Rozdział 12.3

28.2K 2.3K 578
                                    

Z Jamesem widziałam się tylko tej pierwszej nocy mojego pobytu w Londynie, gdy spałam u niego w hotelu. Nie odpisał na mojego SMS-a ani nie zadzwonił. Zabolało, bo myślałam, że coś się może zmieniło. Nie naciskałam na niego i nie pisałam więcej, nie wydzwaniałam. Wiedział, gdzie się zatrzymałam. Powiedziałam mu to, chociaż wcale nie pytał. Jedynie myśli na temat Jamesa psuły mi nastrój podczas pobytu w Wielkiej Brytanii. Było mi przykro, że w ogóle się do mnie nie odzywał. Miałam nadzieję, że tamta noc coś pomiędzy nami zmieniła. Zachowywał się wobec mnie tak opiekuńczo i troskliwie... Jednak znowu tylko się łudziłam i byłam w błędzie. Nie powinnam robić sobie żadnych nadziei, a tak tylko czułam rozczarowanie i musiałam przełykać gorycz.

Nagrywanie teledysku poszło nam sprawnie, materiał trafił do grafików i dźwiękowców, aby mogli go dopracować i 14 grudnia teledysk miał swoją premierę i został opublikowany. Tak jak planowano.

W czasie tych dwóch tygodni nieźle zżyłam się z ekipą Jacka i nim samym. Prawił mi komplementy bardzo często, a raz nawet zaprosił mnie na kawę, z czego skorzystałam. Bo w sumie, dlaczego nie. Oczywiście nie poszliśmy do kawiarni. Po nagraniach usiedliśmy w garderobie na składanych krzesłach i rozmawialiśmy, pijąc kiepską kawę ze starego ekspresu. W czasie gdy ekipa pracowała nad montażem teledysku, Jack wraz z Mary i Rafaelem pokazywali mi miasto. Całe dnie spędziliśmy na zwiedzaniu, rzecz jasna w towarzystwie ochrony Jacka. I nawet kiepska pogoda nie zepsuła mi nastroju, chociaż padało niemal cały czas i było cholernie zimno. Widziałam już Londyn z Jamesem podczas tournée, ale to było wiele miesięcy temu, podczas lata, i fajnie było zobaczyć te same miejsca, jednak podczas innej pory roku. Mile wspominałam tych kilka dni. Czułam się bardziej jak na urlopie. Prawie w ogóle nie widywałam wtedy Kathy, przebywała cały czas z Zafirem, widywałam się z nią głównie wieczorami, ale przez ostatnich kilka dni także u niego nocowała i tylko raz się minęłyśmy, gdy przyszła po ubrania na zmianę. Była cała w skowronkach i obiecała potem wszystko mi opowiedzieć. To „potem" znaczyło w Stanach, ponieważ musiała wracać do Nowego Jorku o dzień wcześniej niż ja. Pożegnałam się więc z nią rano, tuż zanim wyszłam na miasto z Jackiem i resztą. Ja pojechałam spotkać się z nimi na mieście, a Kathy wzięła taksówkę na lotnisko.

***

Kończył się mój ostatni dzień pobytu w Londynie, następnego ranka, 15 grudnia, miałam samolot do Nowego Jorku. Po wycieczce Jack najpierw podwiózł do hotelu Mary i Rafaela, a potem mnie. Aby nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi, poruszaliśmy się po mieście zwykłym volvo, jednak samochód był zwyczajny tylko z zewnątrz. W środku był nieco większy niż zwyczajne auto tego typu i dlatego pomieściliśmy się wszyscy. Tuż za nami jechali ochroniarze w nieoznakowanym samochodzie. Jack zaparkował pod moim hotelem i wyłączył radio. Całą podróż śpiewaliśmy kawałki lecące na antenie. Z szerokim uśmiechem Jack wyłączył silnik samochodu i spojrzał na mnie.

— Masz całkiem niezły głos, Liv — powiedział, starając się ze mnie nie śmiać.

Rozbawiona dałam mu lekkiego kuksańca w bok.

— Nie przesadzaj. Dobrze wiem, jak fałszuję — zapewniłam wesoło.

— Nadrabiasz kiepskie umiejętności wokalne entuzjazmem. Wychodzi więc na zero — stwierdził i spojrzał na chwilę na przednią szybę, jakby nad czymś myśląc. — Jutro rano wracasz do Nowego Jorku, prawda?

Nadal uśmiechałam się szeroko. Był rozbrajający i każdą moją wadę potrafił obrócić w zaletę. Nawet fałszowanie.

— Tak. — Pokiwałam twierdząco głową i także spojrzałam na przednią szybę ciekawa, na co tak patrzył.

Jednak nie było tam nic ciekawego. Dochodziła 20, od dawna było już ciemno. Drobne krople deszczu uderzały o dach samochodu i spływały po szybach. Na ulicy było prawie pusto, w oddali ujrzałam jedynie dwoje przechodniów skrytych pod parasolami. Szli obok siebie szybkim krokiem, zapewne do domu, aby uciec od tej zimnicy i skryć się w ciepłym budynku.

— Mógłbym wpaść na drinka? — zapytał nagle, a ja odwróciłam głowę, patrząc na niego zaskoczona.

W pierwszej chwili chciałam odmówić. Najpierw pojawiły się w mojej głowie błahe powody. Prowadził samochód, ale przecież któryś z jego ochroniarzy mógł wsiąść za kierownicę i zawieźć go do hotelu. Kolejnym powodem było to, że musiałam wstać o 5 rano, ale przecież mogłam pospać w samolocie. Jednak najważniejszym powodem był James. Czułam się dziwnie, jakby zgodzenie się na ofertę Jacka było czymś złym. Odkąd wdałam się w romans z Sheridanem, nie spotykałam się z nikim innym. James i ja nie byliśmy razem, przypomniałam sobie. Mogłam robić, co chciałam. No i drink czy dwa były dobrym pomysłem. Ostatni raz piłam alkohol z Jamesem, potem z powodu intensywnych treningów unikałam procentów i nic nie piłam, nie imprezowałam. Musiałam być w formie.

— Nigdy nie kończy się na jednym — powiedziałam i posłałam mu delikatny uśmiech.

Odwzajemnił uśmiech i ponownie zaczął się we mnie wpatrywać. Tego dnia miałam na sobie ciemne dżinsy, bluzę i płaszcz. Włosy miałam związane w niedbały kucyk, a na twarzy nietypowo jak dla mnie miałam lekki makijaż. Użyłam tylko tuszu oraz pudru. Nic specjalnego. Efekt znośny. Mimo to Jack w ciągu dnia spoglądał na mnie bardzo często i łapałam się na tym, że sama szukałam jego spojrzenia. Mile łechtało moje niskie ego.

Jack zaśmiał się cicho na moje słowa i wzruszył ramionami.

— Wiem. I nic nie szkodzi, wypiję z tobą nawet całe wino.

— Nie mam wina. Tylko whisky — przyznałam nieco przepraszającym tonem.

Skrzywił się lekko i pokręcił głową.

— Jak widzę, ostra z ciebie zawodniczka. Nie przepadam za mocnymi alkoholami, ale jakoś dam radę.

— To cudnie. Chodź. — Uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam swoją torebkę, zarzuciłam ją sobie na ramię i wysiadłam z samochodu.

Dance, Sing, Love. Miłosny układOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz