2. Zdradzieckie sekretarki

384 6 12
                                    

Zastygam z mopem w ręce. Patrzę na pana Adama jak w najświętszy obraz i staram się nie mrugać oczami. Jak zwykle jest nienagannie ubrany w nienaganny garnitur, do którego dobrał nienaganny, jasny krawat. Ten mężczyzna jest chodzącym seksapilem. Jak można przejść obojętnie obok faceta, który wygląda jak George Clooney? Odpowiedź jest prosta: nie można. Tak więc patrzę na niego i się nie odzywam.

- Flora?

Dźwięk jego słodkiego głosu przywraca mnie do rzeczywistości.

- Przyjdziesz późnej do mojego gabinetu?

Gdybym nie wiedziała lepiej, to pomyślałabym, że chce, bym wysprzątała jego przestrzeń pracy. Wiem jednak lepiej, więc po wysprzątaniu jego gabinetu będzie czekać na mnie rozkoszna dla nas obojga nagroda.

Zdaje mi się, że dziś będzie ten dzień. Dziś pan Adam zrobi kolejny krok i doczekam się macanka bez żadnych przeszkód. Zawsze stawały nam na drodze ubrania, ale dziś w jego spojrzeniu jest coś erotycznie obiecującego i mam nadzieję, że się nie zawiodę.

- Oczywiście.

Uśmiecham się do niego tajemniczo, udając, że nie biorę udziału  w naszej wspólnej grze. Jak tylko pan Adam się odwraca, ruszam do roboty. Uwijam się jak pszczoła w ulu. W ekspresowym tempie sprzątam salę redaktorów, szybko ogarniam kuchnię i czyszczę kible.

Po trzydziestu minutach cicho pukam do drzwi gabinetu redaktora naczelnego i wchodzę, by posprzątać. Ani razu nie patrzę w stronę pana Adama, ale cały czas czuję na sobie jego wzrok. Kiedy kończę, zabieram ze sobą pełny worek na śmieci i kładę go przy drzwiach. Robię to wolno, coraz wolniej. No, już, proszę...

- Ekhm.

Wreszcie!

- Floro, podejdź tu, proszę.

Jak na grzeczną pracownicę przystało, podchodzę do biurka. Pan Adam kładzie swoje wielkie dłonie na moich drobnych biodrach, a ja zaciskam palce na jego szerokich ramionach. Odgarnia mi kosmyk włosów z twarzy, przebiegając dłonią po policzku, żuchwie, aż wreszcie zatrzymuje się przy pulsującym miejscu na szyi.

- Panie Adamie – mruczę do niego z zadowoleniem, co zawsze mu się podobało.

Usadza mnie na swoich kolanach i siedzę na nim okrakiem. Nim zdążę się przyzwyczaić do nowej pozycji, jego władcze i wymagające usta zamykają się na moich drobnych i bardzo chętnych wargach. Nie traci więcej czasu i wpycha swój język, który szybko wiruje wraz z moim. Jego chłodne dłonie przejeżdżają po całym moim ubranym (w przeklętą szarość!) ciele, na co odpowiadam cichym pomrukiem zadowolenia. Jakbym chciała, żeby jego wszędobylskie ręce wreszcie znalazły się pod tym szarym uniformem...

- Panie Adamie, proszę – piszczę i błagam jednocześnie, by dotarł do kolejnej bazy. On nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo go teraz potrzebuję.

Niebiosa wysłuchały moich próśb, bo po chwili, która dłużyła mi się całą wieczność, pan Adam ściąga ze mnie tę przeklętą szarą koszulkę, a jego oczom ukazuje się mój nagi biust. Widzę, jak mu drży jabłko (nomen-omen) Adama.

- Nie założyłaś biustonosza?

Mogłabym mu odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że nie założyłam, bo nie mam nawet jednego stanika w swojej garderobie. Bo po kij mi coś, czego zadaniem jest podtrzymywanie ciężaru, skoro mój ciężar waży mniej niż dwadzieścia deko? Kręcę więc niepewnie głową i czekam na jego kolejny ruch.

Wstrzymuję powietrze, kiedy czuję jego wilgotny język na prawej brodawce, a za chwilę całe wargi na skutku. Zastygam w miejscu i proszę o więcej, o wiele więcej. Trzymam się jego włosów jak rozbitek swojej tratwy i odchylam się nieco, by dać mu lepszy dostęp.

Przewrotny losWhere stories live. Discover now