#01

1.1K 57 4
                                    

Leniwie otworzyła prawą powiekę, po czym zorientowała się, że na pewno nie jest w MF. Usiadła na łóżku i dopiero teraz zrozumiała, że zasnęła w makijażu, ubraniach, nie rozpakowując walizek. Westchnęła na samą myśl, że musi się za to wszystko zabrać, ale z drugiej strony, miała chęć rozejrzeć się po pokoju, dlatego wstała i zauważyła, że rzeczywiście, był on wart swojej ceny. Chociaż, gdyby nie była wampirem i nie mogłaby zahipnotyzować właściciela, na pewno by tutaj nie zamieszkała. 
Skierowała się do łazienki i zabrała za ogarnięcie się. Pomimo, że było tu mydło, szampony i inne kosmetyki, wolała swoje i powyciągała je, z dumą zauważając, że nic się nie wylało. Jak zawsze z resztą, organizacja to jej drugie imię! Po wyjściu z toalety, zabrała się za makijaż. Nic specjalnego - naturalny, zwykły. Do tego przywdziała białą, krótką sukienkę, niebieską katanę i brązowe botki. Nie za bardzo wiedziała jak się ubrać, dlatego postawiła na codzienny zestaw. Wyszła, zamknęła drzwi i udała się do recepcji, gdzie oddała klucz. 
Postanowiła, że jak na razie nie będzie zajmowała się szukaniem Klausa, bo stwierdziła, że i tak się na niego natknie, albo coś ją do niego przyprowadzi. W końcu miał być jej ostatnią miłością, to coś chyba znaczy? Szła ulicami Nowego Orleanu, kiedy dostrzegła kawiarnię i nagle zamarzyła sobie o kubku kawy. Zaszła do niej i zamówiła nie tylko to, ale też ciastko. 
Czekała na zamówienie, kiedy zauważyła ciemnoskórego mężczyznę, a przy nim brunetkę. Wydawało się, że jest jej ojcem, ale sama nie była tego pewna. Złapał ją na tym, że wpatrywała się w ich stolik i chciała zapaść się pod ziemię, jednak nie sądziła, że mężczyzna do niej podejdzie.
- Ja, ym, zapatrzyłam się. - zaśmiała się, trochę zbyt nerwowo, upijając łyka kawy. Pierwszy dzień, a ona już coś psuje, typowa Caroline. 
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów - jesteś tutaj nowa, zgaduję? - przysiadł się do blondynki. Ta uniosła brew do góry, bo nie wiedziała skąd to wywnioskował. Bez sensu.
- Hm? Co, no tak, to znaczy przyjechałam w odwiedziny. - zmarszczyła brwi, zbytnio nie wiedząc, jak zinterpretować pobyt w tym mieście. Nie wiedziała, czy Klaus w ogóle ją przyjmie, czy będzie zadowolony z jej przyjazdu. 
- Chciałbym wprowadzić cię w świat wampirów Nowego Orleanu - uniósł wyżej kąciki ust, widząc, że dziewczyna jest zdziwiona. Zwykle nie zapraszałby jakiegoś randomowego wampira na imprezę, którą organizował, bo była ona dla najbliższego grona, ale musiał utrzeć nosa Klausowi i przyprowadzić jakąś partnerkę. Ponadto chciał, aby Rebekah była zazdrosna! - dlatego zapraszam cię na przyjęcie, gdzie będziesz mogła poznać resztę, najbliższych i najstarszych. - wiedział, że nie odmówi, bo na pewno chciała poznać najsilniejsze kreatury miasta. Kto by się spodziewał, że ona ich zna. Jednego aż nazbyt dobrze. Zgodziła się więc na spotkanie i po dostaniu adresu rozstała się z nim, udając do hotelu. 
- Serio Marcel, serio? Tylko dlatego mnie przyprowadziłeś? Żeby kogoś poznać? - Davina popatrzyła na niego z litością.
- Nie marudź, tylko szykuj się na imprezę. Mikaelsonowie już pewnie wszystko wyprawili. - wziął ją pod ramię i wyszli z kawiarni, kierując się do domu. 


/Heeeeeeej!
Jest nowy rozdział! Zauważyłam, że jednak ktoś czyta to ff i jest mi na prawdę bardzo miło! <3 Postaram się regularnie coś dodawać, ale zobaczymy jak to wyjdzie. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze! 
Xo!

you're the only reason that i'm not afraid to flyWhere stories live. Discover now