Prolog-Amerykanka z dziwnym imieniem

169 16 8
                                    

Dobra... Od czego zacząć? No... Nazywam się Nove Rixon. Dawniej, byłam zwykłą dziewczyną, z blond włosami i stoickim spokojem. Teraz jestem, wojowniczką w mistycznej krainie, o której nikt nie wie. Mam nadprzyrodzone moce i ratuję świat. Dacie wiarę? Nie? Tak myślałam.
Ale, zacznijmy od początku...

Spałam jak zabita. Starałam się nie chrapać, lecz było to dla mnie trudne. Nie rozumiem, czemu istnieje taki przedmiot jak "szycie". Czy zamierzam w przyszłości zostać krawcową? Nie. Więc czemu dali nam ten przedmiot jako obowiązkową lekcję? Nie rozumiem Polski... Nazywam się Nove. Pochodzę z Ameryki Północnej. Dokładniej, z Nowego Yorku. Jednak, każdego dziwi moje imię: "Nove". Nie wygląda to jak imię, w żadnym języku. Nie jednokrotnie, jakiś uczeń przezwał mnie "nową gazetą". Ale wróćmy do sytuacji:
Spałam tak głęboko, że nie usłyszałam jak zadzwonił dzwonek. Poczułam, że ktoś ciągnie mnie za moje krótkie, blond włosy. Była to Iza. Moja bliska przyjaciółka. Ponownie mnie pociągnęła, mówiąc:

— Nove!— Zignorowałam zaczepkę— Nooove!— Dziewczyna specjalnie przeciągnęła literę "o" w moim imieniu, bo wiedziała że to mnie denerwuje. Nie ugięta, spałam dalej.— Wstawaj! Lekcje się skończyły! Jutro twój długo wyczekiwany dzień!

Dopiero te słowa mnie rozbudziły. Przypomniałam sobie, że jutro jest bal licealistów z klas pierwszych. Podniosłam głowę, i otworzyłam szeroko oczy. Ale zanim zdążyłam cokolwiek zobaczyć, moje włosy opadły mi na twarz. Zdezorientowana, powiedziałam to, o czym pomyślałam:

— Gdzie ja jestem!? Kto zgasił światło? — Wybełkotałam, wciąż zaspana. Moja przyjaciółka się roześmiała, i odgarnęła mi włosy z oczu.
— Koniec lekcji! Pakuj się— Powiedziała, szczerząc swoje nieskazitelnie białe zęby. Spakowała do tornistra materiały, a maszynę do szycia, schowała do szafy. Ona, w przeciwieństwie do mnie, uwielbia szyć. Mimo, iż nie zna się na tym, i często podczas lekcji musi iść do pielęgniarki. Rozumiem, każdy ma inne zdanie. Popatrzyłam na swoją ławkę. Ja, nawet nie musiałam nic pakować, bo nic nie znajdowało się na mojej ławce. Igły i nitek zapomniałam wziąć z domu, a maszynki, nie chciało mi się taszczyć.
"Pięknie, Nove" pomyślałam "Skupiasz się nawet na matematyce, a szycia nie umiesz ogarnąć!"
Wyszłam razem z Izą na korytarz. Moja kumpela, odgarnęła swoje niebieskie włosy z twarzy. Pamiętam, te śmieszną sytuację, gdy ona (przypadkowo) przefarbowała sobie włosy.
Dwa lata temu, bawiłyśmy się w moim domu. Biegałyśmy i Rzucałyśmy w siebie wszystkim, co stanęło nam na drodze. Właśnie wtedy, jedna z półek w kuchni, się zachwiała. Była to półka z barwnikami. Skąd miałam wiedzieć, że jeden z nich był otwarty...? Błękitna farba, zachalapała jej włosy. Zejdzie jej za trzy lata. Dwa lata za Izą, jeszcze rok.

— Noo... Ktoś cie zaprosił?— Dopytywała się.
— Nikt jeszcze. Impreza już jutro, a mnie nikt nie zaprosił.
— To musisz sobie szybko kogoś znaleźć!
— Kto chciałby zaprosić Amerykankę z dziwnym imieniem?
— Słyszałam, że podobasz się Jakubowi! Może o niego zawalczysz?
— Nie wiem. Zastanowię się. Mogę pójsć jako singielka— Wzruszyłam ramionami, i razem zeszłyśmy do szatni. Włożyłam klucz, do zamka mojej szafki. Ta, skrzypnęła i się z trudem otworzyła.
"Ehh... Kiedy oni wymienią te szafki?"
Zabrałam swoją letnią kurtkę. Gdy byłam z Izą na dworze, niebieskowłosa zwróciła się do mnie:

— Jutro, przyjdę do ciebie, i pomogę ci się ubrać!
— Dobra, do jutra Iz!— Pożegnałam sie z nią, i poszłam w kierunku mojego domu. Warszawa, to miasto wielkich rozczarowań. Tak wiele się mówi o stolicy, a tak nie wiele rzeczy się spełnia. Śmiecie na ulicach, biedacy próbują zabrać ci kasę. Wszędzie pachnie spalinami... Czyli, mniej więcej tak samo jak w NY. Mijałam ślepą uliczkę, która znajdowała się obok mojego domu. Kątem oka, popatrzyłam na wjazd do niej. Chciałam zobaczyć, czy nadal siedzi tam ten starzec. Zawsze tam był. Odkąd wprowadziłam się do Polski. Zawsze tam siedział i sie na mnie patrzył, tajemniczym wzrokiem, jakby chciał mi coś powiedzieć. Nadal wlepiał we mnie wzrok. Czułam się skrępowana, więc poszłam dalej. Stałam przy czarnej, niczym noc bramie mojego bloku. Zaczęłam się zastnawiać, czy zaprosić Jakuba, czy pójść sama. Z jednej strony, był całkiem przystojny, ale z drugiej, był trochę dziwny...
Tak rozmyślając, weszłam do mieszkania. Od razu, powitał mnie mój młodszy brat-Max.

— Cześć Nove!— Krzyczał, i się uśmiechnął. Mój braciszek ma sześć lat i w czerwcu skończy siedem. Uściskałam go mocno, i poszłam do kuchni, gdzie stał mój ojciec.
— Witaj, Nove. Jak było w szkole? — Zapytał, uśmiechnięty od ucha, do ucha.
— Dobrze, i mam pytanie: czy jutro po szkole, może wpaść do mnie Iza?
— A po co?
— Ma mi pomóc umalować się na imprezę w mojej szkole.
– No, dobrze. Idź się zabierz za odrabianie lekcji...

_____________________________________________________________________________
Nowa książka :D
Wiem, początek trochę nudny, ale akcja się rozkręci!

Zemsta-Łowca (część pierwsza)Where stories live. Discover now