— NATSU!!! — wrzasnęła przerażona Lucy.

Po jej skórze popłynęła szkarłatna krew, brudząc biały materiał. Każde kropelki powoli wsiąkały w szatę, zaczynając tworzyć na niej znak, który miał być dopełnieniem całego procesu.

Był coraz bliżej końca, a nikt się nie zjawiał. Oczy Lucy gorały wściekłością, choć nic więcej nie mogła zrobić. Błagała Natsu, by ten się zjawił, że czas mijał a on się nie pojawił.

— Już prawie, moja droga przyjaciółko — szepnęła jej na ucho Melody.

Nie poddawaj się. — Znowu ten głos. Znowu ten mężczyzna. I choć bardzo chciała go wysłuchać, to nie potrafiła. Zbyt bardzo się bała. Te przytłaczające uczucia były zbyt silne dla niej. Jednak miał rację. Tak daleko już doszła, że nie mogła teraz zawrócić i oddać wszystkiego, na co tak ciężko pracowała.

Wyrównała oddech, po czym zacisnęła pięści, napinając z całych sił mięśnie.

— Jesteś chora! — syknęła Lucy.

— Nie, to świat jest chory.

— A zastanawiałaś się, co się stanie, gdy w końcu uda ci się spełnić marzenie?

Melody spojrzała na nią niepewnie, tak jakby to pytanie ją tknęło. Przegryzła wargę, lecz jej zastanowienie nie trwało długo. Zaraz wzruszyła ramionami i powróciła do dalszych części przygotowań.

— Zobaczymy — odpowiedziała tylko. — Najważniejsze jest, by...

Zamilkła.

Krew rozbryzgała się po całym ciele Lucy, mieniąc jej skórę barwami jasnego szkarłatu. Niewielkie krople zsuwały się po jej delikatnym ciele, wchłaniając się aż do najciemniejszych zakamarków jej duszy, która w tej chwili krzyczała z przerażenia. Usta jej drżały, a prawe oko nieustannie drgało, nie potrafiąc zachować spokoju.

Patrzyła na czarny szpikulec, który wystawał z drobnego ciała Melody, przewijając ją w okolicach piersi. Dławiła się krwią, która zdążyła się dostać nawet do płuc. Błagalnie spoglądała na blondynkę, prosząc o ją ratunek. Jej ręce bezsensownie machały na wszystkie strony, szukając ostatków nadziei.

— To koniec, ukochana.

Melody zamarła. Jej oczy wypełniły łzy, a usta otworzyły się w przeraźliwym krzyku. Chlusnęła krwią prosto na twarz Lucy, po czym bezwładnie opuściła ręce.

— Ha—ns? — szepnęła, chcąc się odwrócić.

Pusty szkielet lewitował dokładnie za drobną dziewczyną, trzymając w dłoniach szpikulec, wypełniony czarną mazią, która powoli pochłaniała od wewnątrz ciało nieśmiertelnej damy. Choć jego czaszka zdawała się nie zmieniać swojego wyglądu, to dało się wyczuć szaleńczy smutek i rozpacz, która rozdzierała jego serce na małe kawałeczki. Zaciskał szczękę, żałując tego, co robi. Kosteczki palców coraz bardziej zaciskały się na uchwycie, nie chcąc, by przypadkowy napływ emocji próbował zniweczyć jego plan.

— Kochałem cię i kocham nadal, Melody — rzekł ciepło Hans. — Ale to już zaszło za daleko, ukochana.

— Dla... czego? — Ponownie splunęła krwią, z trudem utrzymując się przy życiu.

Światło życia gasło w niej. Po raz pierwszy, od chwili odejścia od swej mistrzyni, poczuła, iż ginie. Zostało jej tak mało czasu i śmierć zależała od miłości jej życia.

Jej dusza rozleciała się na tysiące kawałeczków. Nie wierzyła, że do tego doprowadzi ta smutna i tragiczna historia ludzi, którzy po prostu dążyli do szczęścia. Nie mogła już nic zrobić.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz