2

102 21 4
                                    

- Na górze róże, na dole padlina. Wszędzie cierpienie, życie to kpina.

- Violin is blue, blood is red. Your window was open, Im under your bed!

- Co? - przerwali Toby i Ben.

- Przetłumaczcie sobie. No ok, teraz ty Ben!

- Na górze róże, na dole kredens nie znajdę dziewczyny, bo gram w Lengue of Legends.

- Eee- Lucy przerwała chłopakom w dzieleniu się swoimi ulubionymi cytatami.

- Kreatywne, co nie? - dodał L.J z dumą.

- Ta, bardzo, ale znam lepsze! Żyła sobie żyła, na ulicy żyła. Żyle pękła żyła, żyła już nie żyła!

- Co z tego - Ben wzruszył ramionami. - I tak mój był najlepszy.

- Ty się nie odzywaj krasnalu! - przerwał mu Toby. - Idź reklamuj serek, topiony!

(pozdrawiam Niv, która to wymyśliła ;3 )

Elf zrobił typowego poker face'a, a reszta członków rozmowy zaczęła się śmiać.
Tylko Lucy zachowywała się jak na pogrzebie.

- Ej, Lucynko. Co ci? - zauważył Toby.

- Nic takiego...

- Pewnie ma okres, hyhy - szepnął L.J do Bena.

- Co ci do tego. A nawet jeśli to nie o to chodzi. - westchnęła dziewczyna.

- No to o co, weź nie bądź taka tajemnicza!

- Bycie tajemniczym jest super! - dziewczyna skrzyżowała ręce. Następnie wstała i bez słowa pokierowała kroki w stronę swojego pokoju.

- Ta. To okres. - wspomniał na koniec Ben i wraz z kolegami mordercami wrócili do dzielenia się cytatami.

Tymczasem w pokoju Lucy, dziewczyna wzięła po przebraniu się, do rąk wcześniej zdobyte dokumenty od Maskyego. Postanowiła obejrzeć zdjęcia ofiary, jednak jedyne co wydziałach to rozmyte fotografie przedstawiające coś jelenio podobnego. Dziewczyna zawiedziona, zaczęła czytać opis "bestii".

- Imię, nieznane. Bardzo mi się przyda ta informacja. Hmm. Posługuje się łukiem, robi eliksity. Co to, Hogwart? - szesnasto latka włożyła papiery do swojego zielonego plecaczka. Spakowała w nim także zapasy do jedzenia, parę przypadkowych noży, apteczke. - Może wezmę pieniądze, gdyby napadły mnie jakieś dresy. - Dziewczyna wzięła do ręki swoją skarbonkę w kształcie truskawki, którą kiedyś tam ukradła. Przechyliła ją nad biurkiem, jednak jedyne co wypadło to... trzy pineski.
- Ej noooo. To nie fair. Przecież tydzień temu jeszcze miałam pięćdziesiąt złoty ... - nagle przed oczami Lucy, pojawiła się retrospekcja z poprzedniego tygodnia, kiedy to wspólnie z innymi Proxy, postanowiła wyjść "na miasto", gdzie kupiła sobie figurkę w kształcie kamyka. - OK, już rozumiem. - dziewczyna spojrzała na Teofila, bo tak nazwała figurkę i wyszła ze swojej sypialni.

- Brian? - odezwała się brunetka, wchodząc bez pukania do pokoju kolegi Proxy. Rzuciła się na łóżko i odezwała z niewinnym uśmieszkiem.
- Wiesz, że Cię bardzo lubię?

- Il-le ch-chcesz...

- Pięćdziesiąt złoty, jeśli łaska.

Chwilę później Lucy stała w progu drzwi z szerokim uśmiechem:
- Dziękuję dobry człowieku!

- Tak, Tak. Ter-raz idź. - "pożegnał się" blondyn zatrzaskując drzwi przed nosem jubilatki. Dziewczyna tanecznym krokiem zwróciła do sobie, wymachując pieniędzmi na prawo i lewo.
Kiedy tylko już włożyła je do kieszeni była gotowa.

Parę minut później Lucy, by było innym miło, pomyślała, że dobrze będzie się z innymi pożegnać:

- Nara frajerzy! Nie będę tęsknić! - a następnie wybiegła z budynku w podskokach.

DziękujęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz