Lublin - Warszawa

2.6K 191 72
                                    

- C-co?

Ahusowi zrozumienie, co mówił do niego kolega zajęło kilka sekund. Z początku myślał, że żartuje. Ale Mietek był śmiertelnie poważny.

- Och. Czyli jednak nie wiedziałeś. - pewnie poznał po jego tonie głosu. Kacper był przerażony.

- Nie... ale jak to w szpitalu? Co się stało?

- Miał jakiś wypadek samochodowy. Sam niewiele wiem w sumie, dowiedziałem się też przez przypadek. Ma złamaną rękę i nos. Chyba.

O mój Boże. Gargamel miał wypadek. I to jak wracał samochodem od Ahusa. To jego wina. To musi być jego wina.
Blondyna oblał zimny pot. Miał wrażenie, ze zaraz zwymiotuje.

- W jakim szpitalu lezy?

- Centralny Szpital Kliniczny MSWiA. Oddział ratunkowy.

- O-okej. Jest w bardzo złym stanie? Byłeś go odwiedzić?

- Tak, ja--

- Mówił coś jeszcze? Boże, słabo mi...

- Ahus, uspokój się kurwa. - powiedział szorstko - Wiem, że sytuacja jest krytyczna, ale nie możesz panikować. To niczego nie zmieni. I nie mdlej mi tu. - głos Mietka przywołał go do porządku. Jego starszy kolega miał całkowitą rację. - Gadałem z nim wczoraj wieczorem przez telefon, był jakiś taki dziwny i w koncu udało mi się z niego wyciągnąć, że jest w szpitalu. Cały Kuba, gadał jakby to było nic takiego... to przyjechałem do niego i dopiero tam mi powiedzieli o złamanej ręce. I nosie. A i tak pewnie nie wiem wszystkiego, bo nie jestem członkiem rodziny. I jak tam z nim gadałem trochę, w tym szpitalu, to zapytałem "co u Ahusa" i czy byłeś już u niego. Spojrzał sie gdzieś za okno i powiedział tylko "Okej. Nie, nie był u mnie". Nie pytałem go już więcej o ciebie i jak wróciłem juz do siebie to stwierdziłem, że zadzwonię.

Ahus ucichł na chwilę.

- Mietek?

- Hm?

- Tak się składa, że się pokłóciliśmy. Dzien przed jego wyjazdem. I tak jakoś...nie wiem, czy on chce mnie widzieć.

- ...Nie wiem, o co się poklociliscie, ale to na pewno nie było aż tak poważne, żeby Kuba nie chciał żebyś go odwiedził w szpitalu. - odpowiedział po chwili.

- W-w sumie... chyba masz rację. Pojadę do niego. Najwyżej...najwyżej wrócę jak mnie opieprzy i jakoś to będzie. - jakoś to będzie, czyli dostanę załamania nerwowego, pomyślał.

- No i prawidłowo. Słuchaj, potrzebujesz jakiejs podwózki czy coś? Bo nie masz prawa jazdy i tak--

- Nie, nie! Poradzę sobie. Ale dziękuję. - Ahus na prawdę doceniał ofertę kolegi, ale Mietek też nie mieszkał w Warszawie i musiałby specjalnie po niego przyjechać. Nie chciał być dla niego ciężarem.

- Okej w takim razie. I jakbyś czegoś potrzebował, albo po prostu chciał pogadać to dzwoń.

Kacper pożałował, że nie może go uściskać przez telefon.

- Jasne. Kończę już, bo skoro mam jechać do tego szpitala to muszę się teraz zbierać.

- Teraz? No dobra.

- A, i Mietek?

- Hm?

- Dziękuję. Że mi powiedziałeś. To dla mnie wiele znaczy. Na serio.

- Nie ma sprawy, kolego. - odparł po krotkiej pauzie. Ahus wyczuł uśmiech w jego głosie. Cieszył się, że zna kogoś takiego jak Mietek. Pożegnał się i rozłączył.

Dobre Fanfikowe // gahus gargahus czy jeden kijWhere stories live. Discover now