku sekundach nastąpił trzask łamanych kości. Trwało to trochę czasu, a mnie z każdym dźwiękiem przechodziły ciarki.

Nagle poczułam szorstie włoski. Kark Aidena znalazł się pod moim nadgarstkiem; pogłaskałam jego sierść. Usłyszałam pomruk aprobaty, jakby mruczał. Słodziak. Trącił mnie w środek dłoni. Miał mokry nos!

Po kilku takich stuknięciach, zrozumiałam, że mam na niego wejść.

Więc dosiadłam wilka.

Dosiadłam wilka! Jak to epicko brzmi!

Czułam ruchy jego mięśni, jego sierść pod moimi dłoni.

Podskakiwaliśmy, biegliśmy.
Czułam się conajmniej dziwnie.

Po jakiejś minucie, Aiden stanął. Słyszałam jak szybko oddycha. Wyobraziłam sobie go: duży wilk, czarna sierść, połyskująca w świetle księżyca, a do tego te zabójcze, fioletowe oczy, które mnie pochłaniają.

Nagle zamiast sierści, poczułam skórę; moje ramiona były na jego szyi a nogi dotykały jego...

Pisnęłam, a on zachichotał. Co ja mówię! Zaczął wręcz rechotać. Zeskoczyłam z niego wkurzona.

Nie pomyślałam o jednym. Jestem na górze, a do tego mam zasłonięte oczy. Poczułam jak brak mi oparcia. Spadałam!

Zanim zaczęłam krzyczeć, na moim nadgarstku zacisnęła się dłoń i szarpnęła mną. Zderzyłam się z twardą jak skała klatką piersiową.

Siła z którą się z nim zderzyłam, musiała być duża, gdyż upadliśmy. Leżałam na Aidenie, jego klatka unosiła się bardzo szybko, podnosiłam się razem z nią. Ze mną poruszała się opaska, a  rozluźniła się na tyle, że lekko spadła i mogłam coś zobaczyć.

-Dzięki- mruknęłam. Trochę słabo za uratowanie życia, ale....

Usłyszałam jak warczy i po chwili znalazłam się pod nim. Opaska opadła na moją szyję. Widziałam nad nami chłodne błękitne niebo. Leżałam na zimnym białym puchu. Nade mną wisiał Aiden, jego czarne włosy były zmierzwione, a lodowe oczy spoglądały na mnie wściekle.

-Czy ty jesteś normalna? Zeskakujesz ze mnie! Z zasłoniętymi oczami! Camille! Mogłaś zgi...

Nie dokończył. Po prostu opadł na mnie, a jego ramiona zaczęły mnie miażdżyć. Przytulał mnie mocno jakby nigdy nie zamierzał puścić.

Martwił się o mnie.

Poczułam ciepło rozlewające się po ciele. Uśmiechnęłam się. Zapomniałam o tym, że jest nagi, a w dodatku o śniegu, który moczył mi kurtkę. Wplotłam palce jednej dłoni w jego włosy, a drugą dotknęłam jego policzka. Drgnął, kiedy poczuł mój dotyk. 

Podniosłam mu głowę, nie opierał się zbytnio. Byłam tak rozczulona jego zachowaniem. Jego oczy były lekko szkliste, serce zabiło mi mocniej.

Zniewolona przez fioletWhere stories live. Discover now